Mój redakcyjny kolega Piotr Nowak w komentarzu ze słowem „porno” w tytule stawia tezę, że osoby aktywnie kibicujące polskiej reprezentacji piłki nożnej są jak smutni masturbanci z PornHub – zamiast samemu wziąć się do roboty, patrzą, jak ktoś inny, teoretycznie w ich imieniu, uprawia seks/zdobywa sławę w wielkim turnieju piłkarskim. Tekstów takich jak ten Piotra widzę ostatnio wiele – z jakiegoś powodu część lewicy uważa, że „jaranie się piłką”, a już nie daj Boże, jaranie się Polakami i ich sukcesami, jest z jednej strony obciachem, z drugiej – niesie ze sobą jakąś polityczną szkodę.
Padają w tym sporze różne argumenty – niektórym trudno odmówić racji. FIFA jest jedną z najbardziej skorumpowanych instytucji na świecie, współczesnym futbolem rządzi pieniądz, a turnieje, takie jak Euro 2016 są zwykle okazją do ogromnych malwersacji finansowych. W wielu krajach – m.in. w Polsce, organizacja takich imprez pochłania miliardy złotych z publicznych pieniędzy na inwestycje, które nigdy się nie zwrócą. W Brazylii w 2014 roku wyburzono domy tysięcy ludzi, żeby wybudować stadiony, po których biegali następnie piłkarze, zarabiający w miesiąc więcej pieniędzy niż wielu wysiedlonych zobaczy przez całe życie. Mamy do czynienia z klasyczną sytuacją uspołeczniania kosztów i prywatyzacji zysków. Jednak jest oczywiste, że nie wynika to z piłki nożnej, tylko z kapitalizmu.
Dokładnie to samo można powiedzieć o każdej rozrywce – np. o przemyśle muzycznym czy filmowym. Z jakiegoś powodu jednak ani Nowak, ani żaden inny komentator nie twierdzi, że osoby bawiące się obecnie na Open’erze słuchają Florence & The Machine zamiast wchodzić w spór z pracodawcą, a obecność na jej koncercie jest niczym walenie gruchy pod Sashę Grey, bo nie skutkuje podwyższeniem płacy minimalnej.
To, co tak naprawdę różni zarówno „kibicowanie naszym” jak i udział w festiwalu muzycznym od oglądania pornografii, jest wspólnota. W polskiej kulturze porno ogląda się zasadniczo w domu, gdy nikt nie patrzy, a potem czyści się historię wyszukiwarki. Tymczasem częścią ogromnych spektakli, takich jak koncert czy mecz, jest bycie razem, tworzenie jakiejś grupowej identyfikacji i tożsamości, w obu przypadkach opartej na pozytywnych emocjach, czyli coś, z czego z lewicowej perspektywy należy się zasadniczo cieszyć. Z kolei różnice pomiędzy openerowcami a kibicami są głównie estetyczne i – powiedzmy to wprost – klasowe.
Piłka nożna jest bowiem rozrywką masową, w ogromnym stopniu darmową, czy też bardzo tanią, ludową. A o ile na co dzień Nowakowi czy jego antyfutbolowym kolegom i koleżankom nie wypada drwić z ludu, o tyle kiedy lud ten założy biało-czerwone kapelusze i szaliki oraz napije się Tyskiego, staje się kibicami i wtedy – wreszcie – można okazać swoją wyższość i lekceważenie wobec rodaków. Wskazać, jakie wąsate Janusze mają tępe rozrywki, jak nic nie rozumieją i nie wiedzą, co dla nich najlepsze, jacy są obciachowi; można się wreszcie wypisać z tej wspólnoty i stanąć z boku, w swoim bezpiecznym, estetycznym świecie, gdzie pija się tylko piwa rzemieślnicze, a wąsy nosi się tylko ironicznie.
Sutrykalia
Spektakularne zatrzymanie Prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka przez funkcjonariuszy CBA w z…
autorka naprawdę nie widzi różnicy między uczestnictwem w wydarzeniu kulturalnym a co najwyżej kulturowym?
No proszę.Trafna diagnoza. W polityce jest to olbrzymim błędem inteligenckiej tzw.”lewicy”.
Masy można wychowywać,ale nie wolno nimi tak „arystokratycznie” gardzić. To się ani nie opłaca politycznie,ani nie jest to lewicowe.
Taki Ziemkiewicz (wiem,że prawak) określił Polskie społeczeństwo jako mające chłopską mentalność odziedziczoną po feudalnych resztkach II RP.I tu ma sporo racji. Co to oznacza dla was ? Ano to,że taka pogarda przemieszana z źle pojmowaną lewicowością sytuuje was w powszechnej opinii jako „Panów”/”te wstrętne elity” i to dodatkowo jakieś zbiorowisko „wariatów”/”oszołomów” wśród tych elit.Czyli w miejscu najgorszym z możliwych.
ironiczne wąsy… dobre :)