Harland and Wolff jest jedną z najważniejszych firm w przemyśle stoczniowym Belfastu. Tradycje szkutnicze mają w tym mieście czterystuletnią tradycję, między innymi to właśnie tam skonstruowany został Titanic. Dziś jest to miejsce jednego z najgłośniejszych wystąpień robotniczych w Wielkiej Brytanii.
W czasach II wojny światowej firma zatrudniała aż 35 tys. robotników, lecz z biegiem czasu, zresztą tak jak w całej Wielkiej Brytanii, liczba ta się zmniejszała. Dziś w zakładach, które pozostają ikoną północnoirlandzkiego przemysłu, podobnie jak niezwykle znane żółte żurawie firmy Samson and Goliath, które wypełniają przestrzeń nadbrzeża, pozostało zaledwie 130 osób.
Jednym z najważniejszych momentów w historii przedsiębiorstwa było jego nacjonalizacja w 1975 r., jednak jakiś czas później zostało ono sprywatyzowane i trafiło w ręce norweskiego magnata szkutniczego Freda Olsena w 1989 roku. Obiecał on pracownikom rozwój przedsiębiorstwa, lecz przeszkodziły temu kłopoty jego holdingu . W ostatnich latach pracownicy w Harland & Wolff byli w dużej mierze zatrudnieni przy montażu i wykańczaniu dużych metalowych części, które wspierają turbiny morskie produkujące ekologiczną energię. Jednak ostatnie zamówienie na te towary dobiegły końca, gdy Fred Olsen Energy ostatecznie nie mógł spłacić długów i zbankrutował. Jako że na horyzoncie nie było również widać nabywcy firmy, pracownicy stanęli w obliczu coraz bardziej niepewnej przyszłości. W ubiegłym tygodniu związek zawodowy Unite ujawnił, że kierownictwu firmy brakuje już środków na wypłaty.
W obliczu tego zagrożenia Unite i GMB, które wspólnie reprezentują pracowników, rozpoczęły kampanię domagającą się natychmiastowej interwencji ze strony rządu Wielkiej Brytanii. Zażądały renacjonalizacji jako jedynego sposobu ochrony miejsc pracy i wykwalifikowanych pracowników przed bezrobociem. Robotnicy szybko podchwycili słowa przyszłego premiera Torysów Borisa Johnsona. W swoim przemówieniu wygłoszonym na schodach Downing Street chwalił on znaczenie brytyjskich „sił produkcyjnych”. Robotnicy publicznie zażądali więc, by te „siły produkcyjne” obronił, renacjonalizując stocznię.
W poniedziałek 29 lipca robotnicy zamknęli bramy stoczni w ramach protestu okupacyjnego. Przypomina on okupację fabryki Visteon również w Belfaście dziesięć lat temu, kiedy to pracownicy postanowili, że pozostaną na terenie zakładu do czasu bezpośrednich działań rządu Wielkiej Brytanii. Wydarzenia te zelektryfikowały cały ruch związkowych w Irlandii Północnej, ukazując, że siła pracowników może w każdym momencie się ukazać i zagrozić neoliberalnej polityce. Na wezwanie związków 30 lipca odbyła się demonstracja solidarnościowa. Sukces tej akcji zmusił lokalnych polityków, w tym Demokratyczną Partię Unionistyczną – która reprezentuje Wschodni Belfast, gdzie mieści stocznia i mieszka większość jej pracowników – stanąć za stoczniowcami. W akcji tej brali udział prócz mieszkańców i wspierających związków zawodowych również działacze Robotniczej Partii Irlandii (The Workers Party of Ireland).
Boris Johnson ogłosił, że jednym z priorytetów jego przyjazdu do Irlandii Północnej będzie wizyta w strajkującej stoczni.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…