Wielkie firmy nie zajmują się zbawianiem świata, tylko zarabianiem pieniędzy. Nawet te najnowocześniejsze, międzynarodowe i scyfryzowane częściej niż „fajne innowacje dla wszystkich” wymyślają sposoby, by wycisnąć jak najwięcej z pracowników – tę prawdę, niestety w Polsce nadal niekoniecznie oczywistą, przypomnieli na konferencji prasowej w Sejmie dwaj posłowie Lewicy. Zainspirował ich Amazon, a raczej walka jego polskich pracowników, w sojuszu z pracownikami z innych krajów, o godne traktowanie i zarobki adekwatne do wyśrubowanych wymagań. I chwała Maciejowi Gduli i Maciejowi Koniecznemu, że zgodnie z deklarowanymi poglądami, odpowiednio socjaldemokratycznymi i socjalistycznymi, zabrali głos w obronie wyzyskiwanych. Po to Lewica jest w Sejmie, by nie godzić się na niesprawiedliwy porządek społeczny, zakłócać symbiozę między biznesem a władzą, pokazywać, że można inaczej. Ba! Trzeba inaczej. Skutki neoliberalizmu bez trzymanki większość polskiego społeczeństwa odczuła na własnej skórze i dała już do zrozumienia, że dłużej tak żyć nie chce.

Jednak i socjaldemokraci, i socjaliści w XXI w. wiedzą już, że praw pracowniczych nie zdobywa się, uprzejmie prosząc biznes o więcej wyrozumiałości czy przedstawiając uprzejmym językiem rzeczowe argumenty na rzecz ograniczenia skali wyzysku. Tymczasem posłowie Lewicy zamierzali ni mniej, ni więcej, tego właśnie spróbować: jak poinformował poseł Gdula, Lewica zaprosiła delegację firmy Amazon na posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Przyszłości Pracy, niestety przedstawiciele kapitalisty nie przyszli. Dostaną jednak drugą szansę – kolejne spotkanie, z udziałem związkowców z Inicjatywy Pracowniczej, analityków postępowej Fundacji Instrat i być może ludzi Amazona ma odbyć się w styczniu. Nie wiem, czy krakowski polityk Wiosny naprawdę wierzy, że delegacja jednego z najpotężniejszych światowych koncernów, wymienianego jednym tchem z Facebookiem, Google i Apple, gdy mówi się o faktycznym oligopolu w przestrzeni online, pofatyguje się na niewiążące spotkanie organizowane przez parlamentarną grupę złożoną z niektórych posłów mniejszościowej frakcji Lewicy. Z całym oczywiście szacunkiem dla zespołu, jego członków i problematyki, która – tytułem drobnej dygresji – w poważnym państwie cieszyłaby się nieporównywalnie większym zainteresowaniem polityków.

A gdyby zamiast uprzejmie prosić o namiastkę dialogu społecznego, zrobić tyle, ile jest możliwe, na rzecz wzmocnienia tej jego strony, która w Polsce ciągle stoi na słabszej pozycji? Związkowcy z Inicjatywy Pracowniczej nie raz wskazywali: polskie regulacje dotyczące sporów zbiorowych są skomplikowane, stawiają organizacjom pracowniczym szereg warunków i wymagań do spełnienia, by móc sięgnąć po najmocniejszą broń ludzi pracy, czyli strajk. W miejscach takich, jak Amazon, gdzie sytuacja pracowników jest trudna, a rotacja załóg z oczywistych powodów duża, legalne przerwanie pracy może w praktyce okazać się niemożliwe. Już samo zresztą założenie związku zawodowego i jego normalne, zgodne z ideą uzwiązkowienia działanie w polskich realiach często okazuje się fantazją. Strajk solidarnościowy niedozwolony jest od dawna, zwolnienie działacza związkowego, nawet ze złamaniem przepisów, w najgorszym razie kończy się długim postępowaniem w sądzie pracy. Do tego dochodzi jeszcze problem umów śmieciowych, stosowanych tam, gdzie w świetle kodeksu pracy bez wątpliwości powinna być umowa o pracę, czy korzystania z usług agencji pracy tymczasowej nie po to, by naprawdę znaleźć np. pracownicę na zastępstwo, ale po to, by załogę jednego dużego zakładu (żeby daleko nie szukać – magazynu Amazona) podzielić, zdezintegrować, zdławić w zarodku poczucie wspólnego losu. To wszystko są sprawy, w których Lewica sejmowa może interweniować, składać poprawki i projekty ustaw, głośno mówić w mediach. Każdy ruch, który przełamuje post-transformacyjne opowieści o bohaterskich przedsiębiorcach i robolach-nieudacznikach, który pokazuje ludziom, że upominanie się o godne płace i godne traktowanie to ich prawo, a nie przejaw roszczeniowości, będzie większą zasługą socjaldemokratycznych posłów, niż kurtuazyjne zapraszanie biznesowych delegacji do Sejmu, „bo trzeba prowadzić dialog”. Są w klubie Lewicy posłowie z wykształceniem historycznym czy orientacją w dziejach ruchu robotniczego: niech nie zapominają, kiedy ten dialog był najbardziej owocny.

Projekt zmian w ustawie o sporach zbiorowych, napisany w porozumieniu z doświadczonymi i bojowymi związkowcami, nie nadzieje na miły gest tych czy innych wielkich wyzyskiwaczy. Kolejny projekt – dający realną ochronę liderom związkowym, zamiast proszenia, by ktoś z koncernu zechciał posłuchać, dlaczego nieładnie jest traktować załogę jak roboty. I następne: w sprawie śmieciówek i agencji. Na początek wystarczy. Niech nawet przepadną: samo rozkręcenie wokół nich medialnej debaty i odważne stawanie w niej po właściwej stronie będzie w polskich realiach łykiem świeżego powietrza. Interesy zatrudniających i zatrudnianych zawsze będą rozbieżne, a strona biznesowa świetnie o tym wie i świetnie pilnuje swoich. Warto w tym akurat względzie wziąć z niej przykład.

patronite
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…