Marsz Niepodległości to nie tylko manifestacja siły polskiej skrajnej prawicy i narzędzie politycznego terroru, ale również zjawisko społeczne. Podejmowane są próby wyjaśnienia przyczyn tak udanej rekonstrukcji narodowego mitu, który wprawia każdego roku w oniryczny trans kilkadziesiąt tysięcy ludzi. W większości są to młodzi obywatele, których gniew i agresja, szczególnie podczas rządów Platformy Obywatelskiej, kanalizowane były w aktach dewastacji przestrzeni publicznej stolicy. Pojawiały się głosy, że młodzieńcy z krzyżami celtyckimi i biało czerwonymi banderami są polską odmianą ruchu Occupy, który na całych świecie wyrażał sprzeciw wobec kapitalistycznej niesprawiedliwości. Niektórzy publicyści jak Rafał Betlejewski, postulowali nawet, że mamy do czynienia z klasową formą buntu. „Marsz Niepodległości jest manifestacją pozbawionej ekonomicznego bezpieczeństwa masy” – grzmiał „Betlej” na łamach Medium Publicznego po ubiegłorocznym pochodzie. Uczestnicy spędu organizowanego przez ONR i Młodzież Wszechpolską byli przedstawiani jako ofiary wykluczającego systemu, którzy nie znając lewicowego języka krytyki społecznej, upominają się o bardziej solidarną rzeczywistość za pomocą narracji o Wielkiej Polsce. Inni, nieco bardziej krytyczni analitycy mówili o lumpenproletariacie, który zaczadzony nacjonalistyczną nienawiścią, kieruje swój gniew przeciwko „innym” zamiast powstać przeciwko wyzyskiwaczom.
Na łamach serwisu Oko.press pojawiła się właśnie publikacja ukazująca, jak bardzo mylili się wszyscy ci, którzy w nacjonalistycznej młodzieży chcieli widzieć biednych i wykluczonych. Z raportu Centrum Badań nad Uprzedzeniami wynika, że ludziom maszerującym w Marszu Niepodległości żyje się całkiem dostatnio. A przynajmniej na tyle dobrze, że to na pewno nie strach przed komornikiem czy pustą lodówką pcha ich na nienawistne spędy. Aż 51 proc. badanych z 2015 roku określiło swoje warunki egzystencjalne jako „lepsze od reszty społeczeństwa”. Jedynie 19,7 proc. respondentów uznało, że ich sytuacja jest gorsza od większości Polaków. Przynależność do warstwy uprzywilejowanej objawia się również w deklarowanych poglądach na gospodarkę. Za zwolenników wolnego rynku uważa się aż 75 proc. uczestników Marszu Niepodległości. Socjalne czy chociażby solidarne spojrzenie na jedynie 10 proc. Zaledwie co dziesiąty „prawdziwy patriota” chciałby więc większego wsparcia dla rodaków cierpiących na niedostatek, wyższych zasiłków czy zwiększenia wydatków na cele socjalne.
Marsz Niepodległości nie skupia biednych i to nie wykluczenie ekonomiczne leży u podłoża nacjonalistycznej agresji. Wśród ego uczestników widoczna jest fascynacja przemocą jako narzędziem politycznej walki. 18 proc. badanych stwierdziło, że byłoby gotowych zaangażować się w niszczenie własności państwowej w celu realizacji własnych postulatów. To również środowisko skrajnie zhierarchizowane, funkcjonujące w warunkach podporządkowania przywódcom i autorytetom, posłuszne i niedopuszczające krytyki kierunku działań własnej grupy; niechętne do wszelkiego co odstaje od konserwatywnie pojmowanej normy społecznej i emanujące agresją w stosunku do wszelkiej inności. Dla uczestników marszu istnienie przepaści pomiędzy biednymi a bogatymi jest normalną, a nawet pożądaną formą relacji społecznych. Podobnie jak dominacja silnych nad słabymi przy jednoczesnym kulcie siły; pogarda dla feminizmu i wszelkich prób emancypacji grup dotychczas wykluczonych. Przestańmy więc powtarzać mity – polski faszyzm nie kiełkuje na torfowisku biedy, lecz na fascynacji siłą i brutalnością. To nie wykluczeni, a silni, głupi i opętani wizją podporządkowania sobie innych maszerują pod biało-czerwonymi banderami 11 listopada.
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/stany-zjednoczone/20161115/lekcja-orbana-lekcja-trumpa I wszystko w temacie. W Polsce jest podobnie
„Przynależność do warstwy uprzywilejowanej objawia się również w deklarowanych poglądach na gospodarkę.”
Bzdura wierutna. Uczestnicy MN to w znacznej mierze lumpen-proletariat.
Gdyby Autor kierował się wyłącznie korelacją między poglądami a sytuacją materialną, to musiałby uznać, że najzamożniejszą warstwę społeczeństwa stanowią… gimnazjaliści i licealiści.
Czyli kolejni nienażarci robią skok na kasę. Tym razem już całkiem po bandycku.