Prezydent Andrzej Duda, jak co roku, mlaskał dziś z zachwytem o tych, co siedzieli w lasach i walczyli z komuną. Wyklęci, jego zdaniem „to bohaterowie dzisiejszej, dumnej Rzeczypospolitej, wzrastającej, rozwijającej się, Rzeczypospolitej, która ma wielkie aspiracje”. Zdaniem głowy państwa, to dzięki postawie żołnierzy antykomunistycznego podziemia, represje wobec opozycji w czasach „Solidarności” były znacznie łagodniejsze.
Przyznam, że prezydent sprawił mi swoją wypowiedzią kłopot. Rozmarzyłem się na dłuższą chwilę, próbując sobie wyobrazić, jak grupy leśnych partyzantów w latach 1945-48 kształtowały decyzje władz PRL 30 lat później. Czyżby wyklęci ganiali za komuchami z taką prędkością, że miała miejsce dylatacja czasu? Rozumiecie – w lesie był jeszcze 1946, podczas gdy w miastach trwał już festiwal „Solidarności”. To miałoby sens, ale Andrzeja Dudę nie podejrzewałbym o tak rzutkie zastosowanie einsteinowskiej teorii względności. A zatem miał pewnie na myśli coś innego. Być może uznał, że władzy ludowej było po prostu niezręcznie robić krzywdę Polakom, skoro ci nacierpieli już tak wiele w końcówce lat czterdziestych.
I tu z prezydentem mógłbym sobie zbić piąteczkę. Bo istotnie – czasy, gdy w lasach czaili się wyklęci były wyjątkowo paskudnym okresem dla polskiego społeczeństwa. Andrzej Duda ma również rację mówiąc o „wielkich aspiracjach” leśnych partyzantów. Istotnie, trzeba mieć niebywałą fantazję, by próbować rozpętać wojnę domową w kraju, który poniósł największą ofiarę ludzką podczas najstraszniejszego konfliktu zbrojnego w dziejach ludzkości. Jak ogromne aspiracje muszą kierować ludźmi, którzy wymęczonemu okrutną wojną społeczeństwu, fundują nowy koszmar? Jak silny był pęd ku rozwoju tych, co w latach powojennych palili szkoły, szpitale i mosty? Jak ogromną troską i poczuciem odpowiedzialności za ojczyznę musieli kierować się dowódcy, werbujący w tych czasach młodych chłopaków i żołnierzy z demobilu do walki z KBW i NKWD?
Zapewne również w ramach „wielkich aspiracji” idole prezydenta Dudy mordowali polskich obywateli zaraz po tym, jak przestali ich mordować hitlerowcy. Ilu Polaków wyrżnęli tzw. żołnierze podziemia niepodległościowego? Dokładnej liczby zapewne nigdy nie poznamy. Mało prawdopodobne wydaje się też ustalenie zbliżonego szacunku. Rozstrzał w kalkulacjach jest bowiem ogromny. Jedne źródła mówią o 5 tysiącach ofiar cywilnych, w tym 187 dzieci poniżej lat 14. Na portalu TVP.info można jednak znaleźć publikację, opracowane na podstawie informacji IPN, według której w starciach z wyklętymi poległo blisko 12 tys. członków polskich formacji mundurowych (UB, KBW, MO, WP, ORMO), 1 tys. żołnierzy Armii Czerwonej i funkcjonariuszy NKWD oraz 10 tys. cywilów. A więc łącznie ponad 20 tys. trupów. Jeszcze większą liczbę podała w 2014 roku polityczka SLD Joanna Senyszyn, według której cywilnych i mundurowych ofiar wyklętych mogło być nawet 30 tysięcy. O wielu pomordowanych nie dowiemy się nigdy, bo nikt nie prowadził rejestru zbrodniczych czynów.
Słuchając polityków polskiej prawicy i speców od pisania historii na nowo, można odnieść wrażenie, że najwięcej krzywdy w XX wieku wyrządzili Polakom komuniści. Tymczasem naukowe źródła mówią o 150 tysiącach Polaków, którzy zginęli z rąk władzy radzieckiej i służb PRL do roku 1948. Dla porównania nazistom, którzy dążyli do całkowitego unicestwienia naszego społeczeństwa, udało się ukatrupić w ciągu sześciu lat 2,7 mln polskich obywateli.
Te same władze, które każdego roku przypominają o Katyniu jako symbolu zbrodni komuny na polskim narodzie, chowają mordy w kubeł, kiedy przychodzi rocznica nazistowskiej operacji Tanneberg, której celem była eksterminacja polskiej warstwy przywódczej i inteligencji. Liczba ofiar tej akcji jest niemal identyczna, co liczba uśmierconych w katyńskim lesie – 20 tysięcy. Ale mordowali naziści, a w czasach, gdy premier polskiego rządu składa kwiaty na grobach hitlerowskich kolaborantów, nazizm nie wydaje się najgorszym, co Polskę spotkało. Jeszcze więcej istnień, ponad 100 tysięcy pochłonął mord na Wołyniu i w Galicji, którzy zafundowali nam ukraińscy nacjonaliści. Ale tam ginęli główne chłopi i drobni ciułacze, więc strata pewnie mniej bolesna.
Zastanawiam się czy Duda z Morawieckim, którzy z Łupaszki, Ognia i Burego robią dziś „bohaterów Rzeczypospolitej”, zdają sobie sprawę, że ich idole mogą mieć na sumieniu więcej pomordowanych Polaków niż NKWD w Katyniu? A może jest to dla nich rzecz drugorzędna? Bo przecież najgorsi byli komuniści i to ich należy rozliczać z wyrządzonych nam krzywd.
Sutrykalia
Spektakularne zatrzymanie Prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka przez funkcjonariuszy CBA w z…
,,A może jest to dla nich rzecz drugorzędna? Bo przecież najgorsi byli komuniści i to ich należy rozliczać z wyrządzonych nam krzywd.”
Nie drugorzędna, jednak trzeba było wykreować nowych bohaterów, to polityka nakazuje o tych ofiarach zapomnieć.
W czasie gdy styropian przejmował władze ,,komuniści” byli licząca się siłą i należało jakoś pamięć spokoju i wzrastającego dobrobytu zohydzić. Najprostsza metoda – przypisać politycznemu przeciwnikowi jakaś zbrodnię.
Stąd Katyń, gdzie zlikwidowano circa 20 tysięcy polskich mundurowych, a przecież niewiele wcześniej pozwolono radzieckim mundurowym spokojne umierać z głodu i braku lekarstw, odzieży…
A co ważniejsze BRAK PYTANIA SKĄD W KAZACHSTANIE WZIĘŁA SIĘ OFICERSKA KADRA DLA ARMII ANDERSA? Dla powstającej później I Armii WP już niestety brakowało…
Może należy zacząć zadawać to pytanie? Kto i dlaczego został tam przerzucony, a kto pozostawiony i później rozstrzelany?
Gdybym miał wybór – umierać z głodu i czekać kiedy tyfus mnie dokończy, wolałbym kulę w tył głowy. Chwila panicznego lęku i po wszystkim. Kula w łeb – to było ryzyko każdego mundurowego i dobrze byłoby przy okazji pamiętać jak postępował ,,rycerski wermacht” we wrześniu 1939! Najlepszym przykładem niechaj będzie obrona fortów nad Bzurą i rozstrzelanie wszystkich obrońców którzy się poddali. (Dowódca obrony kpt. Raginis miał nosa, że sam sobie w łeb palnął!)
A propos, to podobno po 20-tym roku i wymianie jeńców Ruskie nie mogli się doliczyć właśnie 20 tysięcy sztuk, które popadły w plien.
Drogi autorze, panu prezydentowi chodziło najprawdopodobniej o to, że w społeczeństwie żywa jeszcze była pamięć o tym, że można (da się) pójść do lasu i stawiać zbrojny opór rządowi. Równocześnie znaczna większość młodych mężczyzn umiała jako tako posługiwać się bronią i poradzić w trudnych warunkach, bo nie nosiła rurek i nie piła sojowego latte. Tego ekipa Jaruzela w czasie stanu wojennego mogła się realnie bać. Stoczniowcy do zomowców walili z proc kulkami od łożysk :) o ile pan redaktor wie, co to łożysko kulkowe :) Echa takiej świadomości (i takiego lęku władzy) można zresztą odnaleźć w wielu tekstach kultury – najbliżej w filmie „Rozmowy kontrolowane” przy „planowanym ataku na komisariat” i „spaleniu czołgu”. I to jest ta 30-letnia nić. U dzisiejszych 20-30-latków to oczywiście nierealne, ale wtedy było jak najbardziej realne w świadomości ludzi.
Nie trzeba mieć doktoratu z historii ani psychologii by na to wpaść.
Zainteresowały mnie te kulki od łozysk. Czy to aby pewne? Nie spotkałem tego w żadnej relacji.
Zara, zara! A czy aby dziadek Adriana nie był w UPA? No to by tłumaczyło tę jego szajbę na punkcie szwejów przeklętych!
Zaintrygował mnie kolega, podesłał byś jakieś linki?
Pozdrawiam.
Kolego Zimiok, raczy Kolega poszperać (u krajowych faszystów, oni dużo wiedzą)
Tak czy inaczej to już historia, która niczego nas nie nauczyła… Polska znów szykuje się do wojny, która tym razem ostatecznie ją unicestwi… właśnie ściąga zza oceanu sojuszników. Polak i po szkodzie i przed szkodą głupi.
W KATYNIU MORDOWALI NIEMCY !!!
Dowody, zeznania świadków, fakty:
1) Ekshumowane wiosną 1943 zwłoki polskich oficerów były w o wiele lepszym stanie niż wskazywałoby na to ich 3 letnie przebywanie w ziemi (1940 – 43). Dobrze zachowane tkanki mózgowe i mięśniowe i ścięgna wskazywały na około 1,5 roczne przebywanie w ziemi (data mordu II półrocze 1941). Podobna ekspertyza została przeprowadzona odnośnie odzieży.
2) Zapiski w znalezionych przy zwłokach dokumentach były z datami 1941 co dobitnie pokazuje, ze w 1941r. oficerowie jeszcze żyli.
3) Istnieli świadkowie, głównie miejscowi kołchoźnicy, którzy widzieli polskich oficerów żywych w 1941r. wykonujących roboty drogowe pod nadzorem Sowietów. Kucharki na niemieckiej posesji były świadkami rozstrzeliwań jesienią 1941, ich zeznania zostały potwierdzone ponownie w latach 90 tych.
4) Istniał protokół operacyjny 537 batalionu Einsatzgruppen z 1941r. do naczelnego dowództwa III Rzeszy o rozstrzelaniu w okolicach Smoleńska dużej ilości Żydów, bolszewików i Polaków
5) Fragment listu z poczty polowej z 04 października 1941r jednego z obergefreiterów do gefreitera: „…w Katyniu trwa masakra polskich oficerów…”
6) Wacław Pich – jeden z polskich oficerów – został postrzelony przez pijanego Niemca w głowę tak, że rana nie była śmiertelna. Po odzyskaniu przytomności zdołał wydostać się z mogiły i uciec. Złożył zeznania w 1953 i nigdy ich nie odwołał.
7) Rzekomy dokument Berii do Stalina „O rozstrzelaniu polskich oficerów” został nieudolnie sfałszowany przez ludzi Gorbaczowa w latach 80tych. W latach 2008-2010 dokonano ekspertyzy tego dokumentu, która wykazała fałszerstwo w 50 miejscach (czcionki, papier, podpisy, rozstępy pomiędzy literami) gdzie w prawie rosyjskim już przy 7 oznakach uznaje się dokument za sfałszowany. Człowiek, który opublikował wyniki tej ekspertyzy – Wiktor Iljuchin – został zlikwidowany już w 2011r. wkrótce po publikacji.
8) Bzdurne zeznania Friedricha Ahrensa (głównodowodzącego rozstrzeliwaniami) w procesach norymberskich, który powiedział, że odkrył groby widząc wilka kopiącego dół na głebokość 1,5m (1 lipca 1946, 168 dzień procesów, vol. 17)
9) 11 z 13 “międzynarodowych” ekspertów powołanych przez samego Gebelsa badających zbrodnię katyńską na podstawie stanu zwłok i dokumentów znalezionych przy oficerach zaprzeczyło, że mord miał miejsce w 1940r. Zostali zmuszeni do międzylądowania w Białej Podlaskiej i do podpisania protokołu z datą mordu 1940r. “Międzynarodowych” bo pochodzili z krajów kolaborujących z Niemcami.
10) Pociski w czaszkach oficerów jak i stalowe sznury, którymi były skrępowane ręce oficerów były produkcji niemieckiej.
11) Roman Świątkiewicz – więzień łagru w Workucie – pracował razem z Niemcami, którzy otwarcie opowiadali o żywych polskich oficerach w 1941r. w Katyniu po zdobyciu terenów wokół Smoleńska.
Warto przypomnieć czasy „Potopu”. Kilka lat po pokoju oliwskim ze Szwecją, bohater ostatniej wojny Jerzy Lubomirski wywołał rokosz i w bitwie pod Mątwami jego oddziały wyróżniły się niechlubnie wyjątkowym okrucieństwem, mordując bez pardonu wojska królewskie. Zginęło niemal cztery tysiące, wielekroć posiekanych przez rokoszan. I to było w osiemnastym roku wojny od powstania Chmielnickiego, tuż po zakończeniu walk ze Szwedami i w czasie wojny z Rosja i Kozakami. Oczywiście w obronie niezbywalnej „wolnej elekcji” przeciw vivente rege, czyli obiorem następcy w czasie panowania króla. Sto lat później we Francji po nareszcie wygranej wojnie z Anglią, utworzeniu Stanów Zjednoczonych stan trzeci ogłasza się Stanami Generalnymi i wprowadza sprawnie działającą gilotynę, z której najpierw skorzystał król i królowa, ale z czasem Robespierre i jego najbliżsi. O wydarzeniach w czasach rewolucji październikowej i wynalazkach obu stron, już po trzech latach wojny , też można sporo napisać, od wzajemnego wyrażania uznania, wycinaniem białym lampasów na nogach, a czerwonoarmistom gwiazdy na czole. Europa przez wieki była ciągiem wojen uprzywilejowana. To dopiero ostatnie trzy pokolenia żyją w pokoju, ale zarzewie na Ukrainie zbyt długo płonie. Przy kreowaniu legendy „wyklętych” zadziwia jednak pomijanie wątku, jak to się miało do rozkazu o rozwiązaniu AK, a z drugiej strony, zadziwiający brak podjęcia przez zachodnie kraje próby wyposażenia w niezbędne fundusze i dokumenty najbardziej zagrożonych. O tym nikt nie pomyślał ani na Zachodzie, ani w podziemiu w kraju. Przecież nawet próba powrotu do cywila byla niemożliwa, bez zdobycia cywilnego ubrania. Zatem sześć lat wojny i konspiracji poszło na marne, kiedy przyszła pora na demobilizację? Zadziwiające i karygodne niedopatrzenie. Tyle, że po Poczdamie nikogo juz to nigdzie nie obchodziła, a kłopoty w Polsce tylko osłabiały wschodniego, niedawnego sojusznika. I o tym relatywnym podejściu do sprawy polskiej Polacy nadal nie mają żadnego pojęcia. W tej sytuacji nawet sięgnięcie do rezerw i powołanie trzeciego króla na wysokościach nie zmieni mentalności zagubionych i przemądrzałych, wyznawców „kamieni na szaniec”, „Okopów Świętej Trójcy” i „Cudu nad Wisłą” Na rozsądek miejsca zabraknie.
PS. Porównywanie jednej zbrodni do drugiej mija się z celem. Moralnie wątpliwe, a statystycznie niczego nie wnosi. Jakieś popłuczyny w stylu, ilu to Polacy niby zabili Niemców. A może jednak owych nazistów i niewinnych Niemców przyjdzie liczyć?