Gwałt jest nie tylko wyjątkowo okrutną, ale i perfidną oraz „demokratyczną” formą przemocy. Nie ma szczególnego profilu ofiary ani sprawcy. Maja Staśko i Patrycja Wieczorkiewicz, dziennikarki i aktywistki-feministki w swojej przejmującej i wstrząsającej książce „Gwałt polski” oddają głos ofiarom, a także analizują społeczny i prawny kontekst gwałtu.
Szacuje się, że ponad 90 proc. popełnionych w Polsce gwałtów nigdy nie zostaje zgłoszonych organom ścigania. 67 proc. zgłoszeń kończy się umorzeniem. Z kolei, jak piszą Autorki: „Z 33 proc. tych, które kończą się uznaniem winy sprawcy, od 30 do 40 proc. skazuje go na karę w zawieszeniu”.
Staśko i Wieczorkiewicz przyjęły optykę pokrzywdzonych, oddając głos dziewiętnastu ofiarom gwałtu. Jak podkreślają: „Pisanie o żadnym innym przestępstwie nie jest tak trudne i obostrzone tyloma zakazami. W większości przypadków nigdy nie będzie pewności, czy doszło do zgwałcenia – prawdę znają tylko dwie strony. Gdybyśmy opisały wyłącznie gwałty, których sprawcy zostali prawomocnie skazani – książka przedstawiałaby jedynie niewielki ułamek polskiej rzeczywistości”. Autorki pozwoliły po prostu mówić ofiarom gwałtów. Relacje ofiar nie są przerywane pytaniami czy oceniane, co nadaje im rys szczerości i autentyczności. Staśko i Wieczorkiewicz weryfikowały wiarygodność zdanych im relacji rozmawiając z rodzinami, partnerami czy znajomymi ofiar, badając billingi i przedstawione im dokumenty sądowe, e- maile czy SMS-y.
Julię, dziś 28 letnią, gwałcił przez lata szwagier. Gdy zaczął, miała 10 lat. Początkowo wślizgiwał się jej do łóżka. Początkowo przytulał, głaskał, z czasem zaczął posuwać się dalej. Obmacywał po piersiach, pośladkach, lizał sutki, wkładał palce w pochwę.
„Mówił przy tym, że nigdy nie zrobi mi krzywdy. Powtarzał, że ktoś musi mi dokuczać. A lepiej, że robi to on niż ktoś inny (…) Zszyłam koszulę nocną, by nie dało się jej rozpiąć, zakładałam stanik. Mówił, że robię to, żeby mu się podobać, pokazać jaka jestem ładna.(…) Miałam jedenaście lat”.
Gdy Julia miała 12 lat nastąpił ten straszny zimowy, sobotni poranek, którego nie zapomni do końca życia: szwagier zgwałcił ją. Pozbawiona sił w poniedziałek nie chciała iść do szkoły. Powiedziała mamie, że w drodze została zgwałcona przez obcego mężczyznę. Razem z siostrą i mamą udała się na komisariat by złożyć zeznania, a następnie do szpitala: „Badania niczego nie potwierdziły. Moje zeznania nie trzymały się kupy. Mówiłam, że nie widziałam twarzy napastnika, choć miałam otwarte oczy i leżałam na plecach”. W końcu Julia przyznała, że kłamała i powiedziała, jak było naprawdę. Po powrocie do domu, rodzice i siostra nie okazali jej wsparcia, a wręcz przeciwnie zmusili ją do „pogodzenia się” ze szwagrem, który wyparł się swojego czynu. To przez niego Julia została odwieziona z mamą na komisariat, gdzie odwołała swoje zeznania. Przez kolejne lata szwagier znowu próbował się do Julii dobierać, nie posuwając się jednak do gwałtu. W końcu jej rodzina, brat, mama i siostra uwierzyli w to, że szwagier ją zgwałcił. Brat po latach poradził jej, by zapomniała i żyła dalej. Z kolei „mama powtarza, że nie wiedzieli, co mają robić. Chcieli chronić moją trzydziestoletnią siostrę. Tylko przed czym? Mnie nikt nie pomógł, nie zaprowadził do psychologa, nie porozmawiał, i nie powiedział, że to co się stało, nie jest moją winą”. Dziś szwagier jest już byłym szwagrem, rozwiódł się z siostrą Julii, odszedł do ciężarnej kochanki. Sama Julia ma kochającego i wspierającego ją męża, dzięki któremu podjęła terapię psychologiczną. Jednak gwałt trwale naznaczył jej życie i poczucie własnej wartości. Gdy podsumowuje rozmowę, mówi: „Jestem zniszczonym człowiekiem. Źle czuję się z faktem, że mój oprawca nie jest pedofilem. To co zrobił, to był czyn pedofilski – ale on nim nie jest. To moje domysły: nie zaobserwowałam u niego podobnego zachowania w stosunku do innych dzieci, spełnia się w relacjach z dorosłymi kobietami. Nie wybrał mnie, bo mu się podobałam. Po prostu byłam pod ręką. Zgwałcił mnie z braku laku. Nie jestem warta nawet tego, by podobać się swojemu gwałcicielowi”.
Anna, dzisiaj 40-latka, przez lata znosiła gwałty męża, którym towarzyszyła przemoc psychiczna i ekonomiczna. Po raz pierwszy zaczął ją gwałcić ponad 16 lat temu, mieli już wówczas dwóch synów. Po prostu pewnego dnia wrócił z pracy i oświadczył „będzie seks”. Anna, zmęczona prowadzeniem domu i ciągłymi pretensjami nie miała ochoty na współżycie: „Ale jego to nie interesowało, rzucił mnie na łóżko. Dzieci spały. Mówiłam, że tak nie wolno, że nie chcę, że jestem zmęczona. Płakałam, zrobił to na siłę. Kilka posunięć – i już”. Gdy odmawiała współżycia przestawał wydzielać jej pieniądze i cytował Pismo Święte, między innymi fragment „Żona nie może swobodnie dysponować własnym ciałem, lecz jej mąż”. (1 Kor 7,4). Odtąd mógł korzystać z jej ciała, jak twierdzi Anna nie działały żadne wymówki „Kazał mi się kłaść i nie ruszać. Zastanawiałam się, jak ludzie mogą czerpać przyjemność z seksu. Dla mnie był to najbardziej uciążliwy z domowych obowiązków”.
Gdy któregoś dnia Anna odmówiła współżycia, mąż zaczął grozić, że się powiesi. Jeden z wezwanych przez Annę policjantów uświadomił jej, że zmuszanie do seksu i gwałty w małżeństwie są karalne i grożą więzieniem. Na drugi dzień Anna udała się na policję. Ostatecznie nie złożyła jednak zawiadomienia o przestępstwie, gdyż jako niepracująca nie miałaby z czego żyć. Poinformowała jednak męża, że była na policji. „Czuł, że jestem bliska odejścia. Zaczął zabierać nas na zagraniczne wakacje, kupował prezenty, nie robił awantur.(…) Ale po miesiącu lub dwóch wrócił do wymuszania współżycia”. Okresowo Anna pracowała, najpierw w sklepie mięsnym, później w pizzerii. Mąż jednak zarabiał więcej od niej. On też zawsze wydzielał jej pieniądze. Gdy chciała się uniezależnić i założyć własną cukiernię mąż przekonał ją, by tego nie robiła.
Trzecie dziecko Anny zostało poczęte w wyniku gwałtu małżeńskiego. Od 2013 roku regularnie nagrywała męża, gwałty i pobicia siebie i dzieci. W końcu, w 2018 roku, zgłosiła gwałt, pod naciskiem asystentki rodziny z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Gwałt i wielokrotny wyraźny sprzeciw Anny został przez nią nagrany. Sprawca przyznał się, że między małżonkami doszło do stosunku, jednak zaprzeczył, że był to gwałt. Zeznał, że Anna odwiedziła go (mieszkali już wówczas oddzielnie) wymalowana i ubrana w krótką sukienkę, ocierała się o niego i prowokowała. Początkowo, pod koniec 2018 roku prokuratura umorzyła postępowanie, jednak w 2020 r. zostało ono wznowione po wniesieniu przez Annę zażalenia.
Jak podkreślają Autorki, większości gwałtów dokonują byli lub obecni partnerzy. 99 proc. podejrzanych o gwałt to mężczyźni. Nie jest też tak, że kobiety prowokują do gwałtu. Oto co piszą Staśko i Wieczorkiewicz: „Nie ma danych potwierdzających, że kobiety w krótkich spódniczkach, czy mocnych makijażach doświadczają gwałtów częściej, zaś wyniki badań Sussmana i Boldwella dowodzą, że to jak ofiara zachowuje się bezpośrednio przed zdarzeniem nie ma wpływu na podjęcie przez gwałciciela decyzji o napaści”.
Istotnym postępem na drodze do zapobiegania i karania gwałtów było podpisanie w 2012 r. i ratyfikacja w 2015 r. konwencji stambulskiej czyli Konwencji Rady Europy o zapobieganiu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. To na wskutek dostosowywania polskiego prawa karnego do wymogów konwencji od 27 stycznia 2014 roku gwałt ścigany jest z urzędu. Dzięki tej zmianie prawa liczba śledztw dotyczących podejrzenia gwałtu wzrosła o 1/3 (jeśli porównamy lata 2008-2013 i 2014-2019).
Najważniejszą kwestią, jak wskazują autorki, jest konieczna do przeprowadzenia w polskim prawie zmiana definicji gwałtu. Kodeks karny definiuje zgwałcenie jako obcowanie płciowe, do którego doprowadzono „przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem”. W polskiej doktrynie prawa pojawia się ponadto kategoria „czynnego i nieprzerwanego oporu” – ofiara musi udowodnić, że stawiała taki opór, by czynność uznano za gwałt. Tymczasem kraje takie jak Szwecja, Wielka Brytania, Belgia, Kanada, Cypr, Niemcy, Grecja, Islandia, Irlandia, Luksemburg i Hiszpania uznają za gwałt każdy stosunek bez zgody partnera/ki. Natomiast Dania, Finlandia, Portugalia są w trakcie przeprowadzani takiej reformy.
Warto podkreślić, że w obecnym prawie znajduje się zapis dotyczący prawa do przerywania ciąży, która jest wynikiem gwałtu. Zgodnie z ustawą z 1993 roku legalne przerwanie ciąży powstałej w wyniku gwałtu możliwe jest do 12 tygodnia od zapłodnienia. Można dokonać aborcji dopiero na podstawie zaświadczenia prokuratora, który stwierdzi, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że do ciąży doszło w wyniku czynu zabronionego. Jednak, jak wskazuje Kamila Ferenc z Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, „Chociaż aborcja w sytuacji, gdy ciąża jest wynikiem czynu zabronionego to świadczenie legalne i finansowane ze środków publicznych, w praktyce trudno je wyegzekwować. Prokuratorzy nie chcą wydawać zaświadczeń, szpitale zwlekają z wyznaczeniem daty zabiegu, odsyłają pacjentki, odmawiają im bez podania przyczyny (na przykład mówiąc: „tutaj aborcji się nie przeprowadza”) zasłaniają się klauzulą sumienia.” Z powodu tych trudności wiele kobiet, zgwałconych i będących w ciąży decyduje się na kontakt z organizacjami pozarządowymi. Tam zgwałcona kobieta nie musi mówić, w jaki sposób doszło do zapłodnienia. Międzynarodowa sieć Women Help Women wysyła zestawy leków do aborcji farmakologicznej, którą można przeprowadzić w domu. Abortion Network Amsterdam pomaga w przeprowadzeniu aborcji w Holandii, gdzie jest ona dostępna legalnie „na życzenie” do 22 tygodnia ciąży.
Jak informują Autorki „W 2019 r. ruszyła inicjatywa Aborcja Bez Granic. Jej działaczki prowadzą aborcyjny telefon wsparcia – nie tylko udzielają informacji na temat dostępnych możliwości przerwania ciąży, ale też w razie potrzeby pomagają w opłaceniu tabletek poronnych lub zabiegu w zagranicznej klinice, wraz z transportem i zakwaterowaniem”. Wśród organizacji, które Autorki wymieniają, a do których warto zwrócić się po pomoc w przypadku przemocy seksualnej są: Feminoteka, Centrum Praw Kobiet, Niebieska Linia oraz Fundacja Przeciw Kulturze Gwałtu. Można też skontaktować się z Autorkami pod mailem: maja.s.pat.w@gmail.com
Książka Staśko i Wieczorkiewicz jest publikacja wyjątkowo cenną, chociaż jej czytanie wycieńcza psychicznie. Pomoże ona feministkom, feministom i tym, którzy jeszcze nimi nie zostali, w zrozumieniu, czym jest gwałt i jakie pozostawia spustoszenie. A przede wszystkim może być istotną pomocą na drodze osób, które doświadczyły przemocy seksualnej i gwałtu, by zrozumiały, że w tym co zaszło nie ma ich winy.
Maja Staśko, Patrycja Wieczorkiewicz, „Gwałt Polski”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa, 2020.
Argentyny neoliberalna droga przez mękę
„Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…