18 czerwca opustoszało wiele polskich sądów . Protestowali sądowi urzędnicy.
Na co dzień w sądach niemal ich nie zauważamy. Popychają wózki z aktami, wyciągają potrzebne nam akta w czytelniach, dbają o terminowe wysyłanie pism. Sądowi urzędnicy są w sądach niezbędni – a zarabiają śmieszne pieniądze, za które nie są w stanie się utrzymać. Urzędnicy na niższych stanowiskach – protokolanci, pracownicy sekretariatów – są wynagradzani skandalicznie nisko. Hasło protestu to: „Dość pracy za grosze”.
Protest polegał na strajku włoskim, wzięciu urlopu na żądanie albo na honorowym oddawaniu krwi, za które przysługuje dzień wolny. W niektórych sądach do pracy nie przyszło dzisiaj nawet 70 proc. urzędników. Sędziowie, elegancko uprzedzeni o możliwym proteście, przewidująco nie wyznaczali na ten dzień rozpraw, więc sam protest nie był specjalnie dokuczliwy. Ale, jak podkreślają związkowcy ze Związku Zawodowego Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości, czas może jednak skończyć ograniczanie się do eleganckich i mało dotkliwych form protestu. Strach pomyśleć, co się stanie, jeżeli kolejny protest, nawet w tak łagodnej formie, powtórzy się bez zapowiedzenia.
Indywidualnie sędziowie i adwokaci popierają postulaty urzędników. Próżno jednak szukać na stronach internetowych organizacji adwokackich czy sędziowskich wyrazów poparcia o charakterze instytucjonalnym.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…