– Niektórzy twierdzą, że to jest największe wydarzenie w polskim muzealnictwie od 100 lat. Mam nadzieję, że ta inicjatywy obudzi w Polakach pozytywną modę na obcowanie ze sztuką wysoką i pewien rodzaj dumy – mówił minister Gliński, podpisując umowę kupna kolekcji Fundacji Czartoryskich. Czy naprawdę mamy być z czego dumni?
„Dama z gronostajem”, obraz przedstawiający Cecylię Gallerani, kochankę Ludwika Sforzy, mediolańskiego króla z XV w., znajduje się w Polsce od 1800 roku, kiedy kupił ją Adam Jerzy Czartoryski, przodek człowieka, który dzisiaj zgarnął za nią 500 mln zł. Dzieło sztuki dwukrotnie opuściło kraj na dłużej – raz podczas powstania listopadowego, kiedy dla bezpieczeństwa zabrano je do Paryża, a drugi raz w czasie II wojny światowej, kiedy zostało zrabowane przez nazistów – Gallerani spoglądała wówczas ze ścian rezydencji Hansa Franka. Do Polski obraz wrócił w 1946 r. i od tego czasu – z niewielkimi przerwami na zagraniczne tournée – wisi w Muzeum Czartoryskich w Krakowie jako własność Fundacji Czartoryskich. Przy okazji awantury z sprzedażą dzieła warto przypomnieć, co wydarzyło się w roku 2014 – wówczas to Fundacja uznała, że korzystanie z reprodukcji obrazu, bez względu na brak praw autorskich, wymaga zgody (a zgoda taka zapewne mogłaby być udzielona odpłatnie) właścicieli. Sąd jednak uznał, że prawo własności magnackich potomków dotyczy wyłącznie tego konkretnego płótna, a nie tego, co jest na nim namalowane. Obraz nie przynosił więc wielmożnemu państwu zysku.
A o tym, że Adam Karol Jezus Maria Józef Burbon Sycylijski Czartoryski lubi zarabiać na błękicie swojej krwi wiadomo od dawna – wiedzą o tym zwłaszcza mieszkańcy Gołuchowa pod Poznaniem. Znajduje się tam przepiękny zamek, w nim muzeum, które stanowią lokalną atrakcję turystyczną. Nie wiadomo, jak długo jeszcze tak będzie – trwa postępowanie reprywatyzacyjne. Spadkobierca Czartoryskich wraz z kuzynami z rodziny Zamoyskich zgodnie z decyzją Najwyższego Sądu Administracyjnego ma prawo do 144 ha parków, zamku i wszystkich obiektów, powstałych przed wojną. Prawdopodobnie będziemy musieli zapłacić odszkodowanie – złożą się na to m.in. rodzice dzieci, uczących się dzisiaj w szkole podstawowej imienia Izabeli Czartoryskiej. Kto wie, może przodkom Izabeli oraz Adama Karola zdarzyło się zgwałcić ich babkę, kiedy niewolniczo pracowała na nieswoim polu przez sześć z siedmiu dni w tygodniu.
Wróćmy jednak do obrazu. W grudniu zeszłego roku pojawiły się „plotki” o „szejkach”, którzy chcą wykupić obraz Leonarda i wywieźć go z kraju. W takiej sytuacji minister Gliński zdecydował się na wykupienie od Czartoryskich całej ich kolekcji – zarówno „Damy”, jak m,in. aktu Hołdu Pruskiego i wielu wielu innych dzieł. Przy negocjacjach na ten temat w zasadzie całkowicie pominięto Fundację – jedynym podmiotem, z którym rozmawiano, był Adam Karol Jezus Maria Józef. – Złożyliśmy dymisję w związku z utratą zaufania do fundatora. Negocjacje dotyczące sprzedaży zbiorów były prowadzone bez naszej wiedzy, bez odpowiednich umocowań ze stron Rady Fundacji i bez wyceny zbiorów. Od członków Rady Fundacji otrzymaliśmy informację, że Adam Czartoryski zażądał od ministerstwa kultury przelania wynegocjowanej należności za sprzedaż zbiorów i budynków Fundacji na swoje prywatne konto. W tej sytuacji uznaliśmy, że dalsze pełnienie powierzonej nam funkcji jest niemożliwe – poinformował dr hab. Marian Wołkowski-Wolski, który sprzeciwiał się transakcji jako takiej. Fundacja szybko uzyskała nowy zarząd, składający się z Michała Radziwiłła i Jana Lubomirskiego Lanckorońskiego, którzy nie mają nic przeciwko temu, żeby Czartoryski zarobił 500 mln zł. Pieniądze już zostały przelane na jego szwajcarskie konto. Za co naprawdę zapłaciliśmy i czy wydatek ten miał jakikolwiek sens?
Czy jakiekolwiek inne państwo europejskie zrobiło coś podobnego jak Polska? Zapłaciło tak ogromną kwotę, żeby jakieś dzieło sztuki nie opuściło kraju?
Każde państwo ma tutaj swoją indywidualną politykę. Wielka Brytania w ogóle nie kontroluje takich kwestii, mają – jeszcze z czasów kolonialnych – taką kolekcję sztuki, że nie zależy im na utrzymywaniu konkretnych dzieł na terenie kraju. W Niemczech konserwator musi wyrazić zgodę na wywóz – jeśli tego nie zrobi, państwo pokrywa 10 proc. kosztów transakcji, a konkretny obraz czy rzeźba nie mogą zostać sprzedane. W Polsce jeszcze od czasów PRL mamy bardzo restrykcyjne przepisy – żadne dzieło sztuki, powstałe przed 1945 rokiem, nie może zostać wywiezione bez specjalnej zgody poza jej granice.
Czy statut Fundacji Czartoryskich nie miał w tym przypadku znaczenia?
Czartoryski był właścicielem “Damy z gronostajem” tylko teoretycznie – oznaczało to de facto tylko tyle, że przy obrazie znajdowała się tabliczka z jego nazwiskiem. Nie mógł go sprzedać, ani wywieźć za granicę. Zapłaciliśmy 500 mln zł za to, żeby się jej pozbyć. Wszystkie koszty utrzymania obrazu, w tym jego konserwacji, ubezpieczeń etc., które są niebagatelne ponosiło muzeum, z którego nie można go było zabrać. Transakcja nie miała absolutnie żadnego merytorycznego uzasadnienia. Natomiast jeśli chodzi o samą kwotę – to ona wydaje się w porządku, na tyle wycenia się podobne dzieła, chociaż tak naprawdę bardzo rzadko ktoś je sprzedaje czy kupuje.
500 mln zł to ogromne pieniądze, można je pewnie przeliczać na zbudowane domy komunalne albo przedszkola, a co ta kwota oznacza dla świata sztuki? Ile się w Polsce wydaje na powiększanie kolekcji dzieł sztuki, dostępnej dla obywateli i obywatelek?
Bardzo długo nie wydawało się w zasadzie nic. Od 2005 roku ruszyły regionalne programy rozbudowy kolekcji o sztukę współczesną, której w ogóle nie kupowaliśmy, a takie przerwy, luki, to duży problem. Rocznie wydaje się na nie 10-12 mln zł. Poza tym powiększanie kolekcji w Polsce polega głównie na odzyskiwaniu dzieł zagrabionych w czasie wojny – jest specjalna jednostka policji, która się tym zajmuje, robi to zresztą z tego co wiem bardzo sprawnie i bez fajerwerków. Czasem gdzieś dokona się jakiegoś większego wydatku, ale to rzadkość. Za 500 mln zł można by stworzyć od nowa dwa muzea ze sztuką współczesną od zera, zbudować je i wyposażyć w przyzwoite zbiory. Ok. 270 mln będzie kosztować np. powstanie nowego gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Niestety woleliśmy je wydać na prezent dla starszego pana.
Dlaczego więc Ministerstwo Kultury w ogóle zdecydowało się na taki krok?
Pozostaje to dla mnie tajemnicą. Wydaje się, że Glińskiemu po prostu imponowało nazwisko Czartoryskiego, tak jak władzy w Polsce od lat imponuje autorytet kościoła katolickiego, który może liczyć na absurdalne przywileje – to są w gruncie rzeczy bardzo podobne zjawiska. Okazuje się, że jeśli potomkowie szlachty okażą się dostatecznie aroganccy i jednocześnie pazerni, są w stanie otrzymać od państwa bardzo wiele, nawet pół miliarda złotych za nic.
dr Mikołaj Iwański, ekonomista, Kierownik Zakładu Historii i Teorii Sztuki, Wydział Malarstwa i Nowych Mediów na Akademii Sztuki w Szczecinie
Halo, czy dr Lynch?
August Grabski, profesor Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowca, ciesząc…
Niepotrzebnie wydają kasę na jakichś da Vincich. Czy ktoś o nim by słyszał gdyby nie „Kod Leonarda da Vinci”? Ta suma jest skandaliczna. Przecież budowa Muzeum Historii Żydów kosztowała tylko 320 mln
Co ty buraku odbierasz tą swoją antenką?
Wypłuczyny prostackiej hordy pisu i przyległości?
Do moCHerka:
Skąd wiesz trollu, że to Kwasniewski sprzeda kolekcje, a nie pisowskie łajzy na swoje pseudosocjalne obietniczki?
A krach finansowy już za progiem.
Wieśniactwo decydentów wyłazi uszami. W końcu wiekowe przyzwyczajenie do lizusostwa wobec magnaterii działa dalej.
Kupa śmiechu. Autorka użala się nad wieśniakami gnębionymi przez Czartoryskich, a Nikt pisze o „wieśniactwie” pisowców. Z przewagą kupy
ja jestem za kulturą przez duże K ale uważam za słuszne uwagi autora artykułu brawooooo
nie wiem, czemu się czepiacie durnowato. Biznesowo to jest świetny interes bo cokolwiek by nie powiedzieć, AKTYWA państwa powiększyły się co wcale nie jest bez znaczenia. Spróbujcie kupić coś Leonardo da Vinci i z pewnością się dowiecie, że sama „Dama z łasiczką” – jej wartość rynkowa – grubo przekracza 100 mln. Euro. Detroit jak bankrutowało, to się okazało, że ma całkiem niekiepską kolekcję dzieł sztuki i jej zbycie „pomogło” pozyskać trochę kasy. Słyszeliście wtedy, żeby pacan Michael Moor protestował? Nie słychać. Dziękuję.
Bardzo PRAWIDŁOWO – znowu z biznesowego punktu widzenia – PAŃSTWO POLSKIE negocjowało bezpośrednio z właścicielem a nie fundacją. Sorki ale znowu BIZNESOWO – TANIEJ JEST aby się tym zajmowało PAŃSTWO POLSKIE.
PS. Oczywiście jak tzw. 'opozycja’ dojdzie do władzy to wypróbowanym sposobem „sprywatyzuje” „Damę z łasiczką” a znając rękę tych geszfciarzy „post1989”, to spuszczą to za kilka groszy za to za sowitą „success fee”. Polska wyprzedaż „post1989″ jest 'never ending story” takich sukcesów o czym przekonują dzisiaj pp. Balcerowicz, Petru, Wałęsa, Komorowski darując sobie taką kanalię jak Kwachu.