Relacje z dzisiejszego przesłuchania Tadeusza Rydzyka przed sądem były bardzo pouczające.

Tadeusz Rydzyk to człowiek, przed którym biła czołem premier polskiego rządu. Do którego prezydent Rzeczypospolitej Polskiej pisał bałwochwalczy list. Padły w nim m.in. takie słowa: „Wydaje się wprost nie do uwierzenia, że tyle dokonań może być efektem wizjonerskiej aktywności jednego człowieka. Jestem pod wrażeniem zasług Ojca Dyrektora dla Kościoła i Polski. Bo chociaż wszystkie te dzieła stworzone zostały staraniem wielu osób i środowisk, to nie powstałyby one, gdyby nie inspirujące idee, wytężona praca organizacyjna i osobisty charyzmat Ojca Dyrektora, łączący ludzkie wysiłki”.

Przed Rydzykiem padali na kolana ministrowie polskiego rządu i parlamentarzyści zadając kłam tezie, że państwo polskie jest państwem świeckim.

Mogło to wszystko utwierdzić Rydzyka w przekonaniu, że jest kimś lepszym, kogo nie dotyczą reguły obowiązujące zwykłych obywateli. On jest nadobywatelem. Ubermenschem. Skoro padają przed nim na twarz najwyżsi urzędnicy państwowi…

Nie dziwi więc ani trochę postawa Rydzyka przed warszawskim sądem. Trafił tam, przypomnijmy, ponieważ fundacja Lux Veritatis odmówiła okazania dokumentów stowarzyszeniu Watchdog Polska. Chciało ono dowiedzieć się, jak fundacja Rydzyka wydała miliony państwowych pieniędzy. Kiedy spotykało się z kolejnymi odmowami, poszło do sądu.

Dodać trzeba, że dwukrotnie prokuratura odmawiała wszczęcia postępowania. Dopiero sąd zmusił ja do aktywności. I co się stało. Dziś prokuratura ramię w ramię z Tadeuszem Rydzykiem wnosiła o umorzenie postępowania. Wydawało się, że urzędnikowi państwowemu, jakim jest prokurator powinno zależeć na wyjaśnieniu, jak wydawane są publiczne pieniądze. Ale nie prokuratorowi z drużyny Zbigniewa Ziobry. Jemu zależy na tym, by Rydzyk stał ponad prawem.

Prezes Rydzyk strofował sąd, mówiąc, że jemu zależy tylko na wyrokach sadu bożego.

Że Watchdog Polska nie jest podmiotem polskim. Że Lux Veritatis jest podmiotem prywatnym, więc nie ma prawa być kontrolowana. To, że pieniądze są państwowe jakoś umknęło uwadze. Mniejsza w gruncie rzeczy o to. Chodzi o coś innego.

Postawa Rydzyka, pełna arogancji i wyniosłości wobec niezawisłego sądu Rzeczypospolitej dobrze charakteryzuje postawę znakomitej większości kleru polskiego Kościoła katolickiego. Państwo nic dla nich nie znaczy. Jego obywatele też nie. Od 1990 roku, kiedy władza kryła wszelkie obrzydliwe postępki hierarchii kościelnej, zamykała oczy na pazerność księży i biskupów, wyrobiło się w funkcjonariuszach kościelnych przekonanie, że tak będzie zawsze. Stąd absolutnie bezczelne krycie wspólników skandali seksualnych i oczekiwanie, często uzasadnione, że organy ścigania nic z tym nie zrobią.

Ta epoka się kończy. Ale oni jeszcze tego nie widzą.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…