Jeśli wejdzie w życie unijna dyrektywa o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym, znana też jako ACTA 2, może nastąpić koniec ery internetu, jaką znamy. Twórcy są uspokajani, ale zwykli internauci nie kryją obaw. W sobotę 23 marca, chwilę przed ostatecznym głosowaniem w PE, aktywiści w całej Europie wyjdą na ulice swoich miast w masowym geście sprzeciwu. O tym, dlaczego dyrektywa w obecnym kształcie może oznaczać utrudnienie życia mniejszym wydawcom i niejako cenzurę prewencyjną, strajk.eu rozmawia z Michałem Dydyczem, przewodniczącym Polskiej Partii Piratów.

Ochrona praw autorskich twórców – tak. Zawłaszczanie internetu – nie!

Polskie serwisy skąpią informacji na temat ACTA 2. Powód jest jak najbardziej prozaiczny: dzielą się na beneficjentów dyrektywy (ci milczą) i te, dla których może ona stanowić zagrożenie, a wręcz oznaczać koniec działalności.

„Kto to ma wątpliwości, jak dalece może odbiegać przekaz medialny od rzeczywistości, niech sobie zaserwuje przez parę godzin tak zwaną telewizję publiczną Jacka Kurskiego. Ten monopol czwartej władzy został złamany przez internet. Przez ostatnie kilkanaście lat społeczność internetowa stworzyła prawdziwe społeczeństwo obywatelskie. Wolne. Pluralistyczne. Niepoddające się kontroli i cenzurze. Mimo tego, że sam internet nie jest bez wad”- pisał Wincenty Elsner w lipcu 2018 na łamach „Trybuny”, kiedy posłanki i posłowie Parlamentu Europejskiego dyskutowali o dyrektywie EPICA (ACTA 2), dowodząc, że ochrona praw autorskich twórców owszem, jest potrzebna, ale nie w postaci zaproponowanej przez Komisję Prawną UE (JURI). – „Pisząc w sieci niejednokrotnie powoływałem się na wypowiedzi, opinie i komentarze innych. Zamieszczając równocześnie linki do materiału źródłowego. Tak zwany hipertekst, czyli tekst przeplatany linkami to kwintesencja internetu. Po ewentualnym wejściu w życie dyrektywy dziesięć razy zastanowię się, czy ryzykować zamieszczenie linku. Ryzykując roszczenie zapłaty sumy niewiadomej wysokości. Lub spotkanie w sądzie z prawnikami wynajętymi przez internetowe 'tłuste misie’. Jedno jest bowiem poza dyskusją: internetowi giganci dogadają się i nie stracą. Stracą miliony szeregowych użytkowników internetu” – pisał działacz SLD.

Do głosowania, w którym wówczas PE odrzucił dyrektywę, odniosła się wówczas również Partia Razem. „Nie każde prawo jest dobre i nie każde z nich będzie nas chronić. Niektóre, jak nowa Dyrektywa W Sprawie Praw Autorskich, próbując słusznie ograniczyć korporacje rykoszetem uderza w obywateli, zwykłych użytkowników internetu, niezależnych blogerów i twórców. Przez zbyt ogólny język, przez brak zastanowienia się nad konsekwencjami może ona doprowadzić do wprowadzenia cenzury na terenie całego europejskiego internetu” – mówiła Justyna Drath podczas konferencji w Sejmie.

Jan Śpiewak wyjaśniał natomiast, że PE nie zarzucił prac, tylko je przesunął w czasie. „Wydawcy prasy w Europie w dużej części nie dostosowali się do modelu internetowego. Opłaty licencyjne to jest pomysł wydawców prasy, którzy nie radzą sobie w realiach internetu. To pomysł jak wyciągnąć trochę pieniędzy od Googla i Facebooka. Tyle że na wolnym linkowaniu polega teraz cały internet” – tłumaczył aktywista. – „Jeśli wydawcy prasy będą wprowadzać opłaty licencyjne, to skorzystają na tym serwisy, które wprowadzają mało rzetelne informacje. Rykoszetem może się okazać, że zamiast chronić wydawców prasy, nowe przepisy doprowadzą do wzrostu popularności portali, które produkują fake newsy”.

Znikające poprawki

Stało się tak, jak mówił Śpiewak. Nadal kontrowersje kwitną przede wszystkim wokół  dwóch artykułów dyrektywy – 11 i 13. Pierwszy z nich okrzyknięty został „podatkiem od linków”. W praktyce może doprowadzić do zamknięcia usług takich jak Google News, które dziś pozwalają niezależnym mediom rywalizować z kilkoma największymi portalami. Drugi zaś nakłada na właścicieli platform internetowych obowiązek filtrowania treści zamieszczanych przez użytkowników przed ich opublikowaniem w obawie o złamanie praw autorskich i stanowi de facto cenzurę prewencyjną, zamiast weryfikacji po zgłoszeniu materiału. Niektóre portale już zapowiedziały wyłączenie funkcji komentowania, gdy ACTA 2 wejdzie w życie.

Jak podaje bezprawnik.pl, „Niemcy to kraj o stosunkowo najostrzejszym podejściu do prawa autorskiego w Europie. Jego mieszkańcy mieli też okazję zetknąć się z protoplastą ACTA 2 wdrożonym w skali lokalnej. Google News słysząc o idei płacenia za wyświetlanie treści poszczególnych wydawców, usunęło ich natychmiast z wyników wyszukiwania. Wydawcy szybko zrozumieli swój błąd i prosili o przywrócenie ich do usługi, udzielając darmowych licencji”.

Protesty wobec rozszerzenia takiej wykładni na całą UE trwają od wielu miesięcy. Wydawało się, że zagrożenie minęło po tym, jak nad kompromisem dumano w trójkącie KE-PE-Rada UE. Wrześniowe poprawki szły w dobrym kierunku.  Spod „trzynastki” zostali wyłączeni tzw. mikro- i mali przedsiębiorcy. Publicyści słusznie uspokajali, że żadna cenzura nam nie zagraża. Ale potem kombinowano dalej i już w tzw. lutowym kompromisie (nacisk kładziono zwłaszcza na ograniczenie jawności dokumentów roboczych) znów zawężono wyłączenia. De facto najbardziej kontrowersyjne artykuły zostały zachowane. Pełen tekst ostatecznej wersji dyrektywy wraz z zaznaczonymi zmianami udostępnił portal nowemedia.org.

W styczniu 2019 „w obronie internetu” wyszli na ulice mieszkańcy miast i miasteczek w Belgii, Danii, Francji, Finlandii, Niemczech, Grecji, Włoszech, Holandii, Norwegii, Portugalii, Rumunii, Szwecji, Wielkiej Brytanii i na Węgrzech. Protestowała również Polska.

– Z dotychczasowych doniesień wynika, że w proponowanym tekście kompromisowym w dalszym ciągu uwzględnia się niebezpieczne zapisy, a wręcz powraca się do propozycji, które były zgłaszane w pierwotnej wersji dyrektywy, proponowanej przez Komisję Prawną JURI, a która to, decyzją Posłów do Parlamentu Europejskiego, odrzucona została w głosowaniu 5 lipca ubiegłego roku – tłumaczył na początku roku Grzegorz Jastrzębski, lider ogólnopolskiego ruchu #StopACTA2. Dziś jesteśmy na ostatniej prostej do przyjęcia ACTA 2.

23 marca protestować w polskich miastach mają przedstawiciele ruchy StopACTA2Poland. W jego skład wchodzi m.in. Polska Partia Piratów, która po ostatnich demonstracjach ma żal do skrajnej prawicy, że protesty w obronie internetu posłużyły do promowania antyunijnych haseł i wpisały Piratów w opinii publicznej w spektrum Janusza Korwin-Mikkego i Grzegorza Brauna. Na sobotnim proteście razem z Piratami przeciwko szkodliwym zapisom zaprotestują też Zieloni.


* wiadomość z ostatniej chwili: jak poinformowała Julia Reda z niemieckiej Partii Piratów, KE oficjalnie zmieniła numery artykułów w dyrektywie. Kontrowersyjny art. 13 to teraz art. 17.

Memów nie oddamy – rozmowa z Michałem Dydyczem, przewodniczącym Polskiej Partii Piratów

Michał Dydycz, fot. z archiwum rozmówcy

Jak będzie wyglądał internet po wdrożeniu dyrektywy? Jak lej po bombie? Jak Google+, po którym hulały zeschłe liście?

O ile ktoś jeszcze kojarzy Google+ to tak, dokładnie tak. Największy problem to problem filtracji przed umieszczeniem treści. Główna oś sporu dotyczy algorytmów cenzurujących. Mali twórcy będą mieli trudności z umieszczeniem treści w przestrzeni cyfrowej. Przelanie odpowiedzialności za przestrzeganie praw autorskich z użytkownika na platformy publikujące wywróci sposób funkcjonowania internetu do góry nogami. Wszyscy będą się bali konsekwencji tak bardzo, że internet w końcu opustoszeje. Dyrektywa umocni monopole wielkich cyfrowych korporacji.

Zabiorą nam, śmieszkom, memy?

Teoretycznie wyłączono je spod dyrektywy, ale memy, jak wiadomo, tworzy się na zdjęciach (dziełach) – żaden właściciel serwisu nie będzie sprawdzał, czy dana przeróbka faktycznie jest pastiszem, satyrą, komentarzem i jako taka może funkcjonować w przestrzeni publicznej. Po prostu zabroni publikacji, nie chcąc narażać się na pozwy. Takie portale jak Joe Monster, Demotywatory, już nie wspomnę o Wykopie – będą miały problem, żeby normalnie funkcjonować.

A to nie strach na wyrost?

Bitwa idzie o osławione artykuły 11 i 13 (obecnie 17), ale ostatnio i art. 12 zaczął wzbudzać nasze wątpliwości. Niektóre jego interpretacje już dzisiaj mówią, że w przypadku, gdy artysta wrzuci utwór na jakąś platformę, a potem zagra koncert, to będzie musiał płacić tantiemy. Artyści myśleli, że dzięki tej dyrektywie „uwalą” jakieś duże korpo, ale okazuje się, że w wyniku dyrektywy i oni sami mogą dostać po nerkach. Duzi są w stanie się zaadaptować do nowych warunków. Mali gracze natomiast będą mieć kolejną finansową barierę do pokonania, żeby zaistnieć w przestrzeni cyfrowej.

W sobotę idziecie protestować pod budynkiem Komisji Europejskiej… słyszałam, że idziecie z Korwinem?

Dobra, żartuję.

W styczniu Konfederacja zrobiła demonstrację dzień po nas, przez co wszystko zlało się w jeden event – na którym w dodatku padały hasła antyunijne, stricte polityczne. Nie chcemy być z tym kojarzeni, a wiadomo, kampania za pasem, to świetna okazja żeby postraszyć okropną Unią. Dziś do protestów zachęcała Partia Razem, idą z nami Zieloni. Tym razem postanowiliśmy, że ma nie być flag, ale swoje logo można pokazać na głównym banerze – po zgłoszeniu nam takiej prośby. Ogólnie zapraszamy na protest niezależnie od poglądów – ale zaznaczamy, że chcemy, żeby to było wydarzenie wokół jednej konkretnej sprawy. Dyrektywa odbije się negatywnie na nas wszystkich. Prawda jest taka, że na protesty wokół internetu zawsze bardzo licznie przychodziły osoby z prawicowych kręgów, aktywnie się włączały, a my dawaliśmy mikrofon każdemu, kto chciał mówić. Pewnie stąd narosły wokół nas te skojarzenia. Wyrośliśmy z libertarianizmu, ale dziś mamy w swoim programie też sporo postulatów lewicowych.

Na przykład bezwarunkowych dochód podstawowy?

Tak. Wokół dochodu podstawowego też narosło wiele mitów – że to niby coś za darmo, prezent od władzy dla obiboków, że nagle wszyscy rzucą pracę. Przed jesienią chcemy „wyjść z piwnicy” i ruszyć do ludzi – taka debata o BDP bardzo by się przydała. Ale to temat na zaś.

Właśnie, wróćmy do soboty. Jakie przyniesiecie postulaty, hasła?

Chcemy, żeby europosłowie odrzucili obecną formę dyrektywy, postulujemy o zupełnie nowe prawo autorskie na dostosowanych do realiów obecnego świata zasadach. EPICA zaciąga hamulec ręczny na rozwoju społeczeństwa i wymianie informacji. Nie może być zgody, by budować monopole i wzmacniać rolę już silnych podmiotów. Walczymy o to regularnie od czerwca. W Niemczech co parę dni na ulice wychodzi po kilka tysięcy osób. Teraz piłeczka jest po stronie europarlamentu: ostateczne głosowanie będzie na plenarce między 25 a 28 marca. A później państwa członkowskie będą miały 2 lata na wprowadzenie dyrektywy w swoich systemach prawnych. I tu również wiele będzie zależeć od władzy w poszczególnych krajach.

Ponoć mieli przyspieszać głosowanie, gdy dowiedzieli się, że na 23 szykowane są masowe protesty?

Tak, kiedy w Niemczech protesty zaczęły eskalować, jeden z tamtejszych europosłów postulował, żeby wrzucić temat na głosowanie na posiedzeniu 11-14 marca. Ale na szczęście w PE doszli do konsensusu i zostawili dotychczasową formułę procedowania. Bo gdyby zdecydowali się na ten wcześniejszy termin, to niemożliwe byłoby wprowadzenie poprawek, nikt nie zdążyłby przygotować się nawet do rzetelnej debaty. Bo ta debata, która odbyła się w Komisji Prawnej JURI (już po trialogu między Radą UE, KE i PE) odbyła się bez tekstu dyrektywy! Europosłowie nie wiedzieli, o jakim tekście rozmawiają. To było komiczne. Na szczęście cały proces legislacyjny już nabrał normalnego tempa – i dla przeciwników ACTA 2 jest nadzieja.

Dzięki za rozmowę.

 

Udało mi się porozmawiać również z Miłosławą Stępień z Zarządu Krajowego Zielonych. Partia przygotowuje oficjalne stanowisko na temat dyrektywy. Na protestach pojawi się ze swoimi sztandarami.

– Nie występujemy przeciwko całości dyrektywy – uściśliła działaczka. – Domagamy się wykreślenia całego artykułu 13 (17).  Zadowoli nas również powrót do kształtu dyrektywy EPICA sprzed ostatnich zmian – czyli do stanu z września 2018.

 

patronite
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

„Twierdza Chiny. Dlaczego nie rozumiemy Chin”

Ta książka Leszka Ślazyka otworzy Wam oczy. Nie na wszystko, ale od czegoś trzeba zacząć. …