Co może wkurzyć prawicę bardziej, niż żeńskie końcówki? Jedność Robotnicza. A konkretniej to, że ludzie potrafią się oddolnie zorganizować i zdecydować, jak chcą upamiętniać historię w swoim najbliższym otoczeniu. I, o zgrozo, taka historia, oparta na własnym doświadczeniu, rodzinnej pamięci i przekazach z pokolenia na pokolenie jest niebezpiecznie odmienna od tej spisywanej w jedynym słusznym instytucie. Ani nie jest odpowiednio katolicka, ani z odpowiednim natężeniem narodowa, ani czarno-biała. Okropność.

Przypomnijmy: w mijającym tygodniu dwa wydarzenia przywróciły na czołówki newsowych serwisów przygasły już temat nazw ulic. Najpierw w Białymstoku rada miejska zmieniła kontrowersyjną – najdelikatniej mówiąc – nazwę ul. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” na ul. Podlaską. Potem rada Żyrardowa zdecydowała, że skasowana w 2017 r. ul. Jedności Robotniczej wróci do starej nazwy, a nowy patron, generał „Nil”, zostanie upamiętniony w innym miejscu.

Rekomunizacja! Triumf UB, uśmiech Stalina! Prawicowe media zatrzęsły się z oburzenia, a Adrian Zandberg, który ośmielił się wyrazić radość z powodu decyzji białostockich radnych, został zapisany w szeregi NKWD – i na nic całe zarzekanie się, że jego celem jest tylko europejskie państwo dobrobytu. Nie, proszę państwa. W obydwu przypadkach mieliśmy do czynienia – tylko i aż – z prostą demokracją w działaniu, oddolną inicjatywą wpisującą się w definicję i ramy pojęcia „samorząd lokalny”. Silne na Podlasiu mniejszości narodowe i wyznaniowe, dla których „Łupaszka” był mordercą, a nie obrońcą, konsekwentnie domagały się, by nie deptano publicznie ich uczuć, zyskały poparcie dla swojego postulatu nie tylko na lewicy, ale też wśród rozsądniejszych i ceniących sobie spokój społeczny liberałów, którzy uwzględnili tę sprawę w programie na wybory samorządowe, a po wygranych wyborach obietnicę zrealizowali. Tak samo mieszkańcy Żyrardowa, znający przeszłość swojego miasta, funkcjonującego przez dekady przy szpularniach, tkalniach i przędzalniach – postanowili upamiętnić tę historię i przekonali do tego radnych. Zdanie strony przeciwnej też przy tym uszanowano – nikt w mazowieckim mieście nie neguje pomysłu nazwania innej ulicy imieniem gen. Fieldorfa, a Rondo Żołnierzy Wyklętych w Białymstoku ma się znakomicie. Społeczeństwo obywatelskie w działaniu, czyż nie tak to miało wyglądać?

W teorii może tak, w praktyce prawica znowu pokazała, jak tę obywatelskość sobie wyobraża. Oddolne inicjatywy dobre są tylko wtedy, gdy polegają na oblewaniu czerwoną farbą czy rozbijaniu pomników znienawidzonych komunistów (względnie socjalistów/robotników/żołnierzy radzieckich). Krótko mówiąc – wtedy, gdy niczym nie różnią się jakościowo od wbijanej odgórnie do głów nacjonalistyczno-antylewicowej sztampy. Kiedy okazuje się, że ludzie nie chcą określać się wyłącznie w ciasno zdefiniowanych kategoriach dumnych Polaków, należy natychmiast ich skarcić i zdyscyplinować. Chętnie podejmują się tego zadania i „publicyści niepokorni”, i prawica „bardziej europejska”. Bez żadnego problemu znaleźli się wśród członków PO i bliskich tej partii dziennikarzy chętni do opieprzenia żyrardowskich radnych. Z tą jedynie różnicą, że ci zamiast wywoływać ducha Stalina eksplodowali moralnym oburzeniem: tak, można realizować oczekiwania wyborców, także w kwestii nazewnictwa, ale może bez przesady… Aktywność obywateli jest bardzo dobra, póki zmierza w jedyną słuszną stronę.

Jedna jeszcze nauka wypływa z tej ulicznej historii. Mieszkańcy Żyrardowa w swoim wniosku o przywrócenie dawnej nazwy napisali: „jedność robotnicza stanowi nasze dziedzictwo kulturowe” i zażądali, by upamiętnić lokalną „historię ruchu robotniczego, strajków pracowniczych”. Wykazali się w tym momencie większą odwagą niż 3/4 polskiej znowu obecnej w głównym nurcie lewicy, która takie sformułowania pięć razy by złagodziła, a potem opatrzyła zastrzeżeniami, co z robotniczych walk jest OK, a co już niekoniecznie. Zawsze na darmo: prawica i tak potem zakrzykuje wszystko wrzaskami o totalitaryzmie, Sowietach i niszczeniu cywilizacji. Więc może jednak warto mówić odważniej, również o teraźniejszości? To nie jest niemożliwe. Można się przeciwstawiać narodowo-konserwatywnej hegemonii nie tylko lokalnie i nie tylko w sprawie nazewnictwa. Dlaczego prawica z takim uporem majstruje przy historii? Zwyczajnie się boi, że ona się kiedyś powtórzy.

patronite

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Myślę, że stosunek do przywrócenia nazwy tej ulicy będzie testem prawdziwych poglądów lewicowych. Nie tylko dla partii, ale i poszczególnych ludzi deklarujących lewicowość.

    Szerzej, testem pokazującym istotnych zwolenników PiS.

    A jeszcze szerzej – pokazujący zwolenników i przeciwników kapitalistycznej kontrrewolucji 1989 roku.

  2. Żołnierze Wyklęci raczej się dziś kojarzą z żołnierzami I i II Armii Wojska Polskiego… tego się nacjonalistyczne prawactwo nie obawia?

  3. Bardzo dobre bezkompromisowe decyzje,które wiodą do stwierdzenia,czynić tak dalej i nie przejmować się szczekaniem.Karawana jedzie dalej i ma jechać dalej!!!

    1. burżuje zawsze bali się wolnego Ludu potrzebują tylko posłusznych niewolników

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski

Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…