Egzamin dojrzałości po raz kolejny będzie zdawany na innych zasadach niż w roku poprzednim. Minister Zalewska jest godną kontynuatorką nieustannej reformy edukacji, trwającej z niewielkimi przerwami od kilkunastu lat.
Od 2005 roku kształt tzw. „nowej matury”, czyli egzaminu na koniec liceum i technikum, którego wynik jest przepustką na studia wyższe, ulega nieustannym przemianom – jeszcze nie zdarzył się rok, w którym uczniowie, rozpoczynając naukę w szkole średniej, mogli przewidzieć, na jakich zasadach będą ją kończyć. Zmieniała się liczba i rodzaje obowiązkowych przedmiotów, kształt arkuszy – w niektórych latach matura rozszerzona oznaczała oddzielny egzamin, w innych – zdawało się dwa, podstawowy i rozszerzony. W zeszłym roku zniknęły prezentacje na maturach ustnych z j.polskiego, w tym – pojawił się obowiązek zdawania na maturze chociaż jednego przedmiotu rozszerzonego, a to nie koniec zmian.
Obecnie sytuacja wygląda następująco: uczeń zdaje egzamin co najmniej z czterech przedmiotów na poziomie podstawowym, są to matematyka, j. polski, j. obcy i wybrany przedmiot. Żeby uzyskać świadectwo dojrzałości, trzeba z każdej z matur uzyskać minimum 30 proc. punktów. Do tego doszedł obowiązkowy przedmiot rozszerzony, w przypadku którego nie było jednak żadnych wymagań – wielu uczniów, którzy nie potrzebowali jego wyniku do rekrutacji na studia, tylko podpisała arkusze i wyszła. Teraz, według wstępnych zapowiedzi minister Zalewskiej, która wyraźnie chce zdobyć palmo pierwszeństwa w niełatwym wyścigu o najbardziej chaotyczną reformę oświaty, przy egzaminie tym ma się pojawić próg punktowy, w dodatku docelowo ma on zostać podniesiony do 50 proc. W tym roku egzamin oblałoby 20,5 proc. uczniów, gdyby zastosować pomysł min. Zalewskiej byłoby to odpowiednio 40 proc. czy progu 30-procentowym i 75 proc. przy konieczności zdobycia połowy punktów.
Zmiany w maturach to jednak nic w porównaniu do rozpoczynającego się już w przyszłym roku procesu wygaszania gimnazjów. Zamiast tych szkół ma nastąpić powrót do systemu ośmioletniej szkoły podstawowej (z cztero-, a nie jak dotąd trzyletnim nauczaniem wczesnoszkolnym) i czteroletniego liceum. Do tego dochodzi także cofnięcie do zerówek sześciolatków i szerokie plany na zmiany w sposobie pracy nauczycieli. Przeciwko tym pomysłom od początku stanowczo protestuje Związek Nauczycielstwa Polskiego. „W obliczu rewolucyjnych zmian w oświacie, zdaniem Związku Nauczycielstwa Polskiego, nieprzemyślanych i społecznie szkodliwych, chcemy budować szeroki front porozumienia w obronie polskiej szkoły. Do dialogu i podejmowania wspólnych działań zapraszamy między innymi organizacje pozarządowe, samorządowców, przedstawicieli środowisk oświatowych i naukowych” – pisze w swojej petycji organizacja związkowa.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
30% to chyba mniej niż 50. A 50 % to połowa. Czyli półgłówek.
„Obecnie sytuacja wygląda następująco: uczeń zdaje egzamin co najmniej z czterech przedmiotów na poziomie podstawowym, są to matematyka, j. polski, j. obcy i wybrany przedmiot. Żeby uzyskać świadectwo dojrzałości, trzeba z każdej z matur uzyskać minimum 30 proc. punktów.” – na poziomie podstawowym nie ma obowiązku zdawania „wybranego przedmiotu”. Uczeń musi zdać na 30 % matmę, polski i język, przy czym z polskiego i języka jest zdawany również egzamin ustny.