Parlament Europejski przyjął rezolucję wzywającą polski rząd do przestrzegania zasad praworządności i praw podstawowych, zapisanych w Traktacie o Unii Europejskiej. Za rezolucją głosowała wyraźna większość eurodeputowanych. Europosłowie zwrócili uwagę między innymi na zawłaszczenie Trybunału Konstytucyjnego przez władzę, łamanie Konstytucji RP, zagrożenie zasad demokracji i praworządności w Polsce. Zaapelowali też do polskich władz o przestrzeganie prawa do wolności zgromadzeń, obronę praw kobiet i dziewcząt poprzez zapewnienie bezpłatnej i dostępnej antykoncepcji oraz udostępnienie antykoncepcji doraźnej bez recepty. Wezwali również polskie władze do potępienia faszystowskiego, ksenofobicznego marszu 11 listopada w Warszawie. Wszystkie te zastrzeżenia wydają się oczywiste dla lewicowych, liberalnych, a nawet centroprawicowych środowisk. Tymczasem prawie wszyscy polscy posłowie wstrzymali się od głosu, a nieliczni, którzy głosowali za rezolucją, gęsto tłumaczą się ze swojej decyzji.
Skąd tak dziwna decyzja europosłów PO, PSL i SLD? Otóż niestety PiS-owi tak bardzo udało się narzucić ramy debaty publicznej, że politycy opozycji przyjęli narrację, zgodnie z którą jakakolwiek krytyka PiS-owskiej władzy na forum międzynarodowym jest ciosem w dumny polski naród. Nagle posłowie opozycji zapomnieli, że Polska jest w Unii Europejskiej, że w europarlamencie istnieją różne frakcje, które się dzielą w oparciu o poglądy, a nie tylko kraje, i przede wszystkim, że zarzuty PE wobec PiS-owskiej władzy są słuszne. Wszystko to okazało się nieważne przy groteskowym, histerycznym krzyku polityków PiS-u o targowicy, zdradzie narodowej, ataku na polskie wartości, uderzeniu w naszą suwerenność. Zamiast wykpiwać ten bzdurny pokaz kompleksów i nieporadnego uzasadniania autorytarnych ciągotek prezesa Kaczyńskiego, SLD, PSL i PO podkuliły ogon i pokornie ogłosiły, że Polakowi nie wolno atakować Polaka.
Trudno zrozumieć tę decyzję opozycji przede wszystkim dlatego, że politycy SLD czy PO na co dzień piętnują PiS dokładnie za to, co pojawiło się w rezolucji. Warto też pamiętać, że PiS przez lata skarżył do instytucji unijnych poprzednie rządy i nigdy nie zwracał uwagi na konsekwencje takich działań. Skargi do instytucji unijnych dotyczyły katastrofy smoleńskiej, rzekomego dyskryminowania Telewizji Trwam czy wyborów samorządowych w 2014 roku. Najbardziej spektakularnym atakiem rządu PiS na Polaka w instytucjach unijnych była próba obalenia kandydatury Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej.
Ale warto też pamiętać o tym, że skargi przeciwko władzom poszczególnych krajów są jednym z praw, które przysługują nam jako obywatelom, politykom czy członkom związków zawodowych. Polska podpisała wiele międzynarodowych dokumentów prawnych dotyczących praw człowieka i obywatela, a obowiązkiem każdej władzy jest przestrzeganie ich. Do samego Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu co roku z Polski spływa ponad 2 tys. skarg i mało kto zarzuca osobom skarżącym się, że są „antypolskie”, a przecież za przegrane procesy płaci właśnie polskie państwo. Również związki zawodowe odwołują się do instytucji europejskich, wskazując na przykład na łamanie rozmaitych konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy. Wiele organizacji pozarządowych powołuje się na stanowiska Komisji Europejskiej, która niekiedy broni bardziej korzystnych rozwiązań dla mieszkańców Polski niż nasze rządy. Skargi kierowane są też do wielu agend Organizacji Narodów Zjednoczonych czy do Amnesty International. Atakowanie tych skarg jako „uderzających w Polskę” to umacnianie wizji Polski jako kraju zamkniętego, autorytarnego i nacjonalistycznego. Można jeszcze zrozumieć, że takiej wizji kraju broni ksenofobiczne, ultraprawicowe Prawo i Sprawiedliwość, ale trudno pojąć, że podpisują się pod nim również partie centroprawicowe, liberalne czy nawet lewicowe.
Zamiast wraz ze swoimi sojusznikami europejskimi atakować autorytarną władzę, polska opozycja dała się zaszantażować zaściankowej, nacjonalistycznej narracji obozu rządzącego. W ten sposób wysłała mocny sygnał, że my jako obywatele nie możemy na nią liczyć w sporze z rządem, że szantaż jedności narodowej działa mocniej niż realne problemy wielu środowisk będących ofiarami nagonek Prawa i Sprawiedliwości. Rolą opozycji jest krytykować władzę i kreślić wobec niej alternatywy. Niestety tym razem europarlamentarzyści PO, PSL i SLD okazali się przystawkami rządu
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…
A co może komu zrobić rezolucja PE?
to pokazuje że pisuary będą rządzić dalejjjjjj bo niema opozycji
Wsiowy hitlerek już dopiął swego – nawet „opozycja” boi się głosować przeciw.
solidaruchy to RAK trawiący Polskę od 1989 roku
:DDDDDDDDDDDDDDDD
Echch, ta tryskająca zdrowiem PRL :DDDD
Właśnie dopływały by pomarańcze z bratniej Kuby – i cały kraj się zastanawiał – zdążą przed świętami?