Powstał program „Pracownia Liderów Prawa”. Zapewne potrzebny, bo nigdy za wiele pracy nad tworzeniem dobrych prawników. Pod patronatem Zbigniewa Ziobro zmienia się w karykaturę.
Program prowadzony ma być przez Instytut Wymiaru Sprawiedliwości, a jego celem ma być podniesienie wiedzy i kompetencji prawników. Przeznaczony jest dla studentów ostatnich dwóch lat prawa, absolwentów prawa, studentów innych kierunków humanistycznych i technicznych. Resort liczy na to, że kadry po zakończeniu „Pracowni Liderów Prawa” będą pomocne państwu przy tworzeniu i konsultowaniu nowo powstających aktów prawnych. Prawnicy mieliby także prowadzić swego rodzaju działalność oświatową, tłumacząc prawo społeczeństwu, kształtując kulturę prawną i objaśniając potrzebę prawa na co dzień.
To znakomity byłby pomysł, ponieważ kultura prawna Polaków, nie tylko zresztą szarych obywateli, ale też i elit pozostawia wiele do życzenia. Jednak po tym, co powiedział publicznie dla „Rzeczpospolitej” dr Marcin Romanowski, Dyrektor Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, już na początku programu wiadomo, że obarczony jest poważną wadą wrodzoną.
– Polska potrzebuje wszechstronnie wykształconych prawników, którzy będą pełnili nie tylko funkcje wykonawcze i usługowe, ale będą również propagować i rozwijać kulturę prawną opartą na chrześcijańskich wartościach- mówił Romanowski.
Oto powstaje wspierana autorytetem państwa instytucja, która już na starcie uważa, że skupić musi się na wyznaniowych aspektach ujmowania prawa i ma za nic zasadę neutralności światopoglądowej. Oznacza to tyle, że kształcić będzie ona ludzi skupionych na propagandowych i konfesyjnych aspektach funkcjonowania prawa, a nie na jego szerokiej i prospołecznej roli. Firmowanie tej inicjatywy przez ministra sprawiedliwości rządu jest kompromitacją.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
daepczą Komunę za autorytaryzm a robią to samo
Problem, wbrew pozorom, nie tkwi w bezwyznaniowości prawa, rozumianej jako odrzucanie norm etycznych danego wyznania. Dzisiejsi pomalowani na katolików wyznawcy dzielenia, a nie jednoczenia, odwetu, a nie przebaczenia, opanowali nie tą część Biblii. To raczej sekta, powtarzająca zasłyszane w Starym Testamencie wersy Kodeksu Hammurabiego z repertuaru oko za oko, ząb za ząb. Daleko im do Ewangelii, a z autorytetów kościoła bliżej do Torquemady niż św. Augustyna, by już św, Tomasza z Akwinu nie wyciągać. , Przypowieść o Samarytaninie to wręcz niepojęte zachowanie. Jak je zresztą ująć w prawie, żeby obcemu, tak z samego siebie pomagać. Tyle tylko, że dotychczasowi sprawiedliwi głoszą wprawdzie miłość bliźniego, upodobawszy sobie nieszczęśników z Krajów Lewantu, ale faktycznie zrzucają cały obowiązek na aparat i finanse państwa, skrupulatnie bacząc, aby żaden z tych ofiarnie walczących o prawa nieszczęśników nie przyjął pod własny dach jakiejś rodziny przybyszów. Obie koterie są siebie warte, ani to żaden Pac, choć wielu pałaców już się dorobiło. I tak to obłuda jest najtańszym środkiem zdobywania władzy. We współczesnym wirtualnym świecie skutecznym. Dziś dla tej całej elity „prawda was wyzwoli” oznacza katastrofę. Prawda może ich wyzwolić od koryta. Komu zatem potrzebna. W kategoriach realizmu patrzmy jednak spokojnie. Młodzi prawnicy, po łyknięciu praktyki za wielkim morzem zaczną stosować , pokazywane w hollywoodzkich filmach prawne sztuczki, sprowadzające sprawiedliwość do kardynalnej zasady: „wybierz najlepszą, czytaj najdroższą, kancelarię prawną” Młode pokolenie czeka świetlista przyszłość.