30 czerwca zszedł ze sceny białoruskiego teatru im. Jakuba Kolasa spektakl Franciszka Olechnowicza „Cień naszych myśli…”. Sztuka była wystawiana przez ponad dwa lata. To przyczynek do ożywionej dyskusji o białoruskiej historii.
Olechnowicz, do którego twórczości wraca białoruska oficjalna polityka kulturalna, był dramaturgiem, poetą i pisarzem zaangażowanym w białoruski ruch narodowy. Z tego powodu był zmuszony do wyjazdu z obszaru zaboru rosyjskiego w 1907 roku. Powrócił na mocy amnestii. Po 1918 roku mieszkał na ziemiach polskich, pozostając niezmiennym krytykiem narodowościowej polityki władz II Rzeczypospolitej. Po wojnie 1920 roku przyjął obywatelstwo ZSRR, był represjonowany. W latach 1941-42 współpracował z władzami hitlerowskimi wydając białoruską gazetę „Biełaruskij hołas”, finansowaną przez niemieckie władze okupacyjne i działając w nacjonalistycznej Białoruskiej Partii Narodowej, blisko współpracującej z nazistami. Został zastrzelony najprawdopodobniej za kolaborację w 1944 r. przez nieznanych sprawców – historycy wskazują AK lub NKWD.
Tak niejednoznaczną moralnie postać obecne władze Białorusi postanowiły przywrócić narodowej pamięci. W opisie wystawianej w Witebsku sztuki w biogramie Olechnowicza wiele mówi się o jego twórczości i represjach ze strony władz ZSRR, za to pomija się całkowicie współpracę z hitlerowcami.
W tym aspekcie nie dziwi, że z występami z dramatem Olechnowicza teatr z Witebska był uroczyście przyjmowany w Wilnie, gdzie wystawiał „Cień naszych myśli…”. W wydarzeniach, które można przedstawić jako antyrosyjskie, Litwini biorą udział z chęcią.
Na samej Białorusi trwa właśnie dyskusja w części mediów o roli Olechnowicza w kulturze Białorusi i o instrumentalnym, bo politycznym traktowaniu jego dramatów.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Jak to łatwo napisać, że współpracował z Niemcami. Ot, taki białoruski banderowiec. I ta nagroda jego imienia to też nie od dzisiaj. Jeszcze w 2009 roku otrzymal ją Zenon Pazniak. Sam Alechnowicz to nietypowy wprawdzie, ale też nie odbiegający bardzo od innych Białorusin, poszukujący narodowej i politycznej tożsamości. Urodzony wilnianin, z którym wiązał sie przez całe życie, aż do samej śmierci w Wilnie. Zdążył jednak poznać w czasie studiów Kraków. W 1926 roku, podczas wyjazdu do Mińska, postanowił tam pozostać. Wkrótce jednak zostal aresztowany i zesłany na znane Sołowki, pierwszy łagier, założony z inicjatywy samego wodza rewolucji w siedzibie dawnego monastyru prawosławnego na wyspie pośród Białego Morza. W czasie pobytu w więzieniu, jeszcze w mińsku, dowiedział sie o kulisach zabójstwa sowieckiego posła w Warszawie, Wołkowa. Wymieniony za staraniem przyjaciół za komunistę, powrócił po siedmiu latach lagru i nadal zamieszkał w Wilnie. W czasie okupacji związany politycznie z Niemcami, podobnie zresztą, jak część wileńskiego środowiska Litwinów. A że wystawiono jego sztuke i szla przez dwa lata. pozazdrościc. Nawiasem, co można pomyśleć o Polakach, którzy lansowali pogląd, że było z Hitlerem iść na Stalina i uczestniczyć w zwycięskiej paradzie w Moskwie, czy o złotej myśli, „Lepiej żadnej Polski, niż czerwona”? Ten ostatni zresztą w czasie okupacji Wilna przez Niemców też tam publikował. Tyle, że przeżył, był na ekshumacji ofiar polskich oficerów w 1943 roku w Katyniu i dożył sędziwego wieku. Meandry patriotyzmu są bardziej zawile, niż zakręty rzeki, która dala tą nazwę. A odrodzenie narodowe na Białorusi warto śledzić. Jakoś z trudem przychodzi im przyznać, że to Sapieha i Drucki-Lubecki mieli więcej do powiedzenia w Rzeczypospolitej, niż wielkopolanie Opaliński i Leszczyński na Białorusi. Polacy też zresztą z tego nie zdają sobie sprawy.
ciekawe jakaś moda w Europie śr. im większy bandzior tym bardziej się go czci