Od czerwca Mateusz Kijowski miał raz w tygodniu zgłaszać się na policję i meldować wyjazdy. Miał też zakaz kontaktu z niektórymi osobami. Teraz sąd uznał, że Kijowski nie będzie mataczył, więc dozór uchylił.

fot. wikimedia commons

W tamtym roku na konto firmy Mateusza Kijowskiego i jego żony KOD przelał ponad 90 tys. zł. Była to zapłata za usługi związane z doradztwem z zakresu informatyki oraz hosting i domenę strony internetowej Komitetu. Wystarczyło to prokuraturze do postawienia Kijowskiemu zarzutów. I skarbnikowi KOD również. Obaj muszą się teraz wytłumaczyć z poświadczenia nieprawdy w fakturach. A ponadto przywłaszczenia 121 tys. zł oraz próby przywłaszczenia kolejnych 15 tys. zł. Gdyby tłumaczenia nie przypadły sądowi do gustu, panowie mogą spędzić w więzieniu nawet 8 lat. Ponieważ było to dość wysokie zagrożenie, sąd w czerwcu zastosował w stosunku do Kijowskiego środek zapobiegawczy w postaci dozoru policyjnego.

Byłemu liderowi KOD taka decyzja nie przypadła do gustu, więc się od niej odwołał. Sąd przychylił się do jego zdania i teraz Kijowski nie musi odwiedzać co tydzień komisariatu.

W uzasadnieniu decyzji sąd podał, że nie widzi podstaw, aby podejrzewać Kijowskiego o próby wpływania na śledztwo. Sąd doszedł do takiego wniosku, bo okazało się, że były lider KOD nie mógłby liczyć na współpracę ewentualnych wspólników, bo z większością świadków jest w ostrym konflikcie.

Co chyba nikogo nie dziwi w kontekście tego, że w KOD niemal oficjalnie mówi się, że Kijowski jako szef ruchu był dokładnie tym, co mogłoby sobie wymarzyć PiS.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…