– Odrzucamy to, co było wbrew dziecku – mówiła minister oświaty, Anna Zalewska, która zapowiedziała że projekt ustawy jeszcze dziś trafi do Sejmu.
Reforma, planowana przez Prawo i Sprawiedliwość, zakłada powrót do zerówek dla sześcioletnich dzieci – będą one mogły znajdować się albo przy szkołach, albo przy przedszkolach. Jak zapowiedziała posłanka PiS Marzena Machałek, ustawa ma też zamienić obowiązek przedszkolny pięciolatków na gwarancję miejsca w przedszkolu dla dzieci w tym wieku i rok młodszych. Do szkoły będą mogły pójść sześciolatki, które otrzymają odpowiednie zaświadczenie lub będą miały za sobą co najmniej roczne przygotowanie przedszkolne. W przypadku tych urodzonych w ostatnim kwartale spełnione będą musiały być obydwa warunki. Zdaniem Machałek ok. 10-15 proc. rodziców zdecyduje się na takie rozwiązanie chcąc, żeby ich dzieci uczyły się w mniejszych klasach. Pozostałymi uczniami będą odroczeni w zeszłym roku siedmiolatkowie oraz dzieci powtarzające klasę – w sumie te grupy również mają stanowić 10-15 proc. rocznika, urodzonego w 2008 roku. W sumie zatem w 2016 r. poszłoby od trzech do pięciu razy mniej dzieci niż normalnie.
– Zamieszanie, a zwłaszcza gwałtowny pośpiech w decydowaniu o obowiązku szkolnym sześciolatków dowodzi tego, że nad wątkami merytorycznymi i ekonomicznymi przeważają zachcianki polityczne – mówił kilka dni temu Sławomir Broniarz, szef Związku Nauczycielstwa Polskiego, w rozmowie z TVN24. ZNP ostrzega, że w wyniku pisowskiej reformy sześciolatki po prostu wrócą do przedszkoli, gdzie zabraknie miejsc dla najmłodszych, trzyletnich dzieci. To oznaczałoby dramat dla tysięcy rodzin w Polsce, które skazane byłyby na organizowanie kosztownej indywidualnej opieki bądź rezygnację z pracy. W rozmowie z „Super Expresem” Broniarz mówił też o tym, że dostęp do poradni psychologicznych, wystawiających zaświadczenia sześciolatkom, jest ograniczony w mniejszych ośrodkach. Dochodziłoby zatem do sytuacji, w której miejskie dzieci – które i tak mają lepszy dostęp do kultury, ich rodzice dysponują wyższym wykształceniem i są zamożniejsi – miałyby dodatkowy plus w postaci wcześniejszego rozpoczynania edukacji. Nie bardzo też wiadomo, co zrobić z nauczycielami edukacji wczesnoszkolnej. W przyszłym roku będzie dla nich mniej pracy, jednak już za dwa lata tyle samo – masowe zwolnienia z pewnością wywołałyby protesty i odbiły się negatywnie na szkołach, a trzymanie pracowników, pozbawionych przez rok pracy to niegospodarność. – Chaos przy wprowadzaniu tych zmian jest kolosalny – mówił Broniarz.
[crp]Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Chaos czy nie chaos, ważne żeby mój pięcioletni syn nie musiał iść do pierwszej klasy. W całym tym szumie informacyjnym zapomina się bowiem że dzieci w danym roczniku rodzą się przez cały rok, w tym w grudniu. Więc mój syn w wieku 5 lat trafiłby do pierwszej klasy z odroczonym siedmiolatkiem ze stycznia – czyli chłopcem dwa lata starszym.
Pomijając możliwości intelektualne, mamy tu także aspekt fizycznej dominacji w grupie.
Więc czy ta reforma wejdzie czy nie, ja odraczam – nawet za łapówkę.
„Broniarz mówił też o tym, że dostęp do poradni psychologicznych, wystawiających zaświadczenia sześciolatkom, jest ograniczony w mniejszych ośrodkach.”
Jakiż więc problem korzystać z poradni w większych ośrodkach?
Zresztą w mniejszych miastach też poradnie psychologiczne są. Bo niby dlaczego miałoby ich tam nie być? To nie lata 50. Proszę sobie wpisać w wyszukiwarkę frazę „poradnia psychologiczna” oraz jakiekolwiek mniejsze miasto. Ja przeszukałem kilka takich mniejszych ośrodków z mojego regionu kielecko-radomskiego. Wybrałem miasta poniżej 10 tys. Jak Lipsko, Przysucha, Zwoleń, Kazimierza Wielka. I wszędzie tam, zgodnie zresztą z moimi przewidywaniami, są takie poradnie. Nie twierdzę, że ten Broniarz nie ma jakiejś tam racji, ale w takim układzie może lepiej sprecyzować te mniejsze ośrodki, bo obawiam się, że przeciętny (czyli mało inteligentny) „wielkomiejski” czytacz takich informacji jest święcie przekonany, że takie poradnie istnieją tylko w kilku tzw. dużych miastach. Co oczywiście jest wierutną bzdurą. Przypuszczam, że one są w każdym mieście powiatowym. A niektóre z takowych nie osiągają nawet 10 tys. mieszkańców, jak najbardziej są więc małymi ośrodkami (chyba że dla kogoś są to już ośrodki większe, nie wiem, jak mówię – proszę więc doprecyzować).
To ciekawe. Wszyscy mają genialne dzieci, jakie inteligentne, jakie dowcipne. Dopiero jak skończą 6 lat tumanieją. Nie nadają się do pierwszej klasy. Stają się mniej inteligentne, mniej dojrzałe niż w rozwiniętych krajach Europy i nie tyko. Dziwne. A może to nie dzieci lecz ich rodzice są niedorozwinięci.