Joanna Schmidt jest młodą, atrakcyjną, dobrze sytuowaną kobietą sukcesu i parlamentarzystką. Gdyby była młodym, atrakcyjnym, dobrze sytuowanym mężczyzną sukcesu i parlamentarzystą – być może nie wylałoby się na nią tyle pomyj w związku z potencjalnym związkiem. Ze związkiem z szefem partii ze słowem “nowoczesna” w nazwie. Joanna Schmidt nie chce komentować doniesień o swoim romansie z Ryszardem Petru. Konieczność konfrontacji ewidentnie ją przerasta. Portale plotkarskie robią to za nią – wyciągnięte zostały stare zdjęcia ze wspólnych wyjazdów, a nawet anonimowe relacje dotyczące powolnego rozpadu małżeństwa posłanki i obaw jej męża o to, że szef N. mógł na jakimś etapie zawrócić jej w głowie. Napisano mnóstwo komentarzy zawierających określenia “kurwa” i “kurwić się”.

Jak Ryszard Petru powiedział dziennikarzom, że to jego prywatna sprawa i że mają się pocałować w tyłek, to się pocałowali. Najdociekliwsi podali oględną informację, jakoby wyprowadził się z domu po noworocznej konferencji. O wiele bardziej efektowne jest męczenie słabszego ogniwa – Joanny, która została sama na placu boju. Najpierw roztrząsano, “czy milczenie Joanny Schmidt to dobra strategia wizerunkowa w zaistniałej sytuacji”, aktualnie roztrząsa się, „czy strzeliła sobie samobója, odmawiając komentarza”. Szczucie jest więcej niż wyczuwalne. Szczucie na kobietę, która od dłuższego czasu jest kobietą stanu wolnego. Która musiała pokazać większe jaja niż niejeden mężczyzna, by swoje dotychczasowe życie postawić do góry nogami. A jednak to ona nazywana jest dziwką “bez wstydu i honoru”. Nagle w wirtualnej przestrzeni młoda, atrakcyjna, zaradna, dobrze sytuowana kobieta sukcesu i parlamentarzystka zaczęła funkcjonować wyłącznie jako “dziwka Petru”.

Tymczasem liderowi Nowoczesnej mimo burczenia prawicowych komentatorów wcale poparcia nie ubyło. Nikomu nawet nie przyszło przez myśl, że mógłby np. przestać być przewodniczącym. Analizy pokazują, że wzięcie na siebie ciężaru mediacji z PiS i z kościołem w środku sejmowej awantury – może mu jeszcze zaprocentować.

Opinia publiczna broni jak niepodległości krzywdzącego przekonania, że kobieta, zanim się zakocha, powinna wziąć na siebie pełną odpowiedzialność za swoje i swojego partnera losy. Nikt zdaje się nie dostrzegać, że ciąży na niej równo połowa, dokładnie 50 procent, nie więcej, odpowiedzialności za to, co było i być może będzie. Kobieta zwykle musi położyć na szali nie tylko swojego dotychczasowego partnera, dzieci, wszystkie zobowiązania, ale też nie wiedzieć czemu każe jej się brać pod rozwagę również to, że “przecież on żonaty, dzieciaty, tu zaangażowany, tam zaangażowany”. Każe jej się niemal przejmować tym, “jak to przyjmie jego matka”.

Mężczyzna po prostu dokonuje wyboru. Jego wybory nie są szeroko komentowane. Na myśl o tym, że Petru powinien wykazać trochę empatii i solidarności w stosunku do byłego męża Joanny Schmidt – tylko się uśmiechniemy. Ale już bez oporów zapytamy z oburzeniem: “czemu zrobiła to innej kobiecie? gdzie solidarność jajników?”. O Petru usłyszymy “przecież jego życie prywatne, a działalność polityczna to dwie różne rzeczy”. O Schmidt się tak nie mówi. Ona jest hejtowana po całości – jako kobieta, posłanka, żona i matka. Bo pełne troski pytania o dzieci też padają. I winny wciąż jest jeden – to Joanna. To ona “skrzywdziła swoje dzieci”, to ona “zabrała ojca” dzieciom partnera. To ona musi unieść 100 procent ciężaru. A co z nim? Cóż, „widać się nie układało”…

Należy odnotować również fakt, że Ryszard Petru w żadnej ze swych wypowiedzi nie wziął atakowanej posłanki w obronę. Mówił: „JA nie miałem wtedy dyżuru”, „MOJA nieobecność była zaplanowana”, „za MOJE prywatne pieniądze”.

Przypomina mi się historia innej kobiety, która się zakochała. To Beata Sawicka. Zapłaciła za swoje uczucie ogromną cenę. Jej “partner” – żadnej, choć “kurwienie się”, o którym tak ochoczo piszą internauci, miał wpisane w umowę.

Sawicka została zgnojona, mężczyzna wyszedł z tej, paskudnej przecież, sprawy, bez szwanku. Wręcz otworzył sobie szerzej drzwi do kariery. To oczywiście inne historie, inne okoliczności. Pozostaje jednak ta sama refleksja: że kobiecie nie wolno “zgłupieć”. I nawet jeśli okaże na tyle przytomności, aby remanent w swoim życiu przeprowadzić uczciwie i sprawnie, też zostanie okrzyknięta “dziwką”. To po prostu cholernie niesprawiedliwe. Trzymam kciuki za Joannę Schmidt. W imię kobiecej solidarności właśnie.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. O, znowu tekścik z reklamą neoliberalnej polityczki. Taką polityczkę prowadzi ten portalik.

  2. Beata Sawicka, ta co mówiła o kręceniu lodów na szpitalach… no, no, tylko się użalać nad jej poczciwością.
    A co do Joanny Schmidt. Szkoda dziewuchy i tyle. Tylko z tą młodością proszę tak nie szaleć. Czterdzieści latek na horyzoncie to raczej nie młodość.

  3. Gdyby Pani nie wiedziała to są pewne standardy, min. malowania ust takie jak u Pani zarezerwowane są dla ku..w,

    1. Smutne, że kultura osobista i standardy wypowiedzi nie dotarły jeszcze pod strzechy :(

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Zapomnieć o ZSRR

Wczoraj minęła 33 rocznica jednego z najbardziej nieznanych historycznych zdarzeń najnowsz…