Uber zniknie z londyńskich ulic. Zarząd transportu brytyjskiej stolicy stwierdził, że firma nie spełniała standardów bezpiecznego przewozu osób.
Firma łącząca pasażerów z kierowcami przez mobilną aplikację otrzymała w maju tymczasowe pozwolenie na świadczenie usług w zakresie przewozu osób, ważne do końca września. Teraz Transport for London poinformował, że go nie przedłuży, bo Uber nie gwarantował bezpieczeństwa pasażerom i pracownikom, dopuszczał do jazdy niewykwalifikowane osoby, stosował w konkurencji z firmami taksówkowymi nieuczciwe i niekorzystne dla swoich kierowców chwyty. Szefostwo firmy przyjęło tę decyzję z wściekłością i zapowiedziało odwołanie.
Dyrektor generalny Ubera w Londynie Tom Elvidge zarzucił Transport for London, że odbiera mieszkańcom Londynu odebrano swobodę wyboru, a kierowcom – 40 tys. miejsc pracy. W bardziej koncyliacyjnym tonie starał się wypowiadać Dara Khosrowshahi, dyrektor generalny Ubera. Przyznał, że firma ma w Wielkiej Brytanii „złą reputację”. Dalej jednak przekonywał, że warto dać jej szansę, bo wtedy Uber pokaże, że „jest nie tylko wspaniałym produktem, ale naprawdę wspaniałą firmą, która wnosi znaczący wkład do społeczeństwa”.
Przeciwnicy firmy mają na temat tego „wkładu” mało przychylne zdanie. Taksówkarze i zrzeszające ich związki zawodowe od dawna skarżą się, że aplikacja obniża standardy pracy, zmuszając kierowców do pracy za zaniżone stawki, a do tego ściągając w dół poziom bezpieczeństwa. Również policja zarzuca Uberowi, że nie traktuje poważnie zgłoszeń o wykroczeniach i przestępstwach, w tym seksualnych, do jakich dochodziło podczas przejazdów, ani że nie weryfikuje umiejętności i niekaralności osób zgłaszających się do pracy.
Uber liczy na to, że klienci nie zwrócą na takie „szczegóły” uwagi, tylko masowo wystąpią w obronie tanich przejazdów. Wygląda na to, że się nie pomylił – zainicjowaną przez firmę internetową petycję-apel do Londyńczyków podpisało do tej pory ponad 400 tys. osób. Ludzie masowo dzielą się również w mediach społecznościowych złymi doświadczeniami z korzystania z tradycyjnych taksówek. Pojawiły się jednak także wpisy, których autorzy argumentują, że Uber naprawdę zaniżał, i to nie tylko w Londynie, standardy pracy i bezpieczeństwa. Firmie zarzucono, że starała się jak mogła omijać regulacje dotyczące wynagrodzeń i praw pracowniczych i że teraz, płacząc nad likwidacją miejsc pracy, popisuje się wyjątkową hipokryzją.
#uber if you care so much for your 40k London drivers, why are you in court next week appealing their living wage and workers rights? RT
— Steve (@londonblackcab3) 22 września 2017
London is saying bye bye to Uber, okay cool, but I’ll never be saying hello to black cabs, £40 for a £10 journey? Please… pic.twitter.com/8E6O3m8dHb
— Rahul Kohli (@RahulKohli13) 22 września 2017
Prywatna firma – dlaczego to nie dziwi – wsparcie Grega Handsa, ministra ds. Londynu w konserwatywnym rządzie. W opublikowanym na Twitterze stanowisku polityk zasadniczo powielił argumenty prywatnej firmy – stwierdził, że za sprawą burmistrza Londynu 3,5 mln mieszkańców będzie odczuwać „niedogodności”, kierowcy stracą pracę, a miasto pokazało, że jest zamknięte na „biznes i innowacje”. Do tej ostatniej kwestii odniósł się w odpowiedzi burmistrz Londynu Sadiq Khan. Przypomniał on rzecz, zdawałoby się, oczywistą – że bycie innowacyjnym nie zwalnia z troski o bezpieczeństwo. Czyje argumenty lepiej trafią do Londyńczyków?
All private-hire operators in London need to play by the rules. The safety & security of Londoners must come first. https://t.co/YtIbeTDUYp
— Sadiq Khan (@SadiqKhan) 22 września 2017
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…