Protesty i strajki na poziomie lokalnym i państwowym we Włoszech trwają nieustannie od dwóch miesięcy. Na dzień dzisiejszy nie było chyba grupy społecznej, która nie wyszłaby na włoskie ulice, by zamanifestować swój sprzeciw wobec polityki obecnego rządu Giuseppe Conte.
Już we wrześniu po wyborach regionalnych i referendum został zorganizowany strajk generalny przez związki zawodowe nauczycieli i studentów, który bezpośrednio odnosił się do chaosu wynikającego z niedostosowaniem placówek szkolnych do nowych normami narzuconych w związku z panującą pandemią. Jednocześnie wielu dyrektorów szkół skarżyło się na brak kadr, bo rząd i samorządy nie określiły jasnych kryteriów zatrudnienia, zwłaszcza w przypadku nauczycieli wspomagających w klasach integracyjnych. Wielu nauczycieli-prekariuszy, czyli bez podstaw zatrudnienia na czas nieokreślony zostało zatrudnionych dopiero w połowie października, podczas gdy w większości regionów szkoły były otwarte już od września. Jak informował zarząd regionalny CGIL regionu Lazio – takiego chaosu w szkolnictwie nigdy nie było we Włoszech. I nie wynika on sensu stricto z panującej pandemii. Szczególna sytuacja wyjątkowego stanu sanitarnego, jedynie ukazuje brak organizacji i patologie panujące w tym sektorze.
Do nauczycieli jeszcze we wrześniu dołączyli kierowcy komunikacji publicznej, którzy krytykowali brak przygotowaniu, głównie brak nakładów finansowych państwa w związku ze stanem wyjątkowym. Kursy szkolne miały być przynajmniej podwojone, co wiązało się z wynajęciem prywatnych autobusów. Było to realizowane bardzo różnie, w zależności od zasobów samorządów. Rządowe obietnice, niestety w tej kwestii pozostały w większości tylko obietnicami. Jak wielu komentatorów z prawa i lewa sceny politycznej mówili, że komunikacja publiczna była i jest priorytetem w realizowaniu strategii chroniącej włoskich obywateli przed zachorowaniami na koronawirusa. Więcej kursów zwiększa bezpieczeństwo uczniów szkół ponadpodstawowych, studentów i pracowników zwłaszcza na terenach metropolii, jak Rzym, czy Mediolan. Mediolan niespełna miesiąc po protestach pracowników sektora komunikacji publicznej zapłacił swoją cenę zwiększoną skalą zachorowań i sukcesywnymi ograniczeniami w funkcjonowaniu życia codziennego zmierzającego do totalnego zamknięcia miasta i Regionu Lombardii.
Protestowali też ekolodzy, nawołujący rząd do wdrożenia nowych technologii i strategii rewitalizacji środowiska naturalnego, recyklingu, jak też stworzenia systemowego rozwiązania w związku z odnawialnymi źródłami energii.
Na ulice wiecznego miasta jeszcze przed wybuchem drugiej fali pandemii we Włoszech wyszli pracownicy służby zdrowia, głównie pielęgniarki, którzy otwarcie komunikowali rządzącym i społeczeństwu, że nie chcą już być więcej bohaterami, chcą natomiast godnej i bezpiecznej pracy oraz wynagrodzenia adekwatnego do godzin, które muszą przepracować w obecnej sytuacji stanu wyjątkowego. Rząd obiecywał od początku pandemii, że będzie zatrudniał wszystkich w tym sektorze. Oczywiście część młodych, często świeżych absolwentów została zatrudniona na kilka miesięcy, bez wypłacanych nadgodzin. Najbardziej tragiczna sytuacja jest na południu Włoch, gdzie po prostu brakuje lekarzy – przez lata wyjeżdżali na północ kraju lub do Szwajcarii, czy Niemiec, gdzie otrzymywali lepsze wynagrodzenia. Czasami też zmuszeni przez prowadzoną politykę od kilkunastu lat przez kolejne ekipy rządzące, które sukcesywnie zamykały szpitale w mniejszych miejscowościach, a pracowników służby zdrowia prawie przymusowo wysyłali na samozatrudnienie. Mimo, że od marca, w związku z zaistniałą sytuacją pandemii obecny rząd zapowiada i prowadzi rozmowy, mające na celu upaństwowienie włoskiej służby zdrowia w związku z niewydolnością poniektórych samorządów, póki co żadnych konkretnych działań nie podjęto w tym kierunku.
Neapol – pierwsza linia ognia
Tuż po wrześniowych wyborach regionalnych Vincenzo De Luca, przedstawiciel centrolewicy, który po raz kolejny został wybrany na gubernatora regionu Kampania z ponad 70-procentowym poparciem, w swej copiątkowej odezwie do obywateli komentował sytuację następująco:
– Obecnie mamy 253 infekcji przy siedmiu tysiącach wymazów, co daje dodatni odsetek na poziomie 3,38 proc.. Przewidywania epidemiologów to dramatyczne +5000 infekcji do października, kiedy spodziewany jest szczyt nowej fali. Zamykam wszystko, jeśli alternatywą jest wybór między śmiercią na ulicy a radosnym spacerem.
Jak dalej wyjaśniał gubernator, bez obowiązkowych kontroli, które zostały wdrożone na polecenie rządu centralnego, sytuacja byłaby jeszcze bardziej dramatyczna. A tak w końcu października zarażonych w Kampanii to dotychczas niewiele ponad 11 tys. Prognozy epidemiologów do 21 października przewidywały wzrost o około 500 zakażeń, podczas gdy regionalne szpitale mogły przyjąć 940 pacjentów Covid bez poważnych objawów, czyli w tryb opieki nie wymagającej intensywnej terapii.
Tak pokrótce informował mieszkańców swojego regionu, nawołując tym samym do brania pełnej odpowiedzialności za swoje zachowania, sugerując środki ostrożności zawsze i wszędzie. Jeszcze pod koniec września Vincenzo De Luca rozpoczął swoją swoistą wojnę z rządem, wzywając, by policja i straż miejska traktowały sprawy pandemii priorytetowo, a ministerstwo nie tłumaczyło, że „są inne zadania”. Od początku października gubernator de Luca, nie zważając na rządowe rozporządzenia, ustanawiał czerwone strefy, wprowadzał ograniczenia w przemieszczaniu się między miastami i miasteczkami – dozwolone są tylko te konieczne ze względu na pracę lub zdrowie. Wprowadził naukę online w szkołach, gdzie były przypadki zarażenia koronawirusem, mimo że minister edukacji i szkolnictwa wyższego Lucia Azzolina jasno informowała, że zamknięcie szkół to ostateczność, bo pozbawienie młodzieży edukacji w klasach destrukcyjnie wpływa na relacje społeczne i psychikę.
22 października de Luca, wyprzedzając rządowy dekret wprowadza restrykcje w swoim regionie i w samym Neapolu. Od 23.00 do 5.00 obowiązuje zupełny zakaz jakiejkolwiek aktywności i wychodzenia z domu. Ustanawia zakaz przemieszczania się po regionie, jeśli nie dotyczy to pracy czy zdrowia. Sukcesywnie przechodzi na system online we wszystkich szkołach, ostatecznie zamyka również przedszkola. Ogranicza godziny otwarcia centrów handlowych i sugeruje, że w najbliższym czasie trzeba będzie ogłosić powszechny lockdown w całym regionie. W nocy 23 października na ulicach Neapolu dochodzi do licznych demonstracji. Na początku pokojowych; swoją niezgodę na ograniczenia w związku z pandemią manifestują pracownicy sektora gastronomicznego. Jednak w dość szybkim czasie manifestacja wymyka się spod kontroli za sprawą skrajnie prawicowych bojówek, rozpylających race dymne i podpalających kontenery ze śmieciami. Niektóre media sugerują, że frakcje neofaszystowskie były zorganizowane przez środowiska neapolitańskich mafiosów. Ostatecznie dochodzi do starć z policją i aresztowań.
Roberto Saviano, autor słynnej Gomorry, w programie Che tempo che fa ostro skrytykował politykę gubernatora Kampanii, wskazując na ogromny problem społeczny, jak mafia i praca w szarej strefie, która w obliczy lockdownu nie gwarantuje, żadnych zabezpieczeń ze strony państwa. Jak mówi Saviano, mafia w Neapolu już czeka, żeby przejąć upadające biznesy i bankrutujących przedsiębiorców w czasie pandemii koronawirusa. Jak widać i tym razem stan wyjątkowy pokazuje patologie funkcjonowania państwa.
Dzisiaj Kampania nie jest już najbardziej dotkniętym zakażeniami regionem we Włoszech. Być może ograniczenia przyniosły jakiś efekt. Ale zupełnie pięknie nie jest, Kampania zmaga się z brakiem anestezjologów. Jak mówi gubernator: jestem sam na polu walki, mimo że zgłaszałem rządowi problem z personelem. Bez odzewu. Na poziomie samorządu stworzyliśmy nowe miejsca dla pacjentów z koronawirusem, żeby nie zabierać pacjentom z innymi chorobami miejsc na oddziałach. Otwieramy zamknięte szpitale, kliniki prywatne udostępniają nam swoje struktury. Jestem zmuszony dzisiaj zatrudniać emerytowanych lekarzy, żeby walczyć o zdrowie mieszkańców mojego regionu. I wciąż jestem krytykowany za podejmowane decyzje.
W absurdach dekretów premiera
25 października, trzy dni po restrykcyjnym rozporządzeniu de Luci, premier Conte również decyduję się na podjęcie bardziej drastycznych kroków w związku z rosnącymi przypadkami zakażeń w innych regionach, gdzie prym, tak, jak w marcu wiedzie Mediolan z regionem Lombardii, jak i pozostałe regiony północnych Włoch.
Dekret rządowy ustanowił, że zostają zamknięte kina i teatry, oraz siłownie, baseny, kluby fitness itp. Ograniczone zostały godziny pracy restauracji do 18. Po tej godzinie tylko obsługa na wynos. Szkoły ponadpodstawowe jedynie w 25 proc. mają mieć zajęcia online i sugeruję się naukę popołudniową, jednocześnie ustanawiając, że uczniowie tych szkół nie mogą rozpocząć lekcji wcześniej niż o 9.00, żeby tym samym odciążyć transport publiczny. Kościoły i muzea mają pozostać otwarte. Zakazana jest jakiekolwiek aktywność w godzinach między 23.00 a 5.00, a w centrum dużych miast, jak na przykład Rzym, nawet od 21.00. Od ubiegłego tygodnia ruszyła wzmożona fala protestów, manifestacji wszystkich grup pracowniczych. Scenariusz z Neapolu najpierw powtórzył się na ulicach stolicy Włoch, a następnie w innych większych miastach jak Florencja, czy Mediolan: zaczęło się od pokojowych aktów niezgody, potem zaczęły się poważne starcia chuliganów ze służbami policji. Ludzie teatru i filmu manifestowali swoją niezgodę, że rząd pozbawia ich pracy, jednocześnie pozostawiając otwarte muzea. Właściciele restauracji nie zgadzali się na zamykanie o godz. 18.00, tłumacząc, że zainwestowali swoje pieniądze, żeby dostosować swoje lokale do obowiązujących norm, a teraz nie mogą pracować. W gastronomii dochodzi obecnie wręcz do aktów anarchicznych: właściciele po prostu nie zamykają swoich działalności, mówiąc, że będą płacić mandaty.
2 listopada w samo południe premier Włoch, Giuseppe Conte odczytuje nowy dekret rządu w związku z istniejącą pandemią: W świetle najnowszego raportu jesteśmy zmuszeni interweniować ze względów na środki ostrożności. Strategia musi być modulowana zgodnie z krytycznymi warunkami na różnych terytoriach, biorąc pod uwagę wysokie ryzyko rozprzestrzeniania się i niewydolność służby zdrowia. Konieczne będzie wprowadzenie zróżnicowanego reżimu w oparciu o różne scenariusze regionalne, będą trzy obszary ryzyka: włączenie każdego regionu do jednego lub drugiego zostanie zadekretowane rozporządzeniem Ministerstwa Zdrowia.
Na całym terytorium kraju centra handlowe zostaną zamknięte w święta państwowe i dzień przed świętami, z wyjątkiem kiosków, sklepów tytoniowych, aptek i sklepów z artykułami spożywczymi. Zamknięte zostaną również salony gier i punktów bukmacherskich, tak samo muzea i wystawy, co zmniejszy nawet o 50 proc. przepustowość lokalnego transportu publicznego. Zostaną wprowadzone również ograniczenia w przemieszczaniu się do i z regionów wysokiego ryzyka, z wyjątkiem udowodnionych potrzeb w związku z nauką, zdrowiem lub pracą. Zostaną wprowadzone ograniczenia w przemieszczaniu się późnym wieczorem na terenach miast. Istnieje możliwość, że szkoły średnie i ponadgimnazjalne również przestawią się całkowicie na kształcenie online na krótkie okresy czasowe. W przypadku regionów o wyższym ryzyku będą występować dalsze restrykcyjne sytuacje w odniesieniu do współczynnika ryzyka. Priorytetem jest obrona życia i zdrowia obywateli.
Interpretując ostatnie rozporządzenie rządu, można stwierdzić, że fale protestów zrobiły swoje, a rząd nie posuwa się do ostatecznych środków, znanych z tegorocznej wiosny, czyli totalnego zamknięcia państwa. Jak mawiają sami Włosi, czas śpiewających balkonów minął bezpowrotnie, teraz będziemy krzyczeć na ulicach. Jednocześnie premier dając dużą autonomię regionom, umywa, jakby ręce od odpowiedzialności za państwo.
Dzisiaj, 2 listopada mija 45 lat od zabójstwa w Ostii P.P. Pasoliniego. Ciekawe, co dzisiaj powiedziałby ten wybitny włoski intelektualista, poeta i artysta? Czy tradycyjnie stanąłby po stronie gniewu ludu, krytykując władzę? Gdzie i jak szukałby prawdy o pandemii koronawirusa?
BRICS jest sukcesem
Pamiętamy wszyscy znakomity film w reżyserii Juliusza Machulskiego „Szwadron” …