Swoim wczorajszym wystąpieniem w sprawie irańskiego programu nuklearnego Donald Trump przeraził wszystkich, którzy naprawdę chcą pokoju na Bliskim Wschodzie. Przy okazji pogodził – przynajmniej na jakiś czas – rywalizujące frakcje w irańskiej polityce.

Przypomnijmy, że wczoraj – wbrew wcześniejszym deklaracjom Sekretarza Stanu USA Rexa Tillersona – Donald Trump ogłosił, iż nie przedłuża swojego prezydenckiego poparcia dla porozumienia nuklearnego z Iranem. Zagroził, że może się z niego w każdej chwili wycofać i niedwuznacznie wyraził życzenie, by Kongres wypracował nowe kroki uderzające w Teheran.

Na jego agresywne przemówienie, jednostronnie zrzucające na Iran winę za całe zło na Bliskim Wschodzie (i nie tylko), odpowiedział wczoraj prezydent Iranu Hasan Rouhani. Oznajmił, że Iran będzie stosował się do postanowień porozumienia nuklearnego tak długo, dopóki służy ono jego interesom. Powiedział także, że układ nie podlega renegocjacji (przygotowywano go przez 12 lat) i podkreślił, że pozostali sygnatariusze także są zdecydowani zachować go w mocy. Zadrwił, że Trump nie ma pojęcia o prawie międzynarodowym, skoro wydaje mu się, że może w pojedynkę odwołać wielostronne porozumienie. Wtórowała mu jego specjalna doradczyni ds. praw obywatelski Szahindocht Mowlawerdi, która napisała na Twitterze, że układ z Iranem jest międzynarodowym porozumieniem potwierdzonym przez ONZ, a nie „układem biznesowym z jedną z firm Trumpa”.

– To, co usłyszeliśmy, było wyłącznie powtórzeniem bezpodstawnych oskarżeń i pomówień, które powtarzano od lat – powiedział Rouhani. – Naród irański niczego innego od pana nie oczekuje – zwrócił się do Trumpa. W podobnym duchu skomentował sprawę minister spraw zagranicznych Iranu.

Politycy mówili naprawdę w imieniu zdecydowanej większości społeczeństwa – co już dawno w Iranie się nie zdarzyło, ich słowa przyjęła z entuzjazmem nie tylko wspierająca Rouhaniego frakcja reformatorska, ale i obóz konserwatywny. Media należące do jego ostoi, Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, które przed ostatnimi wyborami prezydenckimi starały się promować kontrkandydata Rouhaniego i krytycznie przyglądają się działalności prezydenta, tym razem wypowiadają się o jego reakcji z pełnym uznaniem.

Przywoływane przez prezydenta w dalszej części przemówienia przykłady amerykańskiego ingerowania w sprawy bliskowschodnie, na czele z udziałem CIA w obaleniu w 1953 r. demokratycznego rządu Mohammada Mosaddegha w Iranie, są bardzo ważną składową zbiorowej pamięci Irańczyków. Jeśli porozumienie nuklearne zostanie faktycznie rozmontowane, jego krótka historia dołączy do tego katalogu irańskich dowodów na to, dlaczego nie warto układać się z Ameryką. Już teraz w perskojęzycznym internecie masowo powtarzane jest hasło „nigdy nie ufaj Ameryce”. Drugim symbolem złości na Trumpa stało się podkreślanie, że wbrew dyplomatycznym konwencjom prezydent nazwał Zatokę Perską nie neutralnie po prostu „Zatoką”, ale tak, jak robią to regionalni konkurenci Iranu – „Zatoką Arabską”.


Pozostali sygnatariusze porozumienia nuklearnego nie zmienili stanowiska pod wpływem agresji Trumpa – nadal uważają, że powinno ono pozostać w mocy.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…