Przyjęcie Krajowego Planu Odbudowy w kształcie zaproponowanym przez rząd Prawa i Sprawiedliwości nie jest wielkim sukcesem. Większość sposobów wykorzystania środków z Unii Europejskiej, które zaproponował rząd Morawieckiego to liberalne metody i slogany; w tym propaganda wzrostu PKB, narzekania na zbyt duży socjal i bardzo skąpe transfery finansowe do publicznego systemu ochrony zdrowia.
Krytyczna, pozbawiona złudzeń lektura całego dokumentu pozwala również przewidzieć naszą najbliższą przyszłość: zmieni się bardzo niewiele, a rządząca prawica szykuje nam też m.in realną próbę wydłużenia wieku emerytalnego.
Diagnoza: za dużo wydatków na socjal i zbyt mało pracowników
Dokument KPO napisano tak, żeby zawierał w sobie wszystkie klasyczne narzekania liberałów: na niewydajną pracę, na zbyt duże wydatki na socjal i na zbyt małe wykorzystanie siły roboczej, a także na zbyt niski wiek emerytalny. To wszystko znajdziemy na kartach rządowego dokumentu, gdzie autorzy wprost piszą, że do głównych „słabości strukturalnych polskiej gospodarki” należą „obciążenia systemu finansów publicznych systemami zabezpieczeń społecznych” oraz „niski poziom wykorzystania rodzimych zasobów pracy”. Nie ma tam ani słowa o zbyt niskich podatkach dla najbogatszych i zbyt niskim podatku CIT.
Z całości treści i zamierzeń wyłania się za to dość klarowna, turbokapitalistyczna doktryna. Dokument wskazuje np. skąd rząd zamierza ciągnąć dodatkową siłę roboczą, aby zwiększać kapitalistyczny wzrost. Tymi wybrańcami są „osoby w wieku produkcyjnym nieaktywne zawodowe”, wśród których w Polsce dominują emeryci (57,4%) i uczniowie oraz studenci (16,9%). Planowana „aktywizacja zawodowa” tych osób jest w rzeczywistości po prostu próbą powiększenia armii pracy o osoby starsze, chore oraz o uczniów i studentów. To propaganda, której efekty przyjdą już niedługo. Dokładnie ta sama presja może służyć też za wyjaśnienie, dlaczego w ostatnim czasie praca dzieci staje się wałkowanym przez prawicowy mainstream medialnym tematem.
Zgodnie z wizją Krajowego Planu Odbudowy jednym z głównych problemów Polski jest zbyt mała liczba pracowników. W dokumencie nie znajdziemy natomiast nawet ani razu słowa „płace”. Ogólnie perspektywa pracownika jest tu absolutnie nieobecna. Planowana i większa wydajność pracy ma się zaś realizować kosztem osób obecnie biernych zawodowo, w które rząd wkłada m.in. emerytów, osoby młode, czy migrantów. Autorzy wprost piszą nam, że niski wiek emerytalny jest problemem. W ramach działań związanych z KPO dalej realizowany ma też być program Pracowniczych Planów Kapitałowych, czyli realne wrzucanie pieniędzy pracowników na żer rynków i finansowych spekulacji. Plan zawarty w KPO to „dłuższe pozostawanie na rynku pracy osób starszych”, także elegancko nazywane „możliwościami zwiększania dochodów na emeryturze”. „Efektywne wydłużanie wieku emerytalnego” ma przy tym odbywać się metodą zaciskania pasa: nie będzie to konieczność, ale system zachęt działający w sposób bezalternatywny, bo realne, bazowe emerytury pozostaną bardzo niskie. Głównym zadaniem zaplanowanych przez rząd środków będzie zatrzymywanie seniorów w pracy jak najdłużej. Jest to też bez wątpienia odpowiedź na pytanie o to, jak rząd przewiduje rozwiązać problem niskich emerytur i jaką perspektywą wychodzenia z pandemicznego kryzysu gospodarczego operuje cały ten obóz polityczny.
Reforma zdrowia: tak, ale głodowa
Jedynym rzeczywiście istotnym postulatem dotyczącym zdrowia, który zwarty jest w KPO, jest planowane zwiększenie wydatków na zdrowie do poziomu 6% PKB, od roku 2024. Jest to jednak poziom (uwaga!) … niższy od obecnego. W tym momencie Polska wydaje bowiem na zdrowie około 6,3 proc. PKB, co zresztą i tak daje jej dopiero 24 miejsce na 27 krajów członkowskich Unii Europejskiej. Są to dane z końca poprzedniego roku i jak widać nawet pandemia nie skłania PiS-owskiego rządu do zwiększania nakładów na zdrowie. Polska ma za sobą ludobójcze i krwawe pandemiczne miesiące z dziesiątkami tysięcy ofiar, które mogłyby żyć. Mogłyby, ale pod warunkiem, że rosłoby finansowanie na zdrowie i nie działałaby systemowa dyrektywa, która nakazuje oszczędzać na ludzkim zdrowiu i życiu.
Prawo i Sprawiedliwość nie zamierza uczyć się na błędach, a skromne środki na szpitale i infrastrukturę nie pomogą, jeżeli nie zwiększy się finansowanie opieki zdrowotnej. To wręcz narodowa hańba i wstyd, ponieważ polskie wskaźniki umieralności (i zwłaszcza tzw. nadmiarowych zgonów) są jednymi z najwyższych w skali globu. Przez Krajowy Plan Obudowy polski system ochrony zdrowia doczeka się jednak kolejnej odsłony zaciskania pasa.
Inwestycje w firmy, raj dla przedsiębiorców
W toku ostatnich dekad można się już było zdążyć przyzwyczaić do tego, że jedynym sposobem na ratowanie gospodarki w kryzysie, który uznaje się za dopuszczalny, jest finansowanie prywatnych firm z publicznych środków. Inwestycje w stylu Edwarda Gierka i socjalistyczne myślenie o gospodarce to ciągle temat tabu: transfery od podatnika do kieszeni prywatnego właściciela uznaje się w Unii Europejskiej za standard i jedyne istniejące rozwiązanie. Nic więc dziwnego, że w Krajowym Planie Obudowy znajdziemy mnóstwo fragmentów poświęconych wspieraniu prywatnych firm z budżetu państwa i ze środków unijnych. I nie znajdziemy tam niczego na temat większych podatków dla firm, korporacji, czy chociaż szczegółów dotyczących uszczelnienia systemu podatkowego.
Firmy otrzymają ulgę na robotyzację i automatyzację pracy, a także publiczne inwestycje w prywatne innowacje. W KPO znajdziemy też obietnicę wprowadzenia estońskiego CIT-u i dalszych mechanizmów obniżających skalę opodatkowania polskich firm. KPO zakłada też dalsze „uelastycznienie form zatrudnienia” – i w tym przypadku firmy mogą spodziewać się np. większej i bardziej długotrwałej promocji zdalnego zatrudnienia. Rząd w KPO chwali się też rozszerzeniem Specjalnych Stref Ekonomicznych na cały kraj, do tego obiecuje, że system zwolnień podatkowych dla kapitału nie zmieni się do co najmniej 2026 roku.
Podstawowym problemem – jak w przypadku każdych inwestycji – nie są same środki, ale sposób ich wydawania. Pomimo tego, że formalnie 68% środków z KPO ma trafić do rządu i samorządów, to w praktyce będą to pieniądze wydawane przede wszystkim tak, aby jeszcze bardziej wspomóc sektor prywatny. Pieniędzmi dla „rządu/samorządów”, są bowiem np. setki milionów, które wydane zostaną np. na: budowę farm wiatrowych, czy innej, różnej infrastruktury, która powstanie poprzez system zamówień publicznych.
Jest więc jasne, że środki „dla samorządów” i „rządu”, to najczęściej po prostu pieniądze wydawane przez samorząd/rząd na usługi od firm prywatnych. Cały ideologiczny paradygmat KPO mieści się zresztą w klasycznych założeniach o „partnerstwie publiczno-prywatnym”, które w praktyce sprowadza się do realizowania kapitalistyczno-liberalnej zasady, że zabronione jest inwestowanie w publiczne przedsiębiorstwa i trwałą, społeczną własność. Na końcu wszystkiego i tak znajdzie się więc jakaś prywatna firma, a w rezultacie większość inwestycji przecieknie państwu przez palce, bo nie stworzy żadnych trwałych form państwowej własności. Dokładnie ten sam problem pojawia się przy planowanych inwestycjach mieszkaniowych. 71 tysięcy mieszkań na wynajem, które wymienia się w programie będzie zbudowane przy publicznym wsparciu, ale nie przy pomocy publicznego dewelopera. Mieszkania te będą też mieszkaniami na wynajem. A już w tych nielicznych zbudowanych przez PiS czynsze są relatywnie wysokie i wcale nie na kieszeń niezamożnych pracowników. KPO pomija te problemy i pomija kwestie własnościowe. W całej tej układance państwo i samorządy są tylko pośrednikiem i dostarczycielem wzrostu gospodarczego dla sektora prywatnego.
Zielona transformacja
Najwięcej środków z KPO (ponad 14 miliardów euro) ma zostać zainwestowane w zieloną transformację energetyczną. Z tą częścią planu można też wiązać największe nadzieje. Tu pojawia się jednak kolejny i łatwy do przewidzenia problem. Plan nie podaje bowiem żadnych szczegółów tego, w jaki konkretnie sposób będą wydawane te środki. Z pewnością czeka nas więc lewicowa walka m.in. o to, aby wymiana indywidualnych źródeł ciepła (pieców itd.) odbywała się na koszt państwa i z wzięciem pod uwagę znikomych możliwości własnego finansowania ze strony niezamożnych mieszkańców.
Obecnie są to kredyty i częściowe dotacje, które nie odpowiadają społecznym uwarunkowaniom. Planowane wydatki w żaden sposób nie będą w stanie poprawić jakości polskiego powietrza, której najbardziej szkodzą właśnie indywidualne systemy grzewcze, jeśli programy nie będą oparte na bezzwrotnych transferach finansowych w budżety biedniejszej części polskiej populacji. Część dotycząca zielonej transformacji i tak jest jednak tą najlepszą z całego planu odbudowy. Szczególnie wysokie środki otrzymają morskie farmy wiatrowe, nareszcie dojdzie też do zamiany większej ilości pojazdów na pojazdy elektryczne i niskoemisyjne. Na kartach KPO rząd chwali się też planowanym, lecz dopiero na 2033 rok, uruchomieniem pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej.
Zająć pole opozycji, lewicowej opozycji
Krajowy Plan Odbudowy nie jest lewicowy. Nie jest nawet prawdziwie chadecki. To liberalny plan ułożony z myślą o zaledwie minimalnym zwiększeniu finansowania usług publicznych, przy bardzo wielu nowych zagrożeniach. I tak np. 6% PKB na zdrowie do 2026 roku to żadna podwyżka i wręcz ludobójcza stawka. Głębokim niepokojem napawają też szerokie plany dotyczące efektywnego wydłużania wieku emerytalnego. Takich, liberalnych i godnych krytyki punktów w KPO jest więcej. Należy jednak podkreślić, że Lewica podczas głosowania zachowała się prawidłowo. Jednocześnie jednak wywalczone przez nią ustępstwa pozostają bardzo skromne i w żaden sposób nie naruszają liberalnego paradygmatu gospodarczego, na którym oparto cały Krajowy Plan Odbudowy.
Entuzjazm i wielkie zjednoczenie Lewicy, które pojawiły się przy okazji wydźwignięcia się jej na samodzielność w opozycji do liberalnego mainstreamu są cenne. Przede wszystkim dlatego, że dały Lewicy poczucie bycia samodzielną siłą, która jest w stanie działać w oparciu o własne kalkulacje i bez błogosławieństwa ze strony Gazety Wyborczej i jej liberalnych środowisk. Na poziomie politycznej i partyjnej samodzielności to duży sukces i rzeczywisty efekt, który w głowach pozostanie jeszcze na dłużej. Na poziomie realnej, klasowej polityki gospodarczej wsparcie Krajowego Planu Obudowy nie jest jednak ani rewolucyjne, ani nawet specjalnie lewicowe. I to powinno być dla Lewicy pomarańczowe, ostrzegawcze światło na przyszłość: by nie poprzestawała ona na samym wspieraniu mainstreamowych polityk Unii Europejskiej i pilnie zaglądała w szczegóły tego, co polskie i europejskie elity gospodarcze pragną realizować. Obecny mainstream Unii Europejskiej i gospodarcza treść jej programów nie odbiegają zanadto od klasycznych polityk neoliberalizmu. Zgodnie z takim widzeniem świata receptą na kryzys ma być więc: zwiększana wydajność pracy (większy wyzysk), bezzwrotne dopłaty z budżetu do prywatnych firm (oczywiście bez udziałów w zamian) i planowany zamach na prawa socjalne, wiek emerytalny itd.
Lewicowo realizowany Krajowy Plan Odbudowy mógłby być dla Polski kompletnie nowym rozdaniem gospodarczym. Z kurczowym trzymaniem się liberalnych i kapitalistycznych schematów myślowych oraz z prawicowym rządem nie będzie to jednak możliwe. Europejski kapitalizm dalej opiera się konieczności inwestycji w społeczną własność i długotrwale istniejące, państwowo gwarantowane miejsce pracy. A najbardziej szokujące są dalsze, kapitalistyczne próby oszczędzania na prawach socjalnych, w tym na zdrowiu. To wszystko wymaga zmiany. Bez głębokich, lewicowych korekt znacznie prędzej już za kilka lat znowu obudzimy się w dokładnie tej samej sytuacji, co najwyżej z lepiej dofinansowanym prywatnym sektorem. Tymczasem ceny mieszkań będą jeszcze wyższe, a kolejki do lekarzy-specjalistów jeszcze dłuższe…
Dlatego zamiast celebrowania warto zabrać się do pracy, a także głębszej i krytycznej refleksji nad tym, co żadnym lewicowym Planem Marshalla bynajmniej nie jest. Trzeba też pamiętać, że celem Lewicy nie jest wskoczenie w buty dawnej i bezkrytycznej wobec Europy Platformy Obywatelskiej, lecz dokonanie głębokiej, socjalnej i lewicowej korekty wszystkich polityk Unii Europejskiej. To dopiero początek walki o przyszłą Polskę i o sposoby wydawania unijnych środków. A w tej ostatniej kwestii Lewica musi wywierać określoną i bardzo konkretną polityczną presję. Już teraz. Potrzebna jest też lewicowa wizja i całościowo lewicowa alternatywa, która wyjdzie poza ramy wciąż panujących i przestarzałych, liberalnych narracji.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…
(…)Trzeba też pamiętać, że celem Lewicy nie jest wskoczenie w buty dawnej i bezkrytycznej wobec Europy Platformy Obywatelskiej, lecz dokonanie głębokiej, socjalnej i lewicowej korekty wszystkich polityk Unii Europejskiej”- pisze Autor.
Obawiam się,że w Polsce, i tylko, dla wielu definiujących się jako lewicowcy jednak jest. Przedstawianie przez lata UE jak jakiegoś raju, do którego Polska weszła po 45 latach ,,komunizmu”, po ,,odzyskaniu wolności”. Tak UE widzi spora grupa wyborców głosująca na PO w ostatnich latach, ale po blamażu w sprawie głosowania nad FO, Ci wyborcy są do zagospodarowania przez inne partie. I obawiam się,że one będą chciały to zrobić najmniejszym kosztem, więc debaty nad tym co im się w UE nie podoba to za wielkiej nie będzie. Zamiast tego frazesy o większej integracji. I ani słowa albo bardzo cicho o neoliberalnym charakterze tejże większej integracji