Ministerstwo Środowiska rozważa liberalizację przepisów dotyczących wycinania drzew rosnących przy drogach. 65 organizacji ekologicznych napisało wczoraj do Henryka Kowalczyka z żądaniem przerwania konsultacji w tej sprawie. Obawiają się, że „lex Szyszko 2” będzie jeszcze bardziej szkodliwa od pierwszej.
Kto wywołał temat? Naturalnie posłowie PiS: Marcin Horała, Jerzy Gosiewski i Adam Ołdakowski. Pierwszy napisał interpelację do Ministerstwa Infrastruktury („zwyczaj obsadzania pobocza dróg drzewami przy obecnym natężeniu ruchu wydaje się przeżytkiem”), dwaj pozostali – skierowali osobną, podpierając się głowami swoich wyborców z Warmii i Mazur: („Przepisy, które uniemożliwiają wycięcie drzew przydrożnych przed modernizacją czy przebudową dróg, są bezzasadne, dlatego też naszym zdaniem należy je zmienić. Wskazane byłoby podjąć szerokie działania, odpowiednio uzasadniając, odpierając bezzasadne ataki pseudoekologów w celu doprowadzenia do zmiany przepisów”). Jednak ich pisma odesłano ministrowi środowiska, który do tematu podszedł poważnie.
Już dawno nie słyszano w Polsce odgłosów masowej wycinki.
We wtorek 31 lipca 65 organizacji ekologicznych wystosowało do Henryka Kowalczyka list otwarty, w którym udowadniają, że drzewa przy drogach zmuszają kierowców do wolniejszej i ostrożniejszej jazdy, zaś wypadki, w których samochody rozbijają się o drzewa, to pojedyncze zdarzenia, spowodowane najczęściej złą widocznością.
„Sprawne prowadzenie inwestycji i remontów dróg poprawiających ich funkcjonalność i bezpieczeństwo ruchu jest możliwe przy zachowaniu większości drzew przydrożnych. Usuwane drzewa mogą być skutecznie (choć dopiero w skali dziesiątek lat) kompensowane systematycznymi nasadzeniami w miejscach oddalonych od jezdni, w części pasa drogowego położonej poza rowami. Rosnące drzewa powinny być właściwie nadzorowane i pielęgnowane, żeby zapobiec ich upadkowi na drogę. Gospodarowanie drzewami przydrożnymi na rzecz bezpieczeństwa ruchu może być bardziej efektywne poprzez wypracowanie standardów zarządzania nimi. W tej sprawie już od lat prowadzony jest dialog przedstawicieli służb drogowych, dendrologów i przyrodników. Pracujmy dalej nad tym, żeby Polskie drogi stały się bezpieczniejszymi i jednocześnie przynosiły Polakom rozliczne korzyści, tak ważne w epoce ekstremów pogodowych” – piszą w swoim piśmie.
Wyliczyli też, że przydrożne drzewa spowalniają jazdę o około 5 km na godzinę.
Jeśli ministerstwo przeprowadzi swoją nowelizację, pod topór pójdzie ich prawie 7 milionów.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
A ty Eko miszczu ile jedziesz w terenie zabudowanym? Taką epistole wysmazyles , może po prostu jezdz wolniej , zgodnie z przepisami. A co do tych drzew to nie masz racji tam jest mnóstwo wartościowego drzewa. Ale cóż ja tylko jestem Eko idiota…
Bardzo mądre zdanie ekologów: jeszcze nikt nigdy nie słyszał, by jakieś drzewo najechało na samochód.
I jeszcze aspekt finansowy: zazwyczaj drzewa rosnące przy drogach to bardzo stare okazy, przedwojenne, z dobrych gatunków, bardzo pożyteczne dla tartaków. Kto na tym się obłowi?
No i po trzecie: to nie zwyczaj, Car Batiuszka wydał ukaz carski, na mocy którego kazał sadzić drzewa przy drogach dla wygody podróżnych, bo to i cień latem, i oznaczenie drogi zimą, gdy zasypie śniegiem. Dokładnie taki sam ukaz wydał Herr Kónig in Projsen. A było to jeszcze za Napoleona.
Może nie bredź.
Bardzo często są to topole, osiki, akacje, klony. Faktycznie cenne drewno (szczególnie że często puste w środku). Przy trasie Warszawa-Białystok rosły sobie… zwykłe wierzby…
Za to jak komuś drgnie ręka na fajerze – to przynajmniej grabarze zarabiają.
Odwoływanie się do napoleońskich regulacji – to chyba przesada. Trakcja konna zniknęła już w ubiegłym wieku… Poza tym pobocza powinny być wolne chociażby dla zachowania dobrej widoczności. A dziś na krętych drogach, gdzie nie ma jak poszerzyć bo drzewka rosną widoczność bywa ograniczona przez drzewa i krzaczory do 50-100 metrów.
Wszędzie potrzebny jest zdrowy rozsądek. Tam gdzie drzewa stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa – nie powinno być ŻADNYCH PROBLEMÓW Z ICH WYCIĘCIEM.
To samo z nasadzeniami przy przebudowywanych ulicach. Obsadza się krzaczorami bez zachowania odpowiedniego dystansu i jest problem aby na skrzyżowanie wjechać bo widoczność jest poniżej 20-30 metrów (krzaczory sie rozrastają i nie widać nadjeżdżających z boku). Ale eko-idiota projektujący zieleń miejską tak ,,wydumał”. No i mamy w takich miejscach stłuczki które przy prawidłowo zrobionych nasadzeniach zieleni – nie miałyby miejsca..