W kwietniu tego roku protesty zmiotły ze stołka prezydenta Algierii Abd al-Aziza Buteflikę, faktycznie niezdolnego już do rządzenia. Potem przez kolejne miesiące demonstranci wzywali do tego, by razem z nim odszedł cały krąg przybocznych i współpracowników. Dziś demonstrują ponownie, bo są przekonani, że wybory prezydenckie zaplanowane na 12 grudnia będą fikcją.

Nie chodzi nawet o klasyczne wyborcze fałszerstwa, a o listę kandydatów. Z 23 zgłoszonych polityków tylko pięciu otrzymało ostatecznie zgodę centralnej komisji wyborczej na start; oficjalnie tylko im udało się spełnić wymóg zebrania 50 tys. podpisów poparcia mieszkańców 50 różnych jednostek administracyjnych Algierii. Na krótkiej liście nie ma żadnego przedstawiciela ruchów protestu, nikogo, kto nie miałby związków z rządami Butefliki. Abd al-Madżid Tebun oraz Ali Benflis byli premierami, Azz ad-Din Mihubi – ministrem kultury, Abd al-Kadir Bindżrin kierował resortem turystyki, zaś Abd al-Aziz Belaid przez wiele lat działał w Narodowym Froncie Wyzwolenia Algierii, zanim odszedł z niego 10 lat temu i założył własną partię, raczej nie odnoszącą sukcesów.

Protestujący uważają więc, że wybory to zasłona dymna, a skorumpowana elita, zagarniająca dla siebie większość dochodu kraju, nie ma zamiaru dzielić się ze społeczeństwem. Dziś na ulicach Algieru są znowu tysiące ludzi: młodzi bezrobotni i studenci, inteligencja wykonująca słabo płatne, choć wymagające wykształcenia i wiedzy zawody, pracownicy starający się wiązać koniec z końcem. „Nie dla wyborów z udziałem gangów” – to jedno z głównych haseł.

Demonstracje w Algierii odbywają się cyklicznie od 22 lutego, niemalże co tydzień, zwykle w piątki, nie tylko w Algierze, ale i we wszystkich większych miastach kraju. Nieformalnie przewodzi im struktura o nazwie Hirak (w miejscowym dialekcie języka arabskiego – ”ruch”), ukształtowana w toku protestów. Postulat protestujących jest tyleż jasny, co trudny do realizacji – chcą, by cała elita skupiona niegdyś wokół Butefliki odeszła. Tymczasem, chociaż ruch nie wygasa, politycy i wojskowi ze starej gwardii nadal zamierzają go przeczekać i są przekonani, że to się uda, tym bardziej dlatego, że Hirak i jego sympatycy konsekwentnie wyrzekają się stosowania jakichkolwiek form przemocy. Ignorowanie demonstracji może jednak doprowadzić do radykalizacji ruchu: dziś podczas demonstracji w portowym mieście Mustaghanam apelowano o przystąpienie do strajku generalnego, począwszy od 8 grudnia.

Wybory 12 grudnia odbędą się zapewne według planu, chociaż komentatorzy nie mają wątpliwości: frekwencja będzie bardzo niska, a legitymacja nowego prezydenta bliska zeru.

patronite
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ławrow: Zachód pod przywództwem USA jest bliski wywołania wojny nuklearnej

Trzy zachodnie potęgi nuklearne są głównymi sponsorami władz w Kijowie i głównymi organiza…