stadion

Fala nienawistnego rasizmu, która spadła na ciemnoskórych zawodników reprezentacji Anglii w piłce nożnej była szeroko komentowana w mediach. Nic z tego nie wynika. Zapomnimy o niej najdalej za kilka dni. Przede wszystkim dlatego, że nie była niczym nadzwyczajnym.

Agresja, krwawe rozprawy miedzy kibicami przeciwnych drużyn w dowolnej dyscyplinie, doping, łgarstwa i brak wszelkich zasad, przede wszystkim moralnych. To krótka wizytówka sportu zawodowego. Jego uczestnicy, od pewnego poziomu oczywiście, w znakomitej większości w pogoni za zwycięstwem gotowi są na wszelkie niegodziwości. Tak się ich kształtuje. Całkowicie niemoralny sport zawodowy otoczony jest równie niemoralnymi ludźmi pasożytami, którzy zajmują się doskonaleniem tego imperium zła. Bukmacherzy, dziennikarze, trenerzy, działacze wszelkiej maści, organizatorzy zawodów i turniejów, nieuczciwi lekarze.

Oczywiście, każdy rzuci ze swej strony kontrargumenty: sport budzi również pozytywne emocje, znosi bariery między narodami, nie wszyscy kibice to bandyci, a nie wszyscy zawodnicy dążą do zwycięstwa za wszelką cenę. Pewnie. To jest tak niezwykłe, że za przestrzeganie reguł walki nagradza się specjalna nagrodą. Jednocześnie na laureatów patrzy się jak na wsiowych głupków: nieszkodliwi, a zabawni, bo kto dobrowolnie pozbawia się zwycięstwa w imię jakichś nieżyciowych idei? Zresztą dyskusja jest bezcelowa, bo nie do rozstrzygnięcia, jak zawsze, kiedy w grę wchodzą reguły podobne do religijnych, a zatem pozaracjonalnych.

Sport zawodowy jest śmiertelnie chory i nic go już nie uratuje. Stał się nieodłączną częścią kapitalizmu w jego najgorszym wydaniu.

Jeżeli ma jakąś wartość, to wyłącznie liczoną w pieniądzu. Proszę bardzo: w 2018 roku wartość rynku sportu wynosiła 488,5 mld dolarów, przewidywana wartość w 2022 przekroczy 600 mld dolarów. To sumy, za które ludzie ze sportem związani gotowi są jeśli nie na wszystko, to przynajmniej na bardzo wiele. Bzdurki barona de Coubertina czyta się dzisiaj jak nieszkodliwe i zupełnie nikomu niepotrzebne ramotki. Sport zawodowy niszczy to, co jeszcze kołacze się w nas ludzkiego. Dlatego bardzo poważnie się zastanawiam, czy nie trzeba byłoby go zakazać.

Potrzeba współzawodnictwa i rywalizacji jest, jak się zdaje, nieusuwalną cechą człowieka. Podobnie agresja. To doskonale. Cechy te są motorem postępu, pod warunkiem, że będą kształtowane zgodnie z interesem gatunku ludzkiego, a nie służyć jego samounicestwieniu. Kultura fizyczna dostępna dla każdego, zawody sportowe, w których nie będzie można zdobywać fortuny, niewyobrażalnej dla przeciętnego, a jedynie kształtować swój charakter i wolę walki – to są cele, na które powinny pójść te miliardy, o których napisałem wyżej.

Choć może za dużo wymagam. Może sport zawodowy trzeba zostawić tak, jak jest? Zachować go jak rezerwaty? Usankcjonować brak reguł, który tak naprawdę jest jego istotą. Pozwolić na wszelkie formy przyjmowania przez zawodników dopingu. Faule nagradzać. Sędziów usunąć, żeby nie przeszkadzali. Kibiców, którym obserwacja tej patologii odbiera rozum, trzymać na wydzielonych terytoriach i czekać, aż wymrą w sposób naturalny.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…