Sprawy międzynarodowe nie interesują polskiej opinii publicznej. Zwykle zajmują niewiele miejsca w mediach i są na szarym końcu gazet, czy programów informacyjnych. Dlaczego? Bo wśród elit politycznych III RP nie są one sporne. Wszystkie liczące się siły polityczne, niezależnie czy są aktualnie przy władzy, czy w opozycji popierają agresywna politykę militarną NATO i USA.
Wszyscy chętnie kwiatami witają amerykańskich żołnierzy na terytorium naszego kraju. Wszyscy przyjmują optykę dominacji białego człowieka, realizowanej przez Zachód w krajach, które kiedyś były koloniami, a dziś są zwane Trzeci Światem. Wreszcie powszechny jest konsensus, że Rosja to samo zło i ciągłe zagrożenie dla naszej suwerenności. Rusofobia stała się więc legitymacją prozachodnich sił politycznych przywiązanych do demokracji i praw człowieka. Oczywiście nie przeszkadza to w popieraniu agresji militarnych na kraje muzułmańskie. Przed agresją na Irak, podjętą wbrew opinii zdecydowanej części zachodnich społeczeństw, w tym polskiego, trzeba było posłużyć się kłamstwem o broni masowego rażenia. Dziś by zbombardować jakiś kraj wystarczy, że jest on krajem muzułmańskim, bo istnieje powszechna zgoda, że wyznawcy tej religii są wrogami naszej kultury i wyznawanych przez nas demokratycznych wartości. Stąd nawyk językowy, aby nazywać ich islamistami, co jednoznacznie kojarzy się z terroryzmem.
NATO jest agresywnym paktem wojskowym, który służy interesom globalnych korporacji i Stanów Zjednoczonych.
Jest to siła pozwalająca Amerykanom utrzymywać korzystny dla nich układ sił na świecie za pomocą siły militarnej, gdyż panowanie ekonomiczną USA przechodzi już do przeszłości. NATO służy podporządkowywaniu krajów biednych i słabych, zachodniej potędze militarnej.
Świat jednak nie jest już jednobiegunowy. Gdyby nie wejście do gry na Bliskim Wschodzie Chin i Rosji, Syria podzieliłaby los Iraku czy Libii, które stały się na nowo terytoriami bez państwowości i suwerenności, skolonizowanymi przez najeźdźców z Zachodu. Zawsze pretekstem do niszczenia, bombardowania jakiegoś kolejnego kraju jest panujący w nim dyktator. Nigdy jednak efektem takiej interwencji „w obronie demokracji” nie jest wprowadzenie demokratycznej formy rządów, tylko uwstecznienie tamtejszych społeczeństw.
Przyczyną masowej emigracji z krajów najechanych przez Zachód, są nie tylko bombardowania i zniszczenia, ale również panująca w tych krajach anarchia. Ludzie wolą niedemokratyczne państwo, gdzie jednak jakieś reguły gry obowiązują, od braku państwa, gdzie każdy każdego może zastrzelić, bo rządzi karabin, a nie jakieś przepisy. Dlatego w konflikcie syryjskim zasadnicza migracja następowała z terenów kontrolowanych przez uzbrojoną po zęby „demokratyczną opozycję” na tereny kontrolowane przez wojska rządowe Baszszara al-Assada. Nie było chyba nikogo, kto twierdzi, że gdyby udało się zorganizować w Syrii demokratyczne wybory, wygrałby je ktokolwiek inny niż urzędujący prezydent. Stąd szukanie powodów, by nie kończyć wojny i niepoparte dowodami oskarżenia o stosowanie np. broni chemicznej. W interesie ludności Syrii jest jak najszybsze zakończenie działań wojennych i przystąpienie do odbudowy kraju. Jednak Zachód ma w nosie ludność i dąży przede wszystkim do zastąpienia aktualnego prezydenta jakimś swoim „faworytem”.
Trzeba przypomnieć, że Zachód w krajach Trzeciego świata miał olbrzymią liczbę „faworytów”, których skłonność do ludobójstwa nie była dla nikogo tajemnicą.
Znakomicie za to ubijało się z nimi interesy. Byle płynęła ropa, surowce, płody rolne po korzystnych cenach, przyjaciele Zachodu mogli zamykać, mordować, torturować ile im się podobało. Nie jest więc Zachód wiarygodnym obrońcą demokracji i praw człowieka.
Polska lewica jest również zgodna co do swojej prozachodniej, pronatowskiej linii. Tak SLD, jak partia Razem popierają NATO, obecność wojsk amerykańskich w Polsce i całą rusofobiczną narrację, która uzasadnia obecność baz amerykańskich w naszym kraju. Tymczasem stosunek do NATO i militarnej ekspansji USA ma zasadnicze znaczenie dla tożsamości lewicy.
Lewica, która nie jest antyimperialistyczna, to w istocie zakamuflowana prawica.
Miliony ludzi uciekają z miejsc, które Zachód bombarduje do Europy. Nie można więc wiarygodnie bronić ich prawa do ucieczki z piekła, które im zgotowaliśmy nie potępiając NATO i USA oraz ich polityki. Ci, którzy dziś użalają się od losem uchodźców, powinni twardo stanąć po stronie ruchu pokojowego, po stronie przeciwników wojen prewencyjnych i dalszej militaryzacji naszego kraju i naszego kontynentu. Popieranie amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce pod pretekstem rosyjskiego zagrożenia to prymitywna postawa godna nacjonalistów, a nie socjalistów czy socjaldemokratów.
Jeżeli myślimy o głębokim przeobrażeniu panującego w Polsce systemu nie wolno nam popełniać takiej zdrady ideałów, płacić takiej ceny za pozostawanie czy włączenie się do głównego nurtu polskiej polityki. Bo jeżeli w dziedzinie polityki międzynarodowej i obronności mamy horyzonty podobne do PiS, PO, SLD, itp. to jaka jesteśmy lewicą? Proatlantycką?
Argentyny neoliberalna droga przez mękę
„Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…
Panie Piotrze, nie „wszyscy chętnie kwiatami witają amerykańskich żołnierzy na terytorium naszego kraju”. Tak chętnie wita ich tylko motłoch omamiony reżimową telewizją, ludzie światli doskonale wiedzą, co wyrabiają USmeńscy żołdacy tam, gdzie się wepchali z buciorami i czym grozi to dla mieszkańców i krajów sąsiednich.
zaoceaniczny jankesko-żydowski szatan żródło zła od trzech dekad i jego zwariowani satelici w Polsce i niektórych byłych państwach socjalistycznych
Cóż, gdy jest się zarejestrowaną partią trzeba nie lada odwagi, by nie deklarować pronatowskości i antyrosyjskości… casus Piskorskiego zdecydowanie odstrasza i chyba taki jest cel maltretowania tego człowieka…
Bardzo dobry artykuł – z jednym tylko zastrzeżeniem: nie stawiałbym mimo wszystko znaku równości pomiędzy SLD a Razem. Sojusz, chociaż w stosunkach polsko-amerykańskich grzecznie przyjał pozycję wasala i pod tym względem nie różnił się wiele od innych partii, przynajmniej w Europie starał się prowadzić zrównoważoną politykę zagraniczną, nieskażoną uprzedzeniami i fobiami. Przede wszystkim budować racjonalne, partnerskie relacje z wszystkimi sąsiadami – nie wyłączając Rosji. Warto też pamiętać, że po wybuchu konfliktu na Ukrainie (a dziś już chyba nikt rozsądny nie zaprzeczy, że wielki udział w jego sprowokowaniu miały USA) SLD jako jedyna z liczących się partii zajął umiarkowane stanowisko, zamiast powtarzać 1:1 narrację Amerykanów. Za co zresztą przyjął niezłe baty od mediów. Dla odmiany Razem – tak pod względem rusofobii, jak bezkrytycznego stosunku wobec NATO – nie różni się zupełnie niczym od PiS, PO i innej maści prawactwa. Postawa Razemitów jest o tyle zabawna, że jednej strony wytykają SLD Kiejkuty (epizod jak najbardziej haniebny), z drugiej jednak – wymownie milczą w temacie aktualnych działań NATO na świecie (o amerykańskiej obecności w naszym kraju nie wspominając). Dlaczego miałbym wierzyć, że że na miejscu Millera zachowaliby się inaczej? W poglądach „fioletowych” zastanawia też zbieżność z linią czołowego polskiego dziennika. Najwyraźniej przyjaźń z Wyborczą jest dla Razem strategicznym celem, największym błogoslawieństwem i czymś rownie niepodważalnym jak dla Polski – feudalne relacje z Wujem Samem. Niepodważalnym do tego stopnia, że Razem jak ognia wszelkich manifestacji antywojennych – jeśli tylko udział w nich mógłby zostać odebrany jako krytyka natowskiego porządku. W moich oczach wszystko to ostatecznie dyskwalifikuje tę partię – nawet jeśli nie jako ugrupowanie lewicowe, to na pewno jako takie, na które mógłbym oddać swój głos. Skutek jest taki, że choćby SLD skompromitował się kolejne tysiąc razy, nie będę widział w Razem alternatywy. Z braku lepszego wyboru po stokroć już wolę niemrawą centrolewicę z wszystkimi jej wadami (przynajmniej nie udają kogoś, kim nie są) niż kiepsko maskujących się militarystów, cynicznie gadających coś o „innej polityce”.
Ci co rządzą państwami kapitalistycznym i ich systemem propagandy zrobią wszystko, dosłownie wszystko żeby klasie pracującej nie przyszło do głowy organizować się ponad granicami państwowymi. Myślę że stare hasło: „Proletariusze wszystkich krajów łączcie się” wywołuje u nich efekt wymiotny a przynajmniej popuszczenie w kalesony. Gdyby wszyscy pracujący zrozumieli że niezależnie od kraju w którym żyją należą do tej samej , robotniczej klasy to sprawa wojen rozwiązałaby się sama.
problemem Polski i polskich Elit jest to iż nie wyobrażają sobie oni Polski bez obcej protekcji tak myśli cały obóz rządzący w Polsce od 1989 roku wystarczy popatrzeć jak płaszczy się przed Trumpem Polski prezydent. Odzyskanie suwerenności rozumieją oni jako wyjście spod rosyjskiej strefy wpływów w naszym Kraju nie wolno krytykować Usa , nie ma właściwie żadnej poważnej dyskusji na temat polskiej polityki zagranicznej , uzależnienia Polski od wpływów obcych mocarstw w tym polityki imperialnej USA itp..sprzeciw wobec tak narzuconej narracji automatycznie skutkuje przypięciem etykiety zdrajcy agentury rosyjskiej itp.. za wszystko płacimy my Polacy tylko do niektórych to nie dociera .. zabawy w 'Polskie mocarstwo’ będą dla społeczeństwa bardzo kosztowne i ten ten rachunek zapłacą ludzie.. już płacą .Polska to państwo w którym osoba niepełnosprawna musi żyć za 700 zł bo brakuje nawet na tak podstawowe świadczenia jak pomoc osobom chorym , służba zdrowia działa w sposób nie gwarantujący elementarnego bezpieczeństwa obywatelom do lekarza specjalisty czeka się 5 lat a polski rząd planuje wydawać 2 miliardy dolarów na jakieś bazy które i tak nas w razie wojny przed niczym by nie obroniły no to jest polski fenomen bo w każdym innym kraju zachodnim ludzi by już wyszli na ulicę mając taki rząd
Ajejej, ależ Pan Piotr I. teraz się wykazuje antywojenną działalnością. To w latach 80tych nie wiedział i nie rozumiał Pan o co walczy? Przecież wiadome było, że cokolwiek będzie rządziło „wolną” Polską to to coś będzie pronatowskie i proamerykańskie.
Wcale nie było wiadome, i wcale nie o kapitalizm walczyli ludzie z „komuną”.
Łatwo być prorokiem po fakcie.
Nawet przy okrągłym stole nikt jeszcze nie pisnął słowem „kapitalizm” czy o wstąpieniu do NATO, nie wspominając o tym, że mamy być kondomem jankesa.
Kolego Leju, wiadomo było, wiadomo! Wszak kapitalizm to najwspanialszy z ustrojów! Wszystkie solidaruchy aż piszczały do kapitalizmu.
@Nikt
Nie było wiadomo. Walka z „komuną” była walką z partyjnym, niedemokratycznym, represyjnym państwem, a nie walką o kapitalizm. I nie warto udawać że PRL był cacy, bo nie był.
A niezależnie od tego jak negatywnie oceniam władze Solidarności, to muszę Ci przypomnieć, że kapitalizm w Polsce wprowadzili ludzie PZPR.
Kapitalistyczny porządek zwany Planem Balcerowicza przegłosował Sejm Kontraktow, w którym zagwarantowaną 65% większość stanowili ludzie wystawieni przez PZPR i satelitów. Solidarność miała 35% procent w Sejmie i 99% w Senacie. Nie dałaby rady.
Tak było. Nie wiesz czy udajesz że nie wiesz?
Kolego Leju, stary jezdem i wiem, ale już nie pamiętam. Bo jakoś dziwnie pamiętam troszeczkę inaczej. A to „troszeczkę”, to jest całkiem inne „inaczej”.
@Nikt
To proszę wysil pamięć i przypomnij sobie kiedy przegłosowano ustawy składające się na „Plan Balcerowicza”. Zapisz sobie na papierku.
Następnie dokonaj kolejnego wysiłku i przypomnij sobie kiedy odbyły się pierwsze wybory bez ograniczeń dla opozycji.
Porównaj daty.
Wyjdzie Ci jak amen w pacierzu że przegłosował te ustawy jesienią 1989 roku Sejm Kontraktowy, w którym większość stanowili posłowie desygnowani przez PZPR.
Aby Ci pomóc przypomnę chronologię:
4 czerwca 1989 wybory do sejmu z limitem 65 % dla PZPR i satelitów, oraz 35 % do obsadzenia w wyniku wolnych wyborów. Jednocześnie całkowicie wolne wybory do Senatu.
1 stycznia 1990 roku rusza Plan Balcerowicza
1991 rok samorozwiązanie sejmu X kadencji i rozpisanie nowych wyborów według nowej ordynacji.
27 X 1991 pierwsze wolne wybory, w wyniku których strona „solidarnościowa” uzyskuje większość.
Wiem że ta chronologia psuje Ci koncepcję. Jednak nic na to nie poradzę. Jestem marksistą, a dla marksisty praktyka jest ważniejsza niż teoria.
A z faktów wychodzi że kapitalizm bez ludzkiej twarzy zawdzięczamy nieboszczce PZPR na równi z z Solidarnością.
Szanowny Kolego Leju, coś Szanowny Kolega wspominał o wyborach do Senatu (skądinąd zupełnie niepotrzebnego). Czyli były? Czyli był i senat? Czyli bez zgody senatu żadna ustawa by nie przeszła? Czyli niezależnie od tego, kto zasiadał w Sejmie i tak Sejm nie miał głosu decydującego? A coś Szanowny Kolega wspominał o tym kogo wybierano do senatu? Stary jezdem, nie pomnę.
Aha, Szanowny Kolega zapomniał wspomnieć, kto został wtedy premierem? No bo chyba ktoś był wtedy premierem? Pewnie Szanowny Kolega równie jak i ja ma szklerozem i nie pamięta, ze w kraju Wolska (nazwa oficjalna nadana kaczostanowi przez kaczkę) władzę ma premier, nie prezydent?
I znów wychodzi, że pamiętam troszeczkę inaczej, a to moje „troszeczkę” jest całkiem inaczej. A jak wygląda „inaczej” Szanownego Kolegi. Całkiem inaczej!
@Nikt
Nie potrafimy się pogodzić z faktami?
To Sejm był izbą ustawodawczą a senat został pomyślany jako izba kontrolna.
Twierdzenie że bez zgody Senatu żadna ustawa by nie przeszła jest nieprawdziwe.
To Sejm uchwalał ustawy. Senat miał prawo wnosić poprawki do ustaw ale Sejm mógł te poprawki następnie odrzucić lub przyjąć. Słowo decydujące należało zatem do Sejmu. A w Sejmie większość 65% miała PZPR z przystawkami.
Jeżeli chodzi o personalia to oczywiście także je pamiętam. I skoro Kolega je wywołał to przypomnę:
Premierem został Tadeusz Mazowiecki (Solidarność) a Prezydentem Wojciech Jaruzelski (PZPR).
Premier to władza wykonawcza, musi wykonywać ustawy (choć z tym różnie bywa).
A prezydent Jaruzelski ustaw budujących kapitalizm nie zawetował. Z drugiej strony pewnie i tak by nie mógł skoro został prezydentem na dzień przed wejściem ustaw w życie.
I nie pomnę czy miał już prawo weta. Jednak pamiętam że jakoś ich nie kwestionował, nie krytykował nie domagał się od posłów nowelizacji…
Jak już wspomniałem oni razem nam kapitalizm zgotowali.
Proszę pamiętać że strona solidarnościowa miała w Sejmie większość przez dwa lata a w 1993 roku postkomuniści ponownie zdobyli większość (dokładniej mówiąc post PZPR oraz post ZSL). Nawet nie spróbowali odwrócić kierunku zmian, pomimo iż triumfalny powrót zawdzięczali szeroko rozbrzmiewającemu wśród ludzi wezwaniu „komuno wróć”.
Bo im kapitalizm zdążył zasmakować.