Walka pracowników o należne im prawa i godne traktowanie wkroczyła w Argentynie w nową fazę. Nadal trwa rozpoczęty wczoraj 24-godzinny strajk generalny. Tymczasem prezydent Mauricio Macri i jego obóz polityczny pokazali, że nie zamierzają liczyć się ze zdaniem obywateli. Ustawa emerytalna, której dotyczyły protesty, została właśnie przegłosowana.

Argentyński prezydent Mauricio Macri, neoliberał i milioner, chce całkowicie zmienić zasady wyliczania emerytury i podnieść wiek emerytalny do 70 lat. Związki zawodowe przekonują, że po przyjęciu nowego systemu dziesiątki tysięcy obywateli otrzymają w podeszłym wieku żenująco niskie kwoty. Prezydent nie starał się nawet merytorycznie dyskutować z ich argumentami. Na okrągło powtarza, że reforma jest konieczna – tak jak wcześniej konieczne były masowe cięcia zatrudnienia w budżetówce i inne antyspołeczne zmiany – bo Argentyna musi „odzyskać konkurencyjność”, „przyciągać inwestorów” itp. Reformę emerytalną przyjął już Senat, głosowanie w niższej izbie parlamentu w czwartek zostało przerwane, gdyż na ulice Buenos Aires wyszło, na wezwanie największych central związkowych, 100 tys. wściekłych obywateli i obywatelek, a gdy policja usiłowała ich rozpędzić, doszło do zamieszek.

Macri przełożył wówczas debatę i głosowanie na poniedziałek i wtorek 18-19 grudnia, a jako że związki zawodowe obiecywały, że będą kontynuować protesty, łaskawie obiecał, że w nowym systemie najbiedniejsi emeryci będą mogli liczyć na jednorazowy dodatek. To pracowników tylko rozwścieczyło. Także parlamentarna opozycja błyskawicznie wytknęła prezydentowi, że proponowane „wyrównanie” będzie ledwie symboliczną jałmużną.

W poniedziałek protestujący również wyszli na ulice Buenos Aires. Tym razem do zamieszek doszło niemal natychmiast po rozpoczęciu protestu. Część manifestantów rzucała w stronę policjantów kamieniami i butelkami. Mundurowi użyli gumowych kul, armatek wodnych i gazu łzawiącego. 149 osób (manifestantów, policjantów i dziennikarzy) zostało rannych, a 48 protestujących zatrzymano i przewieziono do aresztów.

W południe, zgodnie z apelem Generalnej Konfederacji Pracy (CGT), członkowie tej organizacji (3 mln pracowników) przystąpili do 24-godzinnego strajku generalnego. Pracę przerwały wszystkie lotniska w Argentynie, krajowe linie lotnicze odwołały wszystkie połączenia. Stanął transport miejski. Ponadto do późnych godzin nocnych na ulicach miast trwały protesty – ich uczestnicy oskarżali Macriego o to, że bezwzględnie obchodzi się z najsłabszymi, nie liczy się ze społeczeństwem i ma w pogardzie biednych. Wyrażali również złość, uderzając w patelnie i garnki.

Prezydent i jego obóz polityczny po raz kolejny pokazali jednak, że wszystkie zarzuty wykrzykiwane pod ich adresem na demonstracjach były słuszne. Dosłownie kilkanaście minut temu decydujące głosowanie nad reformą emerytalną zakończyło się wynikiem 128 głosów „za”, 116 „przeciw” i dwa wstrzymujące się. Czy Argentynki i Argentyńczycy mają dość determinacji, by protestować nadal, pokazując rządowi, że musi się liczyć z solidarnością świata pracy? W nie tak odległej historii już to udowadniali – być może czas, by zrobić to ponownie.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Módl się i pracuj, a grób sam sobie kopiesz! Kapitaliści do łopat, sami sobie kopcie norę! Świnia wam mordę lizała!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…