Czy rząd polski przeznaczy 17 mld złotych na inwestycję, która wysuszy 1/6 województwa łódzkiego? Dwa dni temu wiceminister aktywów państwowych Adam Gawęda zapowiedział zielone światło dla powstania odkrywkowej kopalni węgla brunatnego pod Złoczewem (pow. sieradzki). Jeśli deklaracja znajdzie potwierdzenie, region czeka największa katastrofa ekologiczna we współczesnej historii Polski. Nic nie jest jednak jeszcze przesądzone, bo wiele wskazuje na to, że rząd prowadzi grę obliczoną na pacyfikację gniewu górniczych związków zawodowych.
Oświadczenie górników zostało wydane we wtorek, 11 lutego. Następnego dnia minister Gawęda ogłosił, że będzie koncesja dla odkrywki w Złoczewie.
„Jako Ministerstwo Aktywów Państwowych jesteśmy za udzieleniem koncesji na budowę odkrywki Złoczew” – to słowa wypowiedziane w środę podczas posiedzenia parlamentarnego zespołu ds. Złoczewa przez wiceszefa resortu aktywów państwowych. Człowiek rządu dodał, że przy realizacji inwestycji „zostaną wykorzystane nowoczesne technologie”.
Czy to oznacza, że powstanie kopalni jest przesądzone? Niekoniecznie. Pełnomocnik zaznaczył bowiem, że „decyzję biznesową będzie jednak podejmował zarząd PGE, czy PGE GIEK”. Oznacza to, że rząd ceduje odpowiedzialność na szczebel spółek skarbu państwa. A te dysponują ograniczonymi środkami. W 2019 roku zysk PGE wyniósł 7,1 mld złotych, jednak w ostatnim kwartale grupa odnotowała 309 mln straty netto. Kolejne lata nie rysują się w różowych barwach, bowiem w związku z ustaleniami polityki klimatycznej UE, rosnąć będą opłaty emisyjne i środowiskowe. W ubiegłym roku były wyższe o 1,64 mld zł niż w 2018 roku. W kolejnych latach mogą sięgnąć 3 mld zł. Produkcja energii z węgla brunatnego stanie się z roku na rok coraz mniej opłacalna. Według szacunków w 2025 roku PGE może zacząć rokrocznie notować straty. Chyba, że nastąpi zwrot.Władze firmy przyznają, że muszą się liczyć z wymogami Brukseli.– Energetyka konwencjonalna w Polsce znajduje się pod silną presją, zarówno w wymiarze rynkowym, jak i regulacyjnym. Naszą odpowiedzią są jednak bardzo konkretne projekty na transformację w kierunku niskoemisyjnym – mówił kilka dni temu Henryk Baranowski, prezes PGE.
W ubiegłym roku grupa wydała na inwestycje 7 mld zł. Powstanie odkrywki w Złoczewie pochłonie nawet 17 mld zł, a do transportu węgla trzeba będzie wybudować linię kolejową. Zarząd bełchatowskiego giganta wolałby wydać te środki na bardziej opłacalne i wydaje ekonomicznie technologie. Włodarze zaczynają rozumieć, że odejście od węgla jest jedyną drogą rozwoju przedsiębiorstwa. Szczególnie, że do wzięcia są ogromne środki z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Polska, jako kraj z archaicznym systemem energetycznym, może być największym beneficjentem tego projektu. Nasz kraj może dostać nawet 25 mld euro, z czego lwia część może zostać przeznaczona na modernizację bełchatowskiego klastra. Jeśli jednak Polska rzuci na do wykopywania spod ziemi kolejnych ton węgla, Bruksela zakręci kurek ze szmalem i bełchatowski zakład czekać będzie powolna śmierć.
A co jeśli rząd naprawdę chce to zrobić? Konsekwencje dla lokalnego ekosystemu trudno porównać z jakąkolwiek dotychczasową inwestycją w naszym kraju. Niesławna odkrywka w Tomisławicach, która doprowadziła do obniżenia tafli wody, a nawet do wyschnięcia zbiorników i cieków wodnych w zachodniej Wielkopolsce, to mały incydent w porównaniu z tym, co stanie się w województwie łódzkim. Konieczne będzie wykopanie najgłębszego dołu w Europie – o głębokości sięgającej 380 metrów na powierzchni 6100 hektarów, co poskutkuje powstaniem leja depresyjnego na obszarze 3100 km2. Województwa łódzkie liczy sobie 18 000 km2. Istnieje ryzyko, że dojdzie do połączenia z lejami powstałymi w wyniku działalności odkrywek w Bełchatowie i Szczercowie. W najgorszym wypadku nawet 1/4 województwa może zamienić się w pustynie.
Katastroficzną wizję potwierdzają raporty naukowców. Opracowanie autorstwa badaczy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu mówi o konflikcie interesów pomiędzy wydobyciem węgla brunatnego a dostępem do wody i produkcją żywności.
Działanie odkrywki pociąga za sobą konieczność osuszania wyrobiska, co powoduje straty w podziemnych zasobach wód. Wysychają studnie, rzeki, stawy i jeziora. W perspektywie wieloletniej oznacza to odcięcie od wody, a zatem plajtę wszystkich lokalnych przedsiębiorstw rolniczych.
– W okresie 76 lat, czyli od rozpoczęcia odwadniania terenu do pełnej odbudowy podziemnych poziomów wodonośnych wokół wyeksploatowanej już odkrywki, ubytek przychodów w rolnictwie wyniesie od 5,3 mld zł do 18,5 mld zł, zaś w przemyśle rolno-spożywczym od 4,6 mld zł do 17,4 mld zł. Łącznie zatem rolnicy i lokalni przedsiębiorcy rolno-spożywczy nie wytworzą produkcji o wartości od 9,9 mld zł do 35,9 mld zł – podsumowuje wyniki analizy dr Benedykt Pepliński z UP w Poznaniu.
To jednak tylko wierzchołek piramidy kłopotów .Prowadzenie działalności rolniczej na osuszonych gruntach przylegających do kopalni jest praktycznie niemożliwe, a wartość takiej ziemi drastycznie spada. To powoduje, że takie grunty, stają się praktycznie niesprzedawalne, a ich dotychczasowi właściciele przywiązani do ziemi. Spadek wartości nie dotyczy tylko gruntów rolnych – także nieruchomości leżące na obszarze przyszłego wyrobiska, ale przeznaczone do wykupu dopiero np. za kilkanaście lat, trwale potanieją.
Okolice Złoczewa to piękne tereny, dolina rzeki Oleśnica przyciąga turystów, oddających się kąpielom i kajakowaniu. Plan inwestycji zakłada przesunięcie odcinka rzeki o kilka kilometrów, co zniszczy dzisiejszy ekosystem. Do Oleśnicy będą doprowadzane ścieki kopalniane zawierające rozmaite toksyczne substancje uwolnione z pokładu węgla brunatnego, m.in. metale ciężkie. Rzeka zatraci swój naturalny charakter. Co więcej, lej depresji może spowodować zupełne osuszenie dolnego odcinka Pysznej (prawy dopływ Oleśnicy), podobnie jak w Wielkopolsce stało się to ostatnio z Notecią.
Konieczne będą przesiedlenia. Ta perspektywa nie wydaje się tragiczną dla większości mieszkańców 33 wsi, które mają zniknąć z mapy Polski. Liczą na pokaźne odszkodowania, które pozwolą im rozpocząć życie od nowa w innym miejscu. Wokół inicjatywy „Nie dla odkrywki Złoczew” działa garstka osób. Górnicze związki mają więc rację mówiąc, że oporu lokalnej społeczności nie ma praktycznie żadnego.
– Mieszkańcy Złoczewa faktycznie są nastawieni bardzo pozytywnie na do tej inwestycji – mówi w rozmowie z Portalem Strajk Anna Sikora, członkini sieradzkiego okręgu Lewicy Razem. – Rządzący przekonują ich, że sprzedadzą ziemię za grube miliony. Warto jednak przypomnieć, co się działo, gdy w regionie budowano trasę S8 i za jakie grosze GDDKiA chciała kupić grunty od rolników. Mogą się więc srogo rozczarować – zauważa działaczka.
Oprócz tych, którzy z ziemi złoczewskiej się wyniosą, skutki powstania odkrywki odczują też mieszkańcy okolicznych powiatów. Czeka ich nieciekawa przyszłość. Burze piaskowe, nieustanne pylenie z dołu wykopaliskowego, hałasy koparek, zwałowarek i taśmociągów pracujących przez 24 godziny na dobę przez 365 dni w roku.
Anna Sikora przyznaje, że choć nikt nie wykonał żadnych badań społecznych, ukazujących nastawienie mieszkańców powiatu sieradzkiego do inwestycji, z jej obserwacji wynika, że większość z nich jest przeciwnych odkrywce. – W zeszłym roku nad powiatem sieradzkim spadło mniej deszczu niż w Marrakeszu, Jerozolimie czy Atenach. Nie dość, że nie mamy „wody z góry”, to pozbawimy się wody „z dołu”, bo lej depresyjny ma sięgać aż pod Zduńską Wolę. Region sieradzki, który ma dość słabe gleby i rolnictwo to łąki i mleczarnie, zamieni się w kompletną pustynię.
Władze obiecują mieszkańcom powstanie nowych miejsc pracy. Jak grzyby po deszczu mają wyrosnąć mieszkania dla pracowników zakładu, a także gastronomia i centra usług. Rządowi zależy jednak przede wszystkim na uspokojeniu górników z Bełchatowa, którzy w latach trzydziestych, po wyczerpaniu złóż w Bełchatowie i Kleszczewie mogą trafić na zieloną trawkę. Stąd też pracy dla mieszkańców okolicznych miejscowości będzie jak na lekarstwo.
Inwestycja w kopalnie odkrywkową w Złoczewie jest ekonomicznie nieopłacalna i środowiskowo katastroficzna. Dodatkowo rozważania o wykopaniu wielkiego dołu powodują spadek inwestycji lokalnych, bo żaden przedsiębiorca nie chce rozpoczynać działalności gospodarczej na terenie, który niebawem może zostać starty z powierzchni ziemi. Jedyną korzyścią, jaką może osiągnąć rząd jest tymczasowe uspokojenie buntowniczych nastrojów wśród górników z Bełchatowa. PiSowi potrzebny jest pokój społeczny przed wyborami prezydenckimi, jednak prędzej czy później nawet najbardziej naiwni związkowcy zrozumieją, że rząd robi ich w bambuko, a wtedy ich gniew rozgorzeje ze zdwojoną siłą.
Anna Sikora przyznaje, że rozumie górników i ich walkę o miejsca pracy. – Bez Złoczewa Bełchatów będzie albo do zamknięcia, albo z importowanym węglem, który ma kiepską kaloryczność. Jednak kiedyś trzeba odciąć tę pępowinę i musimy zrezygnować z węgla. Trzeba więc programu sprawiedliwej transformacji, o której PiS się nawet nie zająknie, albo stworzyć w Bełchatowie elektrownię jądrową – mówi członkini Lewicy Razem.
Sprawiedliwa Transformacja to działanie polegające na odchodzeniu od szkodliwych dla ludzkości i klimatu technologii. Odnosi się ona zawsze do kwestii kosztów społecznych i ochrony pracowników tych branży przemysłu, które w dany momencie podlegają procesowi transformacji w taki sposób, aby pracownicy nie zostali poszkodowani i pozostawieni sami sobie, żeby zapewnić pracownikom realną alternatywę pracy. W Bełchatowie w ubiegłym roku odbyła się konferencja, na której rozważano możliwości przeprowadzenia ST w lokalnych warunkach. I na tym się skończyło myślenie o przyszłości.
Argentyny neoliberalna droga przez mękę
„Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…
ale prąd chciałoby się mieć w gniazdku… bo taki wygodny :)
zwłaszcza na cmentarzu, i gniazdek brakuje
Jaka piękna katastrofa (jakby rzekł Zorba Grek). Ale … ale wszyscy we wsi wiedzo, że nie trza ryć dziury w ziemi, by dostać się do energii zmagazynowanej we wunglu, wystarczy złoże zgazować. Również wszyscy we wsi wiedzo, że gdy sie ryje dziure we ziemi, to trza zrobić bariere hydrogeologiczne, a nijakiego leja nie będzie. No ale to trza zastosować, a nie straszyć ekologicznością.
Nie trza się kryć za nibywiejską gadaniną, a szybko lecieć do Państwowego Instytutu Geologicznego z projektem bariery hydrogeologicznej dla odkrywki i sprzedać mu znaną w waszej wsi technologię gazowania węgla brunatnego. Jak żartować to z geologami. Niezastraszonymi ekologicznością.
W sumie to rzeczywiście tę jądrówkę trzeba by pyknąć, będzie to bardziej ekologiczne źródło energii niż odkrywka. Pytanie tylko w tym wszystkim czemu Niemcy idą w odkrywki. Wiedzą o czymś o czym my np. nie wiemy? Czy policzyli to po swojemu?