Gdy pojawia się zarzut wobec polskich władz, że nie przyjmują uchodźców, zazwyczaj pada odpowiedź, że przecież gościmy setki tysięcy Ukraińców, co ma dowodzić naszej otwartości i solidarności wobec cudzoziemców. Faktycznie na polskim rynku pracy pojawia się coraz więcej ukraińskich migrantów. Niestety jednak często są oni dyskryminowani, a niekiedy padają ofiarami przemocy i okrutnego wyzysku.
Oksana – zatrudniona na czarno Ukrainka, dostała wylewu na terenie zakładu pracy. Jej pracodawca, zamiast zabrać ją do szpitala, wywiózł ją poza zakład i położył na ławce. Na policję zadzwonił, by zgłosić, że… znalazł na ulicy osobę pijaną. To jedna z wielu przerażających historii, które pokazują dramatyczny los pracowników ukraińskich w Polsce.
Już w 2016 roku Walk Free Foundation alarmowała, że Polska przewodzi na haniebnej liście krajów o największej liczbie niewolników w Europie. Autorzy raportu wskazywali, że dużą grupą niewolników w Polsce są Ukraińcy, brutalnie wykorzystywani przez polskich pracodawców. Co najmniej 20 proc. z nich pracuje na czarno. Brak legalnej umowy pozbawia ich możliwości korzystania z państwowej opieki społecznej, ubezpieczenia w razie wypadku podczas wykonywania pracy czy możliwości dochodzenia swoich praw w sytuacji, gdy pracodawca nie zapłaci im wynagrodzenia. Bardzo częstym problemem jest niewypłacanie im ostatniej pensji przed wyjazdem i poniżające traktowanie. Wielu z nich jest też szantażowanych przez pracodawców, że nie otrzymają prawa do przedłużenia pobytu.
Pracują głównie w branży budowlanej, rolnictwie, handlu detalicznym, sprzątają i świadczą usługi seksualne. Zatrudnieni w szarej strefie zazwyczaj nie są objęci kontrolami Państwowej Inspekcji Pracy i niewielu z nich działa w związkach zawodowych. Od niedawna przy OPZZ funkcjonuje Związek Zawodowy Pracowników Ukraińskich w Polsce, ale jego zasięg jest bardzo ograniczony, ponieważ większość migrantów z Ukrainy ma kilkumiesięczne kontrakty, w ramach których trudno im należeć do organizacji związkowych. Na etacie pracuje zaledwie kilkanaście procent z nich.
Pod koniec 2016 roku Narodowy Bank Polski przedstawił raport, z którego wynikało, że przeciętny dochód na rękę obywateli Ukrainy w aglomeracji warszawskiej wynosi zaledwie 2105 zł. Na dodatek średnio przebadany imigrant pracował 54 godziny tygodniowo, czyli kilkanaście godzin dłużej niż zatrudnieni na etacie Polacy. Do tego PIP alarmuje, że lawinowo rośnie skala niewypłacania im nawet tak żałosnych pensji. Migranci z Ukrainy pracują więc ciężko, długo i za małe pieniądze, a na dodatek coraz częściej są ofiarami przemocy. Oto nasza słynna „gościnność”.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
Panie/Towarzyszu Szumlewicz – a teraz niech przeczyta co napisał:
„dużą grupą niewolników w Polsce są Ukraińcy, brutalnie wykorzystywani przez polskich pracodawców. Co najmniej 20 proc. z nich pracuje na czarno. Brak legalnej umowy pozbawia ich możliwości korzystania z państwowej opieki społecznej, ubezpieczenia w razie wypadku…”
A teraz niech sobie poczyta troszkę o takim zjawisku jak niewolnictwo. To naprawdę proszę redaktora Szumlewicza nie polegało na pracy na czarno bez ubezpieczenia…
I nad czy płaczesz Piotrusiu?
Nad wydumkami jaśnie oświetlonych doktrynerów z Lewicy??? Tej lepszej lewicy Ktrej 500+ przeszkadza…
Popatrz na naszych sąsiadów zza Odry.
jeszcze w latach 90 Stada Polaków na tamtejszych budowach zapieprzały na czarno.
Dlaczego nie zapieprzają dziś?
Niemcy sporządnieli?
A guzik prawda!
Bundesrepublika wprowadziła drakoński system kar dla pracodawców uprawiających ten proceder!
I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, okazało się że…. TO SIĘ NIE OPŁACA!
I to jest jedyna droga (skuteczna)
Zatrudnienie na czarno w bundesrepublice ocalało jedynie w sektorze usług domowych (sprzątanie i opieka nad osobami starszymi).
Najzwyczajniej w świecie – te sektory najtrudniej kontrolować.
Czemu płaczesz panie redaktorze nad tym 2105 złotych? W DPS na Lubelszczyźnie płaci się po 1500 i jest dobrze.
ciekawe czy na Lubelszczyznie też pracują
54 godziny tygodniowo
No to teraz naród nasz, robiący za murzynów na zachodzie ma wreszcie swoich murzynów. Wielka radość w w domu Gucia …
Otwartość i solidarność jest na ogół jedynie fasadą i sloganem. Prawdziwe cele jakie kryją się za aprobata przede wszystkim części pracodawców, to szansa na obniżenie kosztów pracy, podtrzymywanie ,, uśmieciowienia” rynku pracy, duszenie presji płacowej, którą wywierają rodzime związki zawodowe i pracownicy od dawna pracujący w danym państwie w poszczególnych branżach. Pracują na czarno ponieważ priorytetem dla niektórych jest nieograniczony zysk, nie patrząc na drugiego człowieka i jego los. To samo spotyka ludzi różnych narodowości w wielu państwach, jest to nie tylko praca na czarno, ale także pogardliwy stosunek do pracownika, nie płacenie pensji, czy nie zapewnianie wody pitnej w lecie. Polscy pracownicy także są wykorzystywani przez podmioty ich zatrudniające w tym w Polsce, po prostu głównym kryterium jest zysk osiągnięty między innymi poprzez niskie płace. Czy naprawdę wielu idealistów, których poglądy szanuję, bo wielu z nich to ludzie idei, sądzi, że masowe zatrudnianie zagranicznych pracowników (wszystko jedno gdzie), będzie na takich samych warunkach jak miejscowych i jest podyktowane empatią, solidarnością i troską o ich byt?,. Otóż nie za tym stoi interes ekonomiczny jednej ze stron i postrzeganie przez nich funkcjonowania gospodarki
Lewakom i tak tego nie wytłumaczysz, choćbyś to po lewacku napisał. Podobnie zresztą jak prawakom. Ideologiczne zaślepienie jest tak samo odmóżdżające jak religijne. Oni dalej będą widzieć wszędzie ksenofobię, rasizm i inne pierdoły, jakie im doktrynerzy podsunąć pod nos.