W najnowszym numerze tygodnika Polityka ukazał się artykuł Mariusza Janickiego pt. ,,Lewoskręt”. Autor, jak sam deklaruje, wziął sobie za cel wyjaśnienie czytelnikom, dlaczego to, mimo ,,młodzieżowego skrętu w lewo”, sejmowej Lewicy w sondażach nie rośnie. Temu zadaniu co prawda nie sprostał, ale w zamian sprezentował nam świetną ilustrację wyobrażeń i życzeń polskich liberałów odnośnie zadań lewicy i jej roli na scenie politycznej.
Na początku Janicki postanawia scharakteryzować najważniejsze (jego zdaniem) frakcje krajowej lewicy, gdyż, jak pisze, ,,warto przyjrzeć się, na czym dzisiaj polegają (parafrazując tytuł głośnej książki Leszka Kołakowskiego) „główne nurty lewicy” w Polsce i w czym tkwi problem”. I rzeczywiście, analiza Janickiego ma z dziełem Kołakowskiego wiele wspólnego – jest równie ignorancka i pisana pod tezę, nie uważam więc za konieczne pochylać się nad nią dłużej. O wiele ciekawsze są wnioski, do których autor dochodzi po ostrym skrytykowaniu każdej z ,,frakcji”. Pisze on: ,,Energia rozprasza się w lewicowych nurtach. Od 1989 r. nie powstała w Polsce porządna socjaldemokracja, bez postkomunistycznego rodowodu, otwarta światopoglądowo, europejska, niezastrachana, nieoglądająca się nieustannie na to, co powie prawica. Na politycznej scenie w Polsce brakuje silnej liberalnej lewicy, skupionej w jednej partii, z wyrazistym liderem, realnym programem (…) na tyle elastycznej, aby zawierać koalicyjne kompromisy. Można sobie wyobrazić w jednym miejscu kilkunastu lewicowych polityków, którzy dzisiaj, na skutek rozmaitych partyjnych przetasowań, znaleźli się w konkurujących ze sobą ugrupowaniach. Pytanie, czy mogliby stworzyć formację, której odpowiedniki w Europie rządziły lub rządzą w swoich krajach przez wiele lat?”. Warto ów natłok postulatów i życzeń rozłożyć na czynniki pierwsze.
Wymarzona przez liberałów ,,lewica” to ,,porządna socjaldemokracja”, czyli po prostu partia zachowująca lewicową estetykę i zgarniająca głosy lewicowych wyborców, ale w żaden sposób nie kwestionująca neoliberalnego status quo i nie mająca ambicji na jakąkolwiek realną zmianę społeczną. Oczywiście ,,bez postkomunistycznego rodowodu”, bowiem do uzyskania łaskawej akceptacji liberalnego mainstreamu konieczne jest rytualne potępienie PRL–u i wszystkiego co z nim związane, a także złożenie wyznania wiary w III RP i Leszka Balcerowicza, aby już na starcie owej ,,lewicy” wybić z głowy wszelką ,,ekstremistyczną” krytykę kapitalizmu. Powinna to być też ,,liberalna lewica”. Powiem szczerze, że kariera medialna tej zbitki naprawdę mnie fascynuje. Nie wiem dokładnie co oznacza (ale tak to już chyba z oksymoronami bywa), na prawicy funkcjonuje ona zazwyczaj jako synonim wszelkiej degrengolady i wszystkiego co złe, jednak w tym przypadku przymiotnik ,,liberalna” ma zapewne ułatwiać wskazanie, kto będzie dzierżył smycz owej ,,lewicy”. Potrzebuje ona dodatkowo ,,wyrazistego lidera” i ,,realnego programu”, czyli tłumacząc na rzeczywistość, nie powinna próbować wyróżniać się jakąś rozbudowaną demokracją wewnątrzpartyjną, tylko grzecznie przyjąć dominujący w Polsce model wodzowski oraz, jak już powiedziano, wyrzec się wszelkiego ,,radykalizmu” i działać jedynie na rzecz delikatnego przypudrowania systemu kapitalistycznego.
To wszystko ma ją uczynić ,,na tyle elastyczną, aby zawierać koalicyjne kompromisy”, to znaczy, aby mogła pokornie przynosić liberałom w zębach głosy lewicowych wyborców i w zamian za kilka łaskawie rzuconych ochłapów dawać im potrzebną do rządzenia większość. Takie właśnie partie, jak ta z fantazji Janickiego, w końcu przecież ,,rządziły lub rządzą w swoich krajach przez wiele lat”. I tutaj autor w zasadzie sam diagnozuje ,,problem”, o którym pisał na początku artykułu. Tak, było sporo takich partii, które swoją bezrefleksyjną służalczość wobec biznesowej oligarchii eufemistycznie nazywały ,,trzecią drogą” – New Labour Tony’ego Blaira, Partia Demokratyczna Billa Clintona, SPD Gerharda Schrödera czy Australijska Partia Pracy Kevina Rudda. Tylko, że one w zdecydowanej większości ,,rządziły” niż ,,rządzą”. Dzisiaj większość z nich znajduje się w poważnym kryzysie i dołuje w sondażach – ludzie wystawili im rachunek za sprzedanie własnej tożsamości i prowadzenie z lewicową estetyką na sztandarach polityki w służbie milionerom i korporacjom.
Zawsze w historii było tak, że nowe zachodnie trendy w sztuce, architekturze czy polityce docierały do Polski z kilkudziesięcioletnim opóźnieniem. Jednak z racji tego, że zależy mi na powodzeniu lewicy w Polsce, bardzo chciałbym, aby akurat w tym przypadku nauczyła się ona na błędach swoich zachodnich odpowiedników i nie kopiowała ich spektakularnego harakiri, którego opłakane skutki odczuwamy do dziś. Nie dziwią mnie marzenia Mariusza Janickiego – rozumiem, że pragnie on powrotu polskich liberałów do władzy, jednocześnie zdając sobie sprawę, że nie będą oni w stanie sami zdobyć koniecznej do tego większości. Czysty pragmatyzm dyktuje mu więc poszukiwanie lewicowej przystawki, która w podzięce za realizację kilku mało ważnych postulatów grzecznie podniesie ręce we wszystkich sprawach kluczowych dla beztroskiego utwierdzania kapitalistycznego status quo. Mam jednak szczerą nadzieję, że czytając takie teksty przywódcy Lewicy w końcu zrozumieją, że powinni trzy razy pomyśleć, zanim zgodzą się na akces do jakiejkolwiek koalicji z liberałami.
Sutrykalia
Spektakularne zatrzymanie Prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka przez funkcjonariuszy CBA w z…
Powinna powstać taka partia lewicowa, o której nikt nawet nie zająknąłby się nawet że jest „liberalno-lewicowa”. A nawet można to ująć tak, że powinna być nazywana „konserwatywno-lewicowa” (przez przeciwieństwo do liberalnych ruchów LPG ITP). Wtedy ma szanse na zdobycie dużego poparcia w naszym kraju, bo Polacy wcale nie są zainteresowani tematami literkowymi i obyczajówką, natomiast z natury rzeczy jak większość ludzi, mają dużo odruchów socjalistycznych.
przy okazji warto byłoby zapytać Janickiego o rodowód Polityki…