Recep Tayyip Erdogan i Donald Trump odbyli rozmowę telefoniczną dotyczącą tureckiej agresji wymierzonej w Kurdów. Jej przebieg może być ostatecznym dowodem na to, że USA nie kiwną palcem w obronie „najdzielniejszych bojowników przeciw Państwu Islamskiemu”. Co gorsza, turecki prezydent nie kryje się z tym, że Afrin nie jest jego ostatnim celem.

Po sześciu dniach tureckiej agresji przeciwko autonomii Kurdów w północnej Syrii nie widać głośno zapowiadanego przez Erdogana blitzkriegu. Zgodnie z zapowiedziami Kurdowie i Kurdyjki z powodzeniem przeprowadzili mobilizację i jak mogą, bronią się przed agresorem. W enklawie znajduje się ok. 8-10 tys. żołnierzy i żołnierek YPG. Tymczasem wskutek tureckich ostrzałów, jak podała dziś syryjska agencja informacyjna SANA, przynajmniej 141 osób cywilnych zginęło lub odniosło rany.

O „deeskalację” zaapelował do Erdogana w oficjalnej rozmowie telefonicznej prezydent USA Donald Trump, co jest samo w sobie wyjątkowym aktem hipokryzji. Przypomnijmy bowiem, że w ubiegłym tygodniu rzecznik amerykańskiej koalicji walczącej z Państwem Islamskim jednoznacznie oznajmił, że Kurdowie w Afrinie nie są uważani za część tejże koalicji bez względu na wcześniejszy wkład w zwalczanie terrorystów i otrzymywaną na ten cel pomoc. Trump wyraził również nic nie znaczące życzenia, by Erdogan starał się ograniczać ofiary cywilne i zwiększył pomoc niesioną uchodźcom. Praktyczne znaczenie ma to, że USA dają zielone światło dla utworzenia strefy buforowej przy syryjsko-tureckiej granicy, 30 km w głąb syryjskiego terytorium… czyli mniej więcej tyle, co kurdyjska enklawa.

Turcja tymczasem nie ukrywa, że Afrin to tylko jeden z elementów w jej planach „poprawiania” sytuacji na Bliskim Wschodzie. Recep Tayyip Erdogan powiedział już, że w dalszej kolejności tureckie wojska ruszą na Manbidż. Wioski w rejonie tego miasta już zostały zbombardowane przez tureckie lotnictwo. Co, jeśli podczas nowej interwencji żołnierze Erdogana spotkają sojuszników z innych krajów NATO, walczących z Państwem Islamskim? Rzecznik koalicji anty-IS płk Ryan Dillon oznajmił, że żołnierze mają prawo bronić się przed każdym atakiem i gdyby było to konieczne, nie zawahają się użyć broni. Także przebywający w tym regionie Kurdowie z YPG mówią wprost – jesteśmy gotowi odpowiedzieć na agresję.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…