Już dwie centrale związkowe prowadzą spór zbiorowy z wojewodą lubelskim w sprawie podwyżek dla pracowników urzędu wojewódzkiego. Także niezrzeszeni pracownicy mają dość sytuacji, w której, jak napisali w liście pod koniec ubiegłego roku, pracują za „miskę ryżu i szklankę wody”.

Członkowie korpusu służby cywilnej od ponad sześciu miesięcy twierdzą, że ich wynagrodzenia są żenująco niskie, a przede wszystkim – nie rosną mimo rozszerzania się zakresu urzędniczych obowiązków. NSZZ „Solidarność” rozpoczęła procedurę sporu zbiorowego jeszcze w czerwcu 2018 r. Potem pracownicy w okresie letnim organizowali swoją wersję „czarnego protestu”, przychodząc do pracy w ciemnych strojach, a także napisali list do Mateusza Morawieckiego. Wszystko na nic. – Stale rosną oczekiwania wobec nas, dochodzą nowe zadania, a płace od 2009 roku stoją w miejscu – podsumowywała sytuację Elżbieta Kurzępa z „Solidarności”.

Pod koniec ubiegłego roku do wojewody lubelskiego Przemysława Czarnka desperacki list napisali pracownicy niezrzeszeni w żadnym związku. Przypominają w nim, że jako członkowie korpusu służby cywilnej nie mają prawa ani strajkować, ani publicznie zająć stanowiska w sprawach politycznych. – Musimy nawet w czasie prywatnym stosować zasady Kodeksu Etyki w służbie cywilnej. W zamian za tę służbę przysługuje nam godziwe wynagrodzenie. Czy naprawdę służba ta oznacza przysłowiową miskę ryżu i szklankę wody?! – pytają w cytowanym przez lubelską „Gazetę Wyborczą” liście.

Obecnie nie jest rzadką sytuacja, gdy urzędnik najniższego szczebla służby cywilnej zarabia najniższą krajową (2250 zł brutto) lub niewiele więcej. Dotyczy to zresztą nie tylko zatrudnionych w administracji państwowej w Lublinie, ale też innych miast, nawet instytucji z siedzibą w Warszawie. Protestujący ze stolicy województwa lubelskiego domagają się podwyżki w wysokości 1000 zł brutto.

Według OPZZ, który wszedł z wojewodą w spór zbiorowy 7 stycznia, to i tak za mało: największa centrala związkowa w Polsce żąda, by płace wszystkich wzrosły o 1000 zł, ale netto.

Co na to wojewoda Przemysław Czarnek? W ostatnich miesiącach jego nazwisko pojawiało się w mediach raczej w kontekście sporów o historię i „obrażanie narodu polskiego”, cytowano też jego podziękowania dla sądu, który zakazał przeprowadzenia w Lublinie marszu równości (wyrok ten został uchylony w wyższej instancji). Teraz jednak reprezentant rządu we wschodnim województwie stara się przedstawiać jako człowiek autentycznie zatroskany o pracowników. W rozmowie z „GW” twierdzi, że już rozmawiał z ministrem spraw wewnętrznych i zwracał mu uwagę na fakt, że przy tak niskich płacach za chwilę zabraknie chętnych do korpusu służby cywilnej. Równocześnie jednak zastrzega, że to na poziomie centralnym są ustalane płace takich pracowników.

W budżecie na r. 2019 przewidziano pewną pulę na podwyżki dla urzędników. Za małą, by realnie ulżyć protestującym z Lublina – ich urząd ma dostać na podwyżki jedynie 6 proc. więcej. A tymczasem niezadowolenie pracowników służby cywilnej rośnie – wielu z nich naprawdę szczerze liczyło na to, że „dobra zmiana”, mówiąc tak wiele o interesie państwa polskiego, naprawdę odblokuje ich płace.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. I takie to państwo, jak i stwierdził Merlin Monroł miejscowego rządu: tyrać za miskie ryżu.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…