Szybkimi krokami zbliżają się wybory samorządowe, a za półtora roku odbędą się wybory parlamentarne. Kierunek PiS-u, pomimo licznych wpadek, jest jasny: zjednoczona prawica ma jednolitym blokiem iść do parlamentu i kontynuować „dobrą zmianę”. Z wieloma przeszkodami, ale konsekwentnie dojrzewa też wizja zjednoczonej opozycji centroprawicowej. Po wielu tygodniach sporów Platforma Obywatelska i Nowoczesna podjęły decyzję o budowie wspólnych list w wyborach samorządowych. Ustalanie wspólnych kandydatów na prezydentów dużych miast idzie opornie, ale czasu jest jeszcze sporo, a strategia została przyjęta przez obydwie partie.

Co na to lewica? Póki co nie ma nawet rozmów o wspólnych listach. Razem odcina się od współpracy z SLD, a 1 kwietnia był dla części działaczy partii świetną okazją, aby koalicję z Sojuszem przedstawić jako primaaprilisowy żart. Barbara Nowacka wciąż czeka na to, aby ktoś ją namaścił na liderkę, Robert Biedroń czaruje media, unikając jasnych deklaracji o swoich planach na przyszłość, a w OPZZ dominuje przekonanie, że wobec wszystkich partii politycznych trzeba trzymać się na dystans.
Polskie społeczeństwo premiuje polityków za gotowość do wspólnego działania – i ma rację. Zdolność do zawierania kompromisów i sojuszy w imię realizacji konkretnych celów to jedna z najważniejszych zalet w polityce. Jeżeli się nie ma większości w parlamencie, jest się skazanym na negocjacje z różnymi środowiskami. Głównym celem partii politycznych nie powinno być poczucie moralnej wyższości nad innymi ugrupowaniami, tylko realizacja deklarowanych postulatów programowych.

W tym kontekście trudno się dziwić, że najlepsze dla opozycji sondaże są wtedy, gdy jest ona przedstawiana jako zjednoczona. Zgodnie z badaniem IBRIS z końca marca PiS mógł liczyć na 35,2 proc.,  a koalicja PO i Nowoczesnej na 33 proc. To znacznie więcej niż suma głosów tych dwóch partii we wszystkich innych sondażach. Warto też zwrócić uwagę, że w badaniach, w których centroprawicowa opozycja jest przedstawiana jako zjednoczona, lewica ma bardzo słabe notowania. W sondażu IBRIS SLD miał 4,5 proc., a Razem 3 proc. W innych sondażach, w których PO i Nowoczesna są liczone jako oddzielne podmioty, poparcie dla SLD zbliża się do 10 proc. Okazuje się, że część lewicowego elektoratu jest skłonna zagłosować na koalicję PO-Nowoczesna, zakładając, że tylko ona może odsunąć PiS od władzy.

Podobne wyniki pokazywał sondaż IBRIS z października ubiegłego roku. Wtedy centroprawicowa opozycja (PO, Nowoczesna, PSL) uzyskała aż 36,8 proc. poparcia, PiS tylko 35,1 proc., a SLD i Razem miały śladowe poparcie. W ubiegłorocznym badaniu IBRIS sprawdził też, jak Polacy głosowaliby, gdyby opozycja nie wystartowała zjednoczona. Okazało się, że PiS wygrałby wybory wyraźnie, mając 38,4 proc. poparcia, a PO, Nowoczesna i PSL razem tylko 34,7 proc. Do Sejmu weszłoby też SLD z 5,1 proc. poparcia. Zjednoczenie centroprawicowej opozycji daje jej więc premię, osłabiając zarazem PiS i lewicę.

Jaka z tego wszystkiego wynika lekcja dla lewicy? Wydaje się dość oczywista – trzeba się jednoczyć, aby pokazać społeczeństwu zdolność do wspólnego działania dla realizacji postępowych celów. Jest to tym bardziej pożądane, że programy SLD i Razem są coraz bardziej zbieżne. SLD w większym stopniu skupia się na walce z ustawami antykomunistycznymi, na czym zresztą zdobywa spore poparcie. Razem ostatnio jest pogrążone w kryzysie, ale ma spory potencjał dotarcia do ludzi młodych z dużych miast. Łącznie elektoraty tych dwóch partii mogłyby się sumować i uzupełniać. Poczucie moralnej wyższości wśród działaczy Razem i wypominanie grzechów Leszka Millera sprzed 15 lat jest coraz mniej zrozumiałe i stanowi raczej wyraz politycznej niedojrzałości niż atut Razem.

Do wyborów parlamentarnych jest jeszcze półtora roku więc można profesjonalnie i całościowo przygotować strategię wyborczą. Problemy PO i Nowoczesnej w układaniu wspólnych list powinny być też lekcją dla lewicy. Zamiast jednak się uczyć na błędach z przeszłości, wielu polityków z lewej strony woli nagłaśniać błędy Schetyny i Lubnauer. Przykładowo kandydatura Michała Ujazdowskiego na prezydenta Wrocławia jest dla lewicy oczywiście nie do przyjęcia, ale trudno jednoznacznie stwierdzić, jak go oceni elektorat centroprawicowy. Zamiast kpić z opozycji parlamentarnej, lewica sama powinna pokazać swoją zdolność do budowy silnej frakcji, która zdobędzie w wyborach dwucyfrowy wynik. Czasu jest jeszcze sporo, ale warto rozpocząć marsz naprzód.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Pełna zgoda, plus to co będę tutaj powtarzał do znudzenia: nie patrzmy na sondaże bo świadomie czy nie, dzielą one potencjalnych członków szerokiej koalicji lewicy budując w jej liderach przeświadczenie że w pojedynkę są w stanie wejść do sejmu.

    1. Jaka szeroka koalicja? Nie dotarło, że najzwyczajniej w świecie koalicja zbiera mniej niż tworzące ją podmioty?
      Lewica – to nie tylko sprzyjanie LGBT. To programy socjalne, transfer dochodów w dół…. samo 500+ nie załatwia sprawy rozwarstwienia, które osiąga już poziom zbliżony do USA niż starej Unii.

    2. A gdzie ja pisałem że to tylko LGTB?!? Czy mam do czynienia z kolejnym redukcjonistom który oburza się gdy ktoś o poglądach prospołecznych może mieć jednocześnie liberalne poglądy na te kwestie bo „inaczej nie wybiorą bo społeczeństwo jest konserwatywne” itp.? Bo skoro nawet nikt o nich przed tobą to spodziewam się że tak.
      Ok, zgadzam się że koalicja w sensie formy w jaką poszedł ZLew to kiepski pomysł bo przez to brakło im 0,5% by dostać się do sejmu a tak to by im wystarczyło 5% ale ja pisząc o koalicji mam na myśli szeroki front tejże a więc to że każda jedność jest lepsza od podziałów.
      Zbiera mniej niż tworzące ją podmioty? Pewnie gdyby w 2015 roku Zieloni czy PPS startowały osobno to by może dostały większe poparcie?
      Zgadzam się że 500+ wszystkiego nie załatwia, choć poprawił poziom życia części osób z „prowincji” i piszę to jako osoba krytyczna wobec tego programu (uważam że wspierać należy przez zapewnianie dostępu do usług jak m.in. żłobki i przedszkola a nie przez bezpośrednie przekazanie kasy).

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Jak globalizacja i neoliberalizm zabijają demokrację

Sykofant to zawodowy donosiciel w starożytnych Atenach. Często hipokryta i kłamca. Termin …