Po czterech latach przerwy lewica wraca do Sejmu, a w jej szeregach jest co najmniej kilku parlamentarzystów, którzy od lat konsekwentnie walczą o prawa pracownicze, w tym przeciwstawiają się antypracowniczym działaniom PiS-owskiego rządu. To jest wiadomość znakomita.
Wiadomość dużo gorsza jest taka, że przeprowadzone na dużej próbie badanie IBRIS pokazuje jednak bardzo niepokojące statystyki. Otóż wynika z niego, że PiS poparła ponad połowa (57,9 proc.) robotników. 16,7 proc. z nich oddało swój głos na KO, 9,9 proc. na PSL, 7,4 proc. na Konfederację, a jedynie 6,9 proc. na Lewicę. Tak, Lewica zdobyła najmniejsze poparcie wśród robotników ze wszystkich ogólnopolskich komitetów, a na dodatek o blisko połowę niższe niż u ogółu Polaków i Polek! Skąd tak złe wyniki?
Po pierwsze, skrajnej prawicy udało się zagospodarować niezadowolenie dużej części pracowników i przekierować gniew związany z niskimi płacami czy spadkiem stabilności pracy na niechęć do migrantów, Unii Europejskiej, LGBT lub/i zdemonizowanych „elit”. Niekiedy więc robotnicy popierają partie prawicowe nie z powodu atrakcyjnej oferty związanej z warunkami pracy, lecz ze względu na zagospodarowanie ich frustracji i niespełnionych nadziei. To proces, który ma miejsce nie tylko w Polsce, ale też w tak rozwiniętych społeczeństwach jak Austria czy Szwecja.
Po drugie, w ciągu ostatnich dwudziestu lat prawa pracownicze w Polsce są permanentnie łamane, rośnie skala umów cywilnoprawnych, pensje nie są wypłacane na czas. PiS nie ograniczył tych patologii, ale wygenerował środki na transfery socjalne, które przez dużą część elektoratu są oceniane pozytywnie, a przynajmniej wyróżniają się na tle zaniechań poprzednich ekip. PiS więc nie dokonał zmian na rzecz poprawy sytuacji świata pracy, ale przekonał część pracowników świadczeniami pieniężnymi w ramach polityki społecznej. Opozycji nie udało wyartykułować wiarygodnie brzmiącej kontroferty, a powtarzanie przez liberałów i lewicę, że zachowają wszystkie programy rządu, i dodają kilka swoich, paradoksalnie działało na ich niekorzyść. Jeśli bowiem opozycja w kluczowych sprawach popiera kierunek działania władzy, a nie przedstawia całościowej kontrpropozycji, to wielu wyborców zaczęło się zastanawiać, czy warto tę władzę zmieniać.
Po trzecie, Polska jest jednym z nielicznych krajów w Europie, gdzie najsilniejsza centrala związków zawodowych, NSZZ Solidarność, jest jednoznacznie prawicowa i bezpośrednio spleciona z obozem rządzącym. Pracownicy zrzeszeni w jej szeregach, szczególnie w spółkach skarbu państwa i instytucjach publicznych, często czerpią bezpośrednie profity z racji przynależności do związku i stąd ich duża mobilizacja przy okazji wyborów.
Ale lewica ciągle stoi przed wielkim wyzwaniem i zarazem szansą, aby przekonać do siebie pracowniczy elektorat. Chodzi tu przede wszystkim o jasne wyartykułowanie postulatów, które są bezpośrednio adresowane do świata pracy i które nie są ogólnikowe, a dotyczą bezpośrednio problemów, z którymi w swojej codziennej pracy stykają się robotnicy. W kampanii wyborczej te kwestie były wyrażane zdecydowanie zbyt rzadko i zbyt ogólnikowo. Chodzi tu o udział lewicowych polityków w bieżących walkach w poszczególnych firmach, współpracę z postępowymi związkami zawodowymi, nacisk na umocnienie Państwowej Inspekcji Pracy, przedstawianie konkretnych rozwiązań mających na celu ograniczenie umów cywilno-prawnych i wymuszonego samozatrudnienia, promowanie inicjatyw legislacyjnych na rzecz upowszechnienia układów zbiorowych czy zaangażowanie się w walkę z mobbingiem i dyskryminacją. Jeżeli lewicy uda się pokazać wiarygodną alternatywę wobec PiS-owskiego miksu ksenofobii, nacjonalizmu i selektywnych świadczeń pieniężnych, w kolejnych wyborach robotnicy mogą udzielić jej masowego poparcia.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
A co niby lewica ma wspólnego z robotnikami? Ani jednego pro-pracowniczego postulatu nie słyszałem z ich ust, a jedynie zapowiedzi „walki z klimatem”, czyli podwyżki podatków, które najmocniej uderzą w… pracowników.
Dodatkowo, to lewica w Polsce zajmuje się promowaniem transportu publicznego, który jest w fatalnym stanie i zbyt drogi. Czyli tym samym zmusza ludzi pracy do porzucenia chociaż wygodnego środku transportu jakim jest samochód, na rzecz męki w transporcie publicznym, nie oferując nawet walki ze śmieciówkami, a jedynie walkę z kościołem i likwidację setek tysięcy miejsc pracy powiązanych z górnictwem. To żadna lewica – to globaliści!
Dzisiaj „lewica” to LGBT plus neoliberalizm. Czyli coś dla klasy robotniczej.
Szumi chyba żyję innej planecie skoro myśli że klasa robotnicza zagłosuję na gejolewice.
Jako robol napiszę – jaka lewica qrwa jego mać, jakie robotnicze postulaty proponuje, który z lewackich bonzów poznał smak „tyry” w swoim życiu? Lewica która w koło Macieju pitoli nt. pederastów, lesb, transów, ubogacaczy czy biednych feminaziolek nie jest nikomu potrzebna a już na pewno nie ROBOTNIKOM.
Wal się pan panie Szumlewicz wieczny „działaczu robotniczy”, działaczu pierdzący od dekady w „robotniczy” stołek w OPZZ, działaczu któryś przed wyborami popełniał artykuł za artykułem nt. LGBTQWERTY i beżowo-czarnej imigracji a nawet żeś się nie zająknął nad obroną „ciemnego, robotniczego luda” — tak ciemnego bo wy różowa lewica brzydzicie się ludem pracującym miast i wsi jak arab świniną i popleczników szukacie w kawiarenkach które wydają sojowe latte………………
Wal się pan i wbij sobie do głowy, że póki nie zmienicie „płyty” 12% to będzie wasz sufit…….
Piotruś Szumlewicz – co wskazuje powyższy tekst – jest już zupełnie odklejony od rzeczywistości i żyje w matrixie ,,kawiorowej” lewicy, która najchętniej przypięła by się do PO – bo są tacy czyści… i białe kołnierzyki mają.
Panie Redaktorze! Zejdź pan na ziemię!
Jako robol napiszę – jaka lewica qrwa jego mać, jakie robotnicze postulaty proponuje, który z lewackich bonzów poznał smak „tyry” w swoim życiu? Lewica która w koło Macieju pitoli nt. pederastów, lesb, transów, ubogacaczy czy biednych feminaziolek nie jest nikomu potrzebna a już na pewno nie ROBOTNIKOM.
Wal się pan panie Szumlewicz wieczny „działaczu robotniczy”, działaczu pierdzący od dekady w „robotniczy” stołek w OPZZ, działaczu któryś przed wyborami popełniał artykuł za artykułem nt. LGBTQWERTY i beżowo-czarnej imigracji a nawet żeś się nie zająknął nad obroną „ciemnego, robotniczego luda” — tak ciemnego bo wy różowa lewica brzydzicie się ludem pracującym miast i wsi jak arab świniną i popleczników szukacie w kawiarenkach które wydają sojowe latte………………
Wal się pan i wbij sobie do głowy, że póki nie zmienicie „płyty” 12% to będzie wasz sufit…….
lewica bez przerwy zajmująca się seksem na pewno nie trafi do robotników… pogonią ją młotami i kilofami… zresztą czy widział ktoś ostatnio lewicę wśród robotników np. Holdingu REMONTOWA? ja nie widziałem… czy lewica w ogóle wie, co oni myślą, czym żyją?
PiS nie zrobił zbyt wiele dla robotników (500+ i stawka godz.), ale przynajmniej dobrze się maskuje. Tymczasem większość tzw. Lewicy bez żenady stawia siebie w roli podnóżka libertarian, a potem wielkie „zaskoczenie”… A wystarczyło chociaż poruszyć kwestię proimigranckiego fanatyzmu partii rządzącej!
To by było, że „rasizm”, krytyka masowego importu pół-niewolników z ust lewicy nigdy nie padnie. A szkoda, bo ten proceder to jeden z filarów kapitalizmu. Tylko czy nasza lewica ma coś do kapitalizmu jako takiego? Wygląda że nie.
Dobrze postawione pytanie. Z odpowiedzią nieco gorzej.
Bardzo śmieszne rzeczy pan pisze panie Szumlewicz. Jak robotnicy mają głosować na „lewicę” skoro ta rzekoma „lewica” nie ma z nimi nic wspólnego.
100/100