Rafał Milczarski przestał być prezesem LOT. Dla tzw. mediów narodowych był pupilem, który rozwinął spółkę i uczynił z niej regionalną potęgę. Pracownicy zapamiętają raczej to, jak prezes odmawiał dialogu ze związkami zawodowymi, nie pozwolił strajkującej załodze przebywać w budynku LOT-u i wręczył 67 uczestnikom protestu, doświadczonym stewardessom i pilotom, zwolnienia dyscyplinarne.
W czwartek rada nadzorcza PLL LOT ogłosiła rozpoczęcie postępowań kwalifikowanych na stanowisko prezesa zarządu oraz członka zarządu ds. korporacyjnych. Jak tłumaczy spółka, Rafał Milczarski przestał być prezesem zarządu wyłącznie dlatego, że w styczniu 2019 r. upłynęła mu kadencja. Później sprawował swoje obowiązki na mocy mandatu. Obecnie zaś, do 24 lipca włącznie, przyjmowane są zgłoszenia ewentualnych chętnych do objęcia stanowiska w zarządzie polskiego przewoźnika lotniczego.
Związkowcy, w tym uczestnicy głośnego strajku w LOT jesienią ubiegłego roku (dodajmy – strajku, który w ostatecznym rozrachunku pozwolił wynegocjować podwyżkę wynagrodzeń) w pierwszej chwili przyjęli tę wiadomość z radością. Szybko jednak uznali, że nie czas jeszcze świętować – Rafał Milczarski może wszak pozostać na jakimś stanowisku w Polskiej Grupie Lotniczej, nikt również nie zabroni mu ubiegać się ponownie o fotel prezesa LOT. W piątek stało się jasne, że biznesmen faktycznie znowu stanie do tej rywalizacji.
Czy ma szanse odnieść w niej sukces? Agnieszka Szelągowska, wiceprzewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego i jedna z liderek strajku w LOT, uważa, że nie można wykluczyć powrotu prezesa. Związkowczyni w rozmowie z Portalem Strajk zaznaczyła jednak, że mandat Milczarskiego mógł zostać zwyczajnie przedłużony, a jednak zdecydowano się na rozpisanie nowego konkursu. Według Piotra Szumlewicza, przewodniczącego centrali związkowej Związkowa Alternatywa, który w ubiegłym roku bardzo mocno wspierał strajkujące załogi LOT, sugeruje to, że odejście Milczarskiego na dobre jest wybitnie prawdopodobne.
– Ogłoszenie konkursu na nowego prezesa przez PLL LOT to wotum nieufności wobec Rafała Milczarskiego. Trudno sobie wyobrazić, aby spółka ponownie wybrała osobę, której automatycznie nie przedłużono kontraktu. Decyzja o wyborze nowego prezesa firmy to z pewnością informacja, która cieszy. Milczarski był złym, antypracowniczym i nieudolnym prezesem – powiedział Szumlewicz Portalowi Strajk. Zauważył następnie, że gdyby prezes umiał rozmawiać ze związkowcami, do strajku, który pracownicy traktowali jako ostateczność, mogłoby nigdy nie dojść. A każdy dzień protestu oznaczał dla firmy poważne koszty.
– Koniec władzy Milczarskiego to zamknięcie pewnego etapu w funkcjonowaniu firmy. Od czasu strajku zarząd PLL LOT przywrócił do pracy zwolnionych dyscyplinarnie pracowników, cofnął nagany i pozwy sądowe, a zakładowe związki zawodowe wywalczyły godne podwyżki. Warto przypomnieć, że w negocjacjach firmy ze związkowcami, które zakończyły się porozumieniem, Milczarski nie uczestniczył. Wszyscy po prostu wiedzieli, że jest to człowiek, który nie umie rozmawiać partnersko z załogą – podsumowuje Szumlewicz.
Kandydaci na prezesa PLL LOT muszą wykazać się co najmniej pięcioletnim stażem pracy, z czego minimum trzy lata na stanowisku kierowniczym i dwa w branży lotniczej. Pozostaje mieć nadzieję, że zgłaszający się będą również reprezentować inną filozofię w stosunkach z pracownikami, bez których żadna firma nie jest w stanie funkcjonować.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…