Co się dzieje w polskim feminizmie, że kobiety zostały zapomniane i pominięte, za to uwagę dostają grupy im wrogie i mające konflikt interesów? Dlaczego feministki mają zajmować się mężczyznami?
„(…) ważne są dla mnie wartości egalitarno-utylitarne, czyli uważam najzwyczajniej w świecie, że im więcej ludzi żyje w możliwym dobrostanie tym lepiej.” – napisał Kamil Fejfer, komentując tekst Patrycji Wieczorkiewicz o incelach. Doskonale! Co za imponująca wrażliwość na krzywdę.
Słowo incel pochodzi od involuntary celibacy – celibatu nie z własnej woli, życia bez seksu, o którym się marzy, a się go z różnych powodów nie ma. Na tym incele opierają swoją tożsamość, na tym tle fantazjują o gwałtach i to jest tłem ich nienawiści do kobiet. Dobrostan rzeczywiście nie jest zachowany, incele cierpią. Pochylmy się nam tym. Zadbajmy o możliwy dobrostan dla tej grupy. Jak, Kamilu, Patrycjo i inni, chcielibyście o to zadbać? W jaki jeszcze sposób kobiety miałyby zaopiekować się tą kolejną, skrzywdzoną grupą mężczyzn? Może wyznaczyć ochotniczki, które z litości, albo powodowane ludzkim współczuciem, radykalną empatią, będą zadowalać inceli? Ktoś bystry powie: istnieje przecież najstarszy zawód świata, niech płacą i mają czego pragną. Ale oni są wybredni albo zwyczajnie ubodzy, i nie zamierzają płacić. Oni chcą „zwykłych dziewczyn”.
Kto i w jaki sposób miałby zadbać o dobrostan mizoginów i dostarczyć im tego, czego tak bardzo potrzebują, co im się przecież należy i co jest główną osią ich tożsamości? Chcemy przecież dobrostanu dla wszystkich.
Zarówno Wieczorkiewicz w swoim tekście, jak i Kamil Fejfer znaleźli masę powodów, żeby z radykalną empatią wyjść do grupy, która co prawda kobiet nienawidzi, ale zapewne ma ku temu dobre powody. Ubóstwo, niespełnione marzenia, brak perspektyw, niska atrakcyjność fizyczna, tyłozgryz, przodozgryz, skolioza, krzywe nogi, małe miasteczko, duża wieś, dysfunkcyjna rodzina, samotna matka, nieobecny ojciec, można by wymieniać empatycznie bez końca. Odpowiedzią na kilka z tych kwestii byłoby sprawiedliwe, lewicowe, państwo opiekuńcze, i wszystko co się z tym wiąże. Na przykład większe bezpieczeństwo materialne jednostki. Wtedy może niektórych byłoby stać na usługi profesjonalistek, którymi i tak niestety pogardzają?
Co ciekawe, kobietom nie udało się stworzyć podobnego ruchu, chociaż żyją w tych samych, a nawet trudniejszych realiach co mężczyźni. Z czego to wynika?
Dlaczego nieatrakcyjne kobiety nie zwierają szyków w walce o dostęp do ładnych chłopców? Odpowiedź jest zawsze ta sama. To patriarchat, stawiający mężczyzn od zawsze w pozycji siły, w wiecznym roszczeniu i rozdawaniu kart pozwala im dzisiaj narzekać i żądać.
Patriarchat mówi, że im się należy, bo kobieta jest zasobem i można nią do woli orać i z niej korzystać. Incelom marzy się sprawiedliwa redystrybucja dóbr. Tym dobrem ma być kobiece ciało, bo o seks się tu rozchodzi, a nie o romantyczną miłość. Chociaż kto wie? Może pod tym płaszczykiem brzydkiego brutala gdzieś tam głęboko, skrywa się małych chłopiec, marzący o księżniczce z bajki? Ten przegryw, który z fejk konta pisze do ciebie: ty suko. Ten przegryw, który na internetowych grupkach wrzuca zdjęcia przypadkowych kobiet, komentując jakim jest ona kaszalotem, albo co by z nią zrobił (gdyby tylko nie był pozbawionym tych opcji przegrywem). Może ten przegryw tylko coś przykrywa i maskuje ból?
„Ojciec Stalina krótko go trzymał, napierdalał bez końca, karma boląca”, a „ojciec Hitlera ciągle go napierdzielał, pasem go ćwiczył a mały razy liczył”- śpiewał Kazik. Spójrzmy zatem z troską na gwałcicieli, pedofili i mizoginów. Ich nienawiść nie wzięła się przecież znikąd. Nowy feminizm zaopiekuje się oprawcami.
Radykalnie empatyczne feministki dziwnej fali, pochylają się dzisiaj nad incelami i wszystkimi innymi, zapominając, że nadal jest sporo roboty na własnym podwórku.
Bo prawa kobiet to bardzo często fikcja. Kinga Dunin pisze o tym, że trzeba przyznać, że rosnący biust to wielka niewygoda, a menstruacja to kłopot i wstyd. Ośmiesza i demonizuje kobiece ciało, zamiast wspierać i emancypować. Bycie kobietą w świecie, jest po prostu za trudne, za mało się opłaca.
Radykalnie empatyczne feministki zapominają o kobietach, które pracują na trzech etatach i w głowie im się nie mieści, że to mąż mógłby ugotować obiad. O kobietach, które zrezygnowały z siebie, żeby służyć mężowi i rodzinie, bo nawet nie wiedziały, że mają taką opcję. Zapomniały o kobietach, które w Polsce rezygnują z pracy po urodzeniu dzieci, bo żłobków i przedszkoli nie ma, a mąż zawsze więcej zarabia. O kobietach, które rodziły w nieludzkich warunkach i tych, które nadal w XXI wieku pracują za niższe stawki niż mężczyźni. O kobietach, których praca i pasja jest wyśmiewana i traktowana jak fanaberia. Zapomniałyście, koleżanki feministki dziwnej fali, że to głównie kobiety są ofiarami przemocy, a jej sprawcami są mizogini, nad których losem teraz płaczecie, szukając powodów by dać rozgrzeszenie.
Znowu się wam pomylił feminizm i lewicowość z chrześcijaństwem, a święta inkwizycja radykalnej empatii i inkluzywności nie bierze jeńców. Wystarczy użyć słowa kobieta w nieodpowiednim momencie, a nazwą cię TERFem, i zaczną fantazjować o dołach z wapnem i bombach w skrzynce pocztowej.
Pod feministycznym parasolem znajdzie się miejsce dla wszystkich. To hasło, które zawsze było mi bliskie, dzisiaj stało się swoją własną karykaturą. Bo faktycznie, wszyscy są pod feministycznym parasolem, tylko kobiety nadal stoją deszczu i mokną.
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…