W piątek i sobotę przeciwko oddaniu dwóch wysp, a wczoraj przeciw policyjnej brutalności protestowali mieszkańcy Kairu. Coraz więcej obywateli Egiptu aktywnie daje do zrozumienia, jak wielkim rozczarowaniem jest dla nich działalność prezydenta Abd al-Fattaha as-Sisiego.
Wczoraj setki ludzi manifestowały w Kairze przeciwko samowoli i brutalności policji. Impulsem był tragiczny incydent w dzielnicy Nowy Kair, gdzie policjant zastrzelił na ulicy sprzedawcę herbaty, niezadowolony z ceny napoju, a następnie ranił jeszcze dwie osoby. Na miejscu błyskawicznie zgromadziła się kilkusetosobowy tłum, który zniszczył radiowóz i wykrzykiwał „Policja to bandyci!”, aż nie rozpędziły go specjalne oddziały przeznaczone do likwidowania zamieszek. Protest powtórzył się kilka godzin później, kiedy karetka pogotowia przyjechała, by zabrać z ulicy ciało zamordowanego sprzedawcy.
Inne manifestacje odbywały się w piątek i sobotę w związku z decyzją prezydenta Egiptu Abd al-Fattaha as-Sisiego o przekazaniu Arabii Saudyjskiej dwóch wysp na Morzu Czerwonym. Rząd Egiptu oznajmił, że Tiran i Sanafir zawsze były własnością Saudów, a jedynie od 1950 r. na ich prośbę były „ochraniane” przez Egipt. W rzeczywistości przekazanie wysp u wejścia do Zatoki Akaba to część ceny, za jaką Egipt kupił od Arabii Saudyjskiej potężne wsparcie ekonomiczne, w tym dostawy ropy naftowej po specjalnie obniżonej cenie przez najbliższe pięć lat. Decyzje w tej sprawie zapadły podczas wizyty króla Salmana w Kairze na początku kwietnia. Miała ona także wymiar polityczny – Saudowie zgodzili się wspierać kulejącą egipską gospodarkę, byle tylko rząd as-Sisiego nie upadł i pozostał w proamerykańskiej grupie państw arabskich.
Dla większości spośród kilkuset protestujących w sprawie wysp były jednak one tylko pretekstem. Kiedy w 2013 r. wojsko, na czele z marszałkiem as-Sisim, obalało rząd Muhammada Mursiego, działało nie tylko na własne konto, ale z przyzwoleniem i ku radości setek tysięcy Egipcjan, którzy wcześniej protestowali przeciwko autorytarnym zapędom demokratycznie wybranego prezydenta, wieloletniego działacza krajowego oddziału Bractwa Muzułmańskiego. Większość społeczeństwa zaaprobowała również spacyfikowanie wielotysięcznych manifestacji zwolenników Bractwa w Kairze i Aleksandrii. Jednak nadzieje na to, że Abd al-Fattah as-Sisi, już jako cywilny prezydent, będzie nowym Naserem, odnowicielem Egiptu i człowiekiem, który zajmie się realną poprawą losu najbiedniejszych, okazały się bardzo na wyrost. Pod jego rządami zrobiono nader niewiele, by rozwiązać problemy, jakie pogrzebały poprzedni rząd wojskowych z Husnim Mubarakiem na czele. Ekipa as-Sisiego nie ma pomysłu na walkę z nędzą, w której żyje ponad 26 proc. obywateli Egiptu, z ogromnym bezrobociem wśród młodych ludzi, nie zamierza również zawalczyć z szalejącą korupcją. Kwitnie również policyjna brutalność – zabójstwo sprzedawcy było tylko jednym z niezliczonych jej aktów. Tym razem władze, poruszone zamieszkami, zapowiedziały, że sprawca zostanie pociągnięty do odpowiedzialności. Równocześnie jednak dały do zrozumienia, że protestów ulicznych tolerować nie zamierzają.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…