„Zanim gruby schudnie, to chudy zdechnie”- tak skomentował Walery Sołowiej, profesor Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (MGIMO), europejskie nadzieje na skuteczność antyrosyjskich sankcji.
Dla wyjaśnienia. Gruby to Rosja, chudy to Ukraina.
Nic dziwnego, że wystąpienie Sołowieja zostało „wybuczane” podczas styczniowego IX Forum Europa – Ukraina przez słuchających go Ukraińców. A reprezentująca „chudych” Oksana Syroid, wiceprzewodnicząca ukraińskiego parlamentu, oprotestowała wypowiedzi zaproszonych na Forum prokremlowskich „grubych”. Niepotrzebnie. Jeśli Ukraińcy chcą być w Unii Europejskiej, a w trakcie Forum co i raz to deklarowali, muszą przyzwyczaić się do konfrontacji z „grubymi” na podobnych forach. Dyskusja nie polega na wygłaszaniu jedynie podobnych poglądów.
W Łodzi, podczas IX Forum, kurtuazyjnego dążenia do zbieżności nie było. To stanowiło jego wartość. Podczas czterdziestu dyskusji politycy i politolodzy z Ukrainy, Rosji, Serbii, państw Unii Europejskiej, Gruzji, Armenii i USA mogli swobodnie zaprezentować swe stanowiska. Najbardziej otwarcie czyniła to niewielka reprezentacja „grubych” i pobudzeni tym, licznie przybyli do Polski „chudzi”.
– Zabór Krymu był bezprawny, ale sprawiedliwy – tak skomentował agresję Rosji na Ukrainę profesor Sołowiej. I zapewnił, że Rosja zabranego Krymu nikomu nie odda. Co do przyszłości regionu Donbasu, to może on być „specjalną strefą” w państwie ukraińskim. Dla Rosji zaś – również barometrem pokazującym, jak państwo ukraińskie przestrzega i zamierza przestrzegać praw mniejszości narodowych. Zwłaszcza rosyjskojęzycznych.
– Jeśli Ukraina chce być państwem o ustroju federacji – wtórował Sołowiejowi, reklamujący się jako „doradca prezydenta Putina” analityk i polityczny happener profesor Sergiej Markow – to powinna dążyć do spełniania wszystkich federacyjnych standardów jak każde państwo Unii Europejskiej. Skoro Ukraina wprasza się do UE.
Dlatego Ukraina powinna jak najszybciej wprowadzić u siebie zachodnie zasady federalizmu, przestać prześladować mniejszości narodowe, nadać wszystkim językom równy status, zwłaszcza dyskryminowanemu językowi rosyjskiemu. Zapewnić udział reprezentantów mniejszości narodowych we władzach przedstawicielskich. A także zakazać działania organizacji faszystowskich i radykalnie nacjonalistycznych. No i przeprowadzić prawdziwie demokratyczne wybory. Na początku powinny być w Donbasie.
Rosyjskie elity polityczne, co było podczas Forum widać, stają się najgorętszymi strażnikami monitorującymi przestrzeganie standardów Unii Europejskiej na Ukrainie. Bywają ważniej europejscy niż misje OBWE. I tu jest „Mińsk” pogrzebany.
Pan prezydent Andrzej Duda przed swą ubiegłoroczna wizytą w Kijowie, obiecywał dumnym Polkom i Polakom, że załatwi nad Dniestrem udział Rzeczpospolitej w „formacie normandzkim”. Czyli dokooptowanie Warszawy do grona państw spotykających się i nadzorujących przestrzeganie „porozumień mińskich”. Czyli zaplanowanych działań prowadzających do unormowania relacji Kijów- Moskwa. Na szczęście prezydent Poroszenko wybił to prezydentowi Dudzie, czyli prezesowi Kaczyńskiemu, z głowy.
Jednym z punktów mińskiego porozumienia jest ukraińskie zobowiązanie do przeprowadzenia wolnych wyborów w regionie Donbasu. Ukraińskie elity polityczne już wiedzą, że takich wyborów nie uda się tam w najbliższych latach przeprowadzić. Bo państwo ukraińskie nie kontroluje granicy z Rosja, zwłaszcza w regionie Donbasu. I każdy tam wie, że Rosja do pełnej kontroli granicy przez Ukraińców może nie dopuścić.
Zatem, jak uważa były minister obrony narodowej Anatol Hrycenko, w Donbasie nie da się przeprowadzić wolnych wyborów. Chociażby dlatego, że partie boją się o życie swoich kandydatów, robiących kampanię na niekontrolowanym terytorium. Hrycenko uważa też, że porozumienie w Mińsku od początku było martwe, bo to jest jedynie chytry plan Putina. Dlatego Ukraińcy powinni je długo negocjować, grać na czas. Ale nie wprowadzać go w pełni w życie.
Ukraina, wzorem dawnej Republiki Federalnej Niemiec, powinna umieścić w swojej Konstytucji zapis o przywróceniu oderwanych ziem ukraińskich. O Krymie i Donbasie. Robić swoje. Reformować państwo, zbroić swą armię. I czekać na osłabienie Rosji. Zresztą, zdaniem Hrycenki, porozumienie mińskie można uznać za nieprawne, bo podpisał je tylko były prezydent Leonid Kuczma. Wedle ukraińskiej konstytucji taki akt powinien ratyfikować Sejm. To daje ukraińskim politykom możliwość kwestionowania „Mińska” w przyszłości.
Ukraina, zdaniem przewodniczącej Oksany Syrodi, jest nadal w stanie wojny z Rosją. I oczekuje od Unii Europejskiej i USA wsparcia nie tylko dyplomatycznego. Także militarnego. Wspierał jej stanowisko Phillip Karbera, prezydent „The Potomac Foundation”, amerykański ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego. Karbera zachwycał się sprawnością intelektualną Ukraińców, okazywaną przy obsłudze przekazywanego im nowoczesnego sprzętu wojskowego. Wbrew pozorom, Ukraińcy to nie są jakieś wschodnie dzikusy. Nawet skomplikowane radary potrafią szybko nauczyć się obsługiwać.
Tonami pacyfistycznymi wiało za to od strony Unii Europejskiej. Od reprezentantów Republiki Czeskiej. Generalnie im dalej na zachód od Czech leżała Ojczyzna dyskutanta, tym silniejszy był pojednawczy wobec Rosji ton. Wyrażany pomiędzy wierszami był pogląd „zróbmy porządek z państwem islamskim z pomocą Rosji (niestety), a potem wrócimy do ukraińskich problemów”. Zwłaszcza, że tam regularnej wojny już nie ma. Niechaj elity ukraińskie wykorzystają dany im czas i się intensywnie zreformują.
„Chudzi”, lecz inteligentni Ukraińcy raz po raz deklarowali, że oni złudzeń już nie mają. Wiedzą, że tak naprawdę mogą liczyć tylko na siebie. Bo chociaż Zachód pogrozi trochę Rosji zbijanymi cenami ropy naftowej, to wojsk na Ukrainę nie wyśle. Elity ukraińskie uroczyście publicznie pochwali, pogłaszcze za postęp w „wdrażaniu reform”. A potem zaleci kolejną dawkę szokowej terapii.
I przyśle kolejne misjonarskie „brygady Marriotta”, pouczające „chudego”, jak lekarstwa zażywać, czujnie obserwując stan kondycji reformowanego. Niestety wojna w Syrii zdewaluowała politycznie wojnę na Ukrainie. Skazała ją na drugorzędność w rankingu światowych konfliktów.
Chudemu zewsząd wiatr w oczy.
[crp]Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…
tymczasem na upainie:
„Minister rozwoju gospodarczego i handlu Ukrainy Aivaras Abromaviczius oświadczył w środę, że w związku z blokowaniem reform ustępuje ze stanowiska. Pochodzący z Litwy polityk ogłosił, że nie może pracować, gdy jego działania są „aktywnie” bojkotowane.”
1/2/16 wieczorem francuska telewizja Canal+ wyemitowała film śledczy „Maski rewolucji” wbrew woli Kijowa. Film „Maski rewolucji” przedstawia specjalne śledztwo w sprawie wydarzeń na Ukrainie w „rewolucyjnym” 2014 roku. Pod koniec stycznia ambasada Ukrainy we Francji wystąpiła do Canal+ o zmianę decyzji w sprawie emisji filmu.
http://rutube.ru/video/f05245e879654062e7cb0a607723afbd/?ref=search