Nauczycielskie związki zawodowe idą na kolejne ustępstwo, byle negocjacje z rządem nie zakończyły się fiaskiem. Tymczasem Beata Szydło, reprezentująca w rozmowach gabinet Morawieckiego, na razie tylko mówi o „nowych propozycjach”. Pedagodzy mają je usłyszeć w piątek rano.
Wczoraj Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz Forum Związków Zawodowych oznajmiły, że są gotowe nieco ustąpić w swoich żądaniach – zamiast domagać się 1000 zł podwyżki dla wszystkich nauczycieli bez wyjątku, oczekują podniesienia płac o 30 proc. W praktyce oznacza to 720-730 zł dla rozpoczynających pracę nauczycieli stażystów, zaś dla nauczycieli dyplomowanych, najbardziej doświadczonych, blisko 1000 zł. Dziś ZNP i FZZ zrobiły kolejny krok w tył: zadeklarowały, że podwyżka mogłaby zostać wypłacona w dwóch turach po 15 proc., z czego pierwsza miałaby być liczona już od stycznia 2019 r. i wypłacona w formie wyrównania. Druga miałaby wejść w życie od września.
Rząd odchodził natomiast od stołu rozmów, powtarzając, że jego propozycja to przyspieszenie wypłacenia symbolicznej, pięcioprocentowej podwyżki dla nauczycieli ze stycznia 2020 r. na wrzesień tego roku, ponowne skrócenie czasu awansu zawodowego nauczycieli, jednorazowy dodatek dla pedagogów zaczynających pracę, zmiany w systemie oceny pracy nauczycieli oraz ustalenie, że w całym kraju dodatek za sprawowanie funkcji wychowawcy klasy wyniesie kilkaset złotych. Pierwsza z obietnic pozostaje o tyle niejasna, że nie wiadomo, skąd w budżecie na bieżący rok wzięłyby się niezbędne fundusze. Druga natomiast to wycofanie się ze zmian wprowadzonych przez Annę Zalewską. Ponadto od prezydenta Andrzeja Dudy wyszła dodatkowa propozycja: wprowadzenia 50 proc. kosztów uzyskania przychodu dla nauczycielskich dochodów. O tym jednak w rozmowach związkowo-rządowych mowy nie było. Czy do kolejnej tury rozmów rząd również cokolwiek ustąpi?
Beata Szydło sugeruje, że być może tak. – Analizujemy w tej chwili pewne możliwości. Będziemy również ustosunkowywać się do propozycji, którą otrzymaliśmy ze strony społecznej – powiedziała dziennikarzom po zakończeniu dzisiejszych tur rozmów. Zasugerowała również, że to „anachroniczny system wynagradzania” uniemożliwia rządowi efektywne odpowiadanie na potrzeby środowiska nauczycielskiego. Związkowcy reagują na te słowa sceptycznie. Sławomir Broniarz, komentując przebieg dzisiejszych rozmów stwierdził, że przedstawiciele rządu raczej mówili o czynnikach ważnych dla siebie i własnych uwarunkowaniach, niż odnosili się do propozycji nauczycieli. Z kolei przedstawiciele FZZ stwierdzili, że usztywnienie stanowiska rządu ich niepokoi.
Beata Szydło wezwała nauczycieli raz jeszcze, by jeśli zaczną strajkować 8 kwietnia, to by w okresie egzaminów gimnazjalistów (już 10-12 kwietnia), klas VIII i matur protest zawiesili. Odpowiedź ZNP jest jasna: to niemożliwe. Sławomir Broniarz słusznie podniósł, że pedagodzy dość już czekali na poprawę swojej sytuacji i teraz oczekują, że związki będą ich reprezentować w walce, a nie ustępować. Już propozycja rozłożenia 30-procentowej podwyżki na dwie raty spotkała się na forach i facebookowych grupach dla nauczycieli z mieszanymi uczuciami. Część środowiska uznała, że to zbyt daleko idące ustępstwa, gdy inna podkreśla, że ZNP – w odróżnieniu od „Solidarności” – nie rezygnuje w obliczu postawy rządu i negocjuje dalej, domagając się wyraźnych podwyżek.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Gęba pełna propozycji, a w kieszeni wąż. Nawet nie wąż – bazyliszek, bo to tym, co stali po słusznej stronie to sypie pełnymi worami, a tym, co stali po tej stronie co stało ZOMO to figę z makiem.