Bezwzględny wyzysk, przymuszanie do pracy po godzinach i katastrofalna organizacja – taki obraz wyłania się z opowieści pracowników Polomarketu w Bydgoszczy. Co na to organy kontrolne? Państwowa Inspekcja Pracy szukała tak, aby nie znaleźć nieprawidłowości.

Pracownicy Polomarketu przeżyli piekło / wikipedia commons

Skandalicznie standardy pracy obowiązywały w bydgoskim Polomarkecie od wielu miesięcy. Pracownicy próbowali szukać pomocy w miejscowej jednostce PIP, jednak jakość wykonanej kontroli zakrawa o kpinę. – Co to za kontrola PIP, gdy rozmawia tylko z bojącym się o etat zastępcą kierownika i nowymi sprzedawcami? – pytają byli i obecni pracownicy w rozmowie z „Gazetą Pomorską”, która opisała sprawę jako pierwsza.

Co dokładnie działo się w sklepach Polomarketu? Lista patologii jest nieprawdopodobnie długa, nawet jak na polskie warunki. Pracownicy musieli przewozić towar własnymi samochodami pomiędzy placówkami sieci. Proceder ten miał miejsce do 6 lutego, kiedy jedna z zatrudnionych osób miała wypadek drogowy podczas nielegalnego transportu mięsa. Firma nakazała jej wówczas wziąć zwolnienie L4 na dzień zdarzenia.
Największe machloje dotyczyły jednak czasu pracy. Pracownicy działu mięsnego musieli wykonywać swoje obowiązki przez całe osiem godzin, bez prawa do przerwy. W ewidencji czasu pracy wszystko było jednak zgodnie z prawem. Katorżnicze warunki doprowadzały jednak do utraty przytomności. – Gdy jedna z koleżanek zasłabła musiała poczekać na karetkę w chłodni. Żeby klienci nie oglądali jej w takim stanie – mówi jedna z rozmówczyń „Gazety Pomorskiej”.
W ciężkiej sytuacji byli również pracownicy niepełnosprawni. powinienem pracować po siedem godzin dziennie i dostarczyłem do sklepu odpowiednie zaświadczenie – wspomina pan Rafał, były pracownik. – Jednak kierowniczka nie przekazała dokumentu do kadr tłumacząc, że komplikuje układanie grafików. W efekcie pracowałem o wiele dłużej niż powinienem. Osoby z działu mięsnego nie miały przerw. A ktoś podpisał się np. za mnie, że chodziłem na nie. Podobnie firma zaniżała godziny pracy – mówi dla „GP” jeden z pracowników. Kierownictwo cedowało odpowiedzialność finansową na pracowników, nakazując im płacić za niesprzedane towary.Taka sytuacja miała miejsce, według relacji jednej z zatrudnionych, przez świętami Bożego Narodzenia w 2015. roku. Wówczas, w wyniku pomyłki osoby odpowiedzialnej za zaopatrzenie, zamówiono 155 kg mięsa. – Za dużo i w wigilię sprzedawano schab w cenie 5 zł za kilogram. To , co zostało musieliśmy wykupić z tzw. strat. Składaliśmy się również po 25 zł na sklepowy mandat za brak akcyzy, ponieważ na niektórych butelkach z alkoholem brakowało banderoli. Klienci czasami je zrywają – mówi pani Jadwiga, cytowana przez „GP”.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…