Pod koniec czerwca 1936 r. Jakub Doriot, b. robotnik i oddany komunista był oklaskiwany przez tłum zwolenników, gdy ogłosił powstanie Francuskiej Partii Ludowej (PPF). Niektórzy – robotnicy – podnosili pięść w geście walki klas, inni wyciągali ręce w faszystowskim pozdrowieniu i… wszyscy się zgadzali. To dziwaczne zjawisko ewoluowało w pełną kolaborację z hitleryzmem, choć pojawiło się niemal niezauważalnie… Jak to było możliwe?
Rewolucja, rewolucja za wszelką cenę. Jeśli było cokolwiek, co bezustannie nadawało sens życia Doriot od jego wczesnej młodości aż do śmierci w wieku 46 lat, była nią rewolucja, najpierw rosyjska, internacjonalistyczna i światowa, potem narodowa, rasistowska i europejska. „Marks się pomylił – pisała w czasie II wojny filozofka Simone Weil – to nie religia jest opium ludu, lecz rewolucja.” Jej ironia wyprzedzała czas – nastał nowy wiek, aż podrzędny bankowiec, neoliberalny ekstremista napisał książkę Rewolucja. Nasza walka o Francję, ogłosił „nowy” polityczny profil „ni lewica, ni prawica” (co zawsze oznacza prawicę) – czyli wykorzystał dawne slogany późnego Doriot, i wygrał wybory prezydenckie dzięki wspólnemu działaniu oligarchów.
Ale zanim Macron zrobił z Francji nowoczesne państwo policyjne dla biednych i bajecznie feudalne dla bogatych, w przededniu I wojny 15-letni chłopak z przedmieść Paryża, syn kowala i krawcowej, poszedł pracować do fabryki 11-godzin dziennie, jak inni. Młody Doriot, powołany wkrótce do wojska, cudem przeżył rzeźnię, w której był bydłem: każdego dnia ginęły dziesiątki tysięcy. Prawie wszyscy jego towarzysze zginęli na Chemin Des Dames, słynnej „Drodze Pań”, o którą bili się z Niemcami. Dostał wtedy Krzyż Wojenny za bohaterstwo, jak i podczas następnej wojny przeciw Niemcom, oraz Krzyż Żelazny, gdy walczył w armii niemieckiej na froncie wschodnim. Ale po pierwszej wojnie stał się pacyfistą.
Entuzjazm komunizmu
Bunt rosyjskich żołnierzy i triumf Rewolucji Październikowej zaimponowały mu, podobnie jak innym robotnikom jego pokolenia – oto da się zmienić świat, pokonać wielkie potęgi polityczne i finansowe, by wyrwać ludzi z morderczej beznadziei! Wybór komunizmu był logiczny – zaraz po demobilizacji wybrał się do Moskwy. Spotkał tam rewolucjonistów z całej planety, zafascynowanych, jak on, pracami III Międzynarodówki – uczył się agitacji, admirował Lenina, którego udało mu się poznać osobiście. Po dwóch latach wrócił do Francji z żelazną determinacją, poczuł w sobie przywódcę.
Był świetnym oratorem i organizatorem – młodzieżówka komunistyczna po jego kierownictwem rosła jak na drożdżach. Kiedy w 1924 r. wychodził z więzienia za swe pacyfistyczne i antykolonialne artykuły – ludzie wiwatowali. W tym samym roku został najmłodszym posłem we Francji: „Tak, jestem żołnierzem Armii Czerwonej i jeśli będzie trzeba, wezmę broń do ręki!” – grzmiał już mniej pacyfistycznie z trybuny parlamentu, aż niektórzy posłowie prawicy musieli sięgać po sole trzeźwiące. Nauczył się boksu, by stawiać czoło bojówkom skrajnej prawicy w czasie manifestacji. Budził szacunek towarzyszy i wyraźnie marzył, by stanąć na czele partii komunistycznej, poprowadzić kraj ku rewolucji. Ale tymczasem w Moskwie zmienił się kierunek wiatru.
Przeciw Stalinowi
Po śmierci Lenina w 1924, Józef Stalin i III Międzynarodówka, nad którą dość łatwo zapanował, narzuciły nową linię polityczną: socjaliści i socjaldemokraci zostali uznani za „socjalzdrajców”, podczas gdy we Francji jedynie sojusz komunistów z socjalistami mógłby dać lewicy zwycięstwo w wyborach. W 1928 komuniści przegrywają głosowanie z kretesem, tylko Doriot został wybrany już w pierwszej turze. Wtedy pierwszy raz głośno skrytykował Komintern i „nieodpowiedzialność” nowej polityki ZSRR. Wtedy jednak Moskwa miała już we francuskiej partii tylu oddanych zwolenników, że wkrótce zmuszono Doriot do upokarzającej, publicznej samokrytyki. To go zdewastowało. Zaczął pić, odwiedzać restauracje i kabarety Montmartru.
Ale w 1931, mimo zakazu Moskwy, kandydował w wyborach municypalnych i został merem Saint-Denis – północnego, przemysłowego przedmieścia Paryża, ciężko dotkniętego Wielkim Kryzysem. Dzięki usilnej pracy społecznej, zrobił furorę wśród robotniczych rodzin i podjął walkę o przewodnictwo partii z Mauricem Thorezem, przekonanym stalinowcem. W 1932 partia komunistyczna znowu przegrywa wybory, lecz Doriot znowu wygrywa ludowe poparcie, akcentując swój antykapitalizm. Zażądał głowy Thoreza, w imię „ratowania partii”. Stalin wolał jednak postawić na zawsze posłusznego Thoreza. Na moskiewskim placu doszło do ostatniego spotkania Doriot z ulubieńcem Stalina: Thorez dostał mocno w nos, „aż przykrył się nogami”. Doriot nigdy już do Moskwy nie wrócił, choć próbował 10 lat później, z hitlerowskim wojskiem.
Czas przemiany
Na razie jednak Doriot ciągle wzywał do zjednoczenia z socjalistami, by postawić tamę faszyzmowi i nazizmowi rosnącym w siłę u sąsiadów: we Włoszech i w Niemczech. Thorez wyrzucił go ostatecznie z partii w 1934, a jednocześnie Stalin i Komintern zmienili nagle politykę: tak, trzeba zjednoczenia sił lewicowych wobec groźby faszyzmu.
Doriot odchodzi jako człowiek, który miał rację za wcześnie. Krytykował Stalina (już za rewolucyjnych czasów w Moskwie był raczej po stronie Trockiego), co go skazało na niebyt polityczny – stracił wkrótce swoje merostwo i mandat posła. Tymczasem w 1936 sojusz komunistyczno-socjalistyczny (Front Ludowy) wygrywa w końcu wybory, odnosząc niebywały, historyczny sukces. Było w tym roku coś zresztą ideowo wyjątkowego: wybuchła wojna w Hiszpanii, Doriot założył swoją partię, a z ponad dwumiesięcznej podróży do ZSRR wrócił wielki pisarz André Gide, późniejszy noblista.
Co może mieć wspólnego z polityką jakiś powrót pisarza? Książka, którą wówczas wydał – Powrót z ZSRR – okazała się kataklizmem dla renomy komunistów. Nie dlatego, że była jakaś napastliwa, czy jednoznacznie krytyczna, ale dlatego, że starała się wyważać opinie i w powszechnej opinii była zaskakująco szczera. Stanowiła taki kontrast z poprzednimi, entuzjastycznymi relacjami komunistów o sukcesach ZSRR, że wywołała olbrzymi wstrząs polityczny.
Gide wcześniej komunizował, z dumą pokazywano mu w Rosji wszystko, co wzorowe, ale spod tego trudna rzeczywistość i absurdy jednak skrzeczały. Komuniści oczywiście, czy szerzej lewica, byli w takim szoku, że książkę automatycznie skrytykowano i zdyskwalifikowano, ale wtedy Gide dodał do niej Poprawki do mego Powrotu z ZSRR, która dobiła krytyków. ZSRR, gdzie Stalin hurtowo zabijał dawnych komunistów i rewolucjonistów, a kraj zamienił się w policyjną szkołę zakłamanego społecznego total-konformizmu, nie mógł już uchodzić za wzór. Doriot wykorzystał to, by zemścić się na stalinowskich komunistach. W ogóle odrzucił komunizm, znienawidził go.
Entuzjazm faszyzmu
Socjalista, internacjonalista, wizjoner unii europejskiej, a zarazem faszysta i antysemita, pisarz Pierre Drieu La Rochelle (film Louisa Malle’a na podstawie jego powieści Błędny ognik omal nie dostał Oskara w 1964, zanim się połapano) został rodzajem ideologa PPF Doriota. Na horyzoncie pojawiła się inna rewolucja – narodowa, która kilka lat później znalazła się na sztandarach kolaboracyjnego rządu Vichy marszałka Pétaina. Z początku PPF była prawdziwie lewicowo-prawicową hybrydą, co rzeczywiście pociągnęło za Doriotem mnóstwo ludzi. Na dodatek wspomógł ją bardzo bank Rotschilda, jak wiele dziesięcioleci później Macrona, jako tamę przeciw lewicy, nie przejmując się antysemityzmem, który zaznaczał się coraz mocniej. Do Rotschildów dołączyli finansiści Worms i Lazar a środowiska żydowskie otwarcie popierały Doriot, choć uwierzył w moc „internacjonalistycznego rasizmu” (!).
Po wojennej klęsce Francji w 1940 r. dyskurs Doriota bardzo się zradykalizował: „Ruchy rewolucyjne wszędzie zmuszone są walczyć z tymi samymi wrogami: reprezentantami i beneficjantami reżimów plutokratycznych i reżimów bolszewickich. Za jednymi i drugimi kryje się Żyd, ze swym pragnieniem światowej dominacji. (…) Dlatego ruchy rewolucyjne muszą przyjąć formy nacjonalizmu, antykapitalizmu i rasizmu!” Wkrótce, ku rozpaczy Drieu La Rochelle, Doriot zrezygnował zarówno z antykapitalizmu, jak i z socjalizmu. Zaraz po zwycięstwie we Francji Hitler nakazał pomagać Doriot, ale jednocześnie pilnować, by partie kolaboracji pozostawały w ciągłym konflikcie. Abwehra uważała że Doriot jest tak zdolnym politykiem, że w końcu może zjednoczyć Francuzów przeciw Rzeszy: jego dojście do władzy nie wchodziło w grę.
Koniec marzeń
Doriot nie miał o tym pojęcia, więc robił wszystko, by przypodobać się hitlerowcom i był bardziej na prawo niż rząd w Vichy, który uparcie go ignorował. Przyczynił się do powstania LVF – francuskiego legionu ochotniczego, który walczył w niemieckich mundurach obok francuskiej dywizji SS Charlemagne. Sam pojechał na front wschodni, by zaznaczyć swe oddanie „idei europejskiej”, ale we Francji sprawy szły coraz gorzej. Wielki francuski pisarz, ale i kolaborant Louis-Ferdinand Céline pisał do niego: „Drogi Jacques, między nami: już jawnie widać ohydną robotę, gdy Ty jesteś w wojsku – systematyczny sabotaż rasizmu przez samych antysemitów. Nie mogą się porozumieć! W tym decydującym, historycznym, mistycznym momencie strzelają sobie w kolano! Panuje bezwstydny egoizm, każdy chce być gwiazdą, pierwszy na scenie, kolektyw się nie liczy! Ilu nas raptem jest, odpowiedzialnych? Może w kupie jedna prefektura na całą Francję. Sprawa jest przegrana!”. Jakby Francja nie nadawała się do faszyzmu.
Doriot zginął od kul działka pokładowego angielskiego lub niemieckiego samolotu, w lutym 1945 r., gdy francuska administracja kolaboracyjna znajdowała się już w Niemczech, a w Paryżu i Vichy królowali Amerykanie. Myślał, że w końcu zacznie rządzić (spotykał się w tej sprawie z Hitlerem jeszcze we wrześniu 1944), choć nie było już czym. Stworzył Komitet Wyzwolenia Francji, ale największa partia kolaboracyjna Francji, jego PPF, już nie istniała. Dziś elementu faszyzmu można odkryć w europejskich ugrupowaniach politycznych, które wcale nie posługują się dawną, jasną symboliką, jakby pewna hybrydowość nie dotyczyła jedynie napędu samochodów, czy wojny, ale banalnej polityki. Tym bardziej formy faszyzmu są trudniejsze do rozpoznania, pozostają niepostrzeżone, niczym początki Doriota po drugiej stronie lustra.
Argentyny neoliberalna droga przez mękę
„Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…