Od godziny 4:00 do 14:30 w Bydgoszczy nie kursował dziś ani jeden tramwaj i większość autobusów obsługiwanych przez Miejskie Zakłady Komunikacyjne. W ten sposób protestowali pracownicy spółki, domagając się zmiany prezesa MZK i wycofania planów „reorganizacji” transportu publicznego w Bydgoszczy. Po niespełna jedenastu godzinach władze miasta spełniły główny postulat strajkujących, odwołując ze stanowiska prezesa Łukasza Niedźwiedzkiego.
Strajk rozpoczął się dziś o 4 rano. Na ulice nie wyjechało 170 autobusów i blisko 60 tramwajów – czyli praktycznie cały tabor publicznej spółki MZK. Po Bydgoszczy można było poruszać się jedynie po liniach obsługiwanych przez prywatnego przewoźnika KDD Trans, którego pracownicy nie brali udziału w proteście. Miasto starało się zapewnić komunikację zastępczą, przerzucając część taboru KDD Trans na inne trasy oraz negocjując z PKS-em obsługę części linii komunikacji miejskiej. Ratusz wykorzystał też samochody należące do innych miejskich spółek do odbierania pasażerów z przystanków oraz uruchamiając ponownie Bydgoski System Roweru Aglomeracyjnego. Pomimo tych starań, komunikacja publiczna w mieście została praktycznie sparaliżowana aż do godziny 14:30. Wtedy to władze miasta odwołały ze stanowiska prezesa Niedźwiedzkiego i przywróciły na to stanowisko poprzedniego prezesa – Pawła Czyrnego. Kierowcy uznali to za spełnienie ich postulatów i powrócili do pracy – ok. godz. 15:00 komunikacja w Bydgoszczy zaczęła funkcjonować normalnie.
Bezpośrednim powodem protestu było właśnie powołanie na stanowisko prezesa MZK Łukasza Niedźwiedzkiego – dotychczasowego zastępcy prezydenta Bydgoszczy. Niedźwiedzki „zasłynął” m.in. pomysłem podziału MZK na mniejsze spółki i poparciem dla pomysłu obniżenia od 2016 r. stawek za przewozy autobusowe. Proponowana obniżka o 5 proc. za każdy przejechany kilometr oznaczała dla MZK roczną stratę rzędu 8 milionów złotych – tym bardziej bolesną, że spółka niedawno wyszła z długów. Poprzedni prezes Paweł Czyrny 12 listopada zrezygnował z funkcji w proteście przeciwko planowanym cięciom. Po zastąpieniu Czyrnego przez Niedźwiedzkiego pracownicy dali wyraz niezadowoleniu, przeprowadzając w poniedziałek 30 listopada akcję protestacyjną – kierowcy wkładali za szyby autobusów i tramwajów kartki z napisem „Protest”, a związki zawodowe wysłały pismo do ratusza domagając się spotkania i dyskusji nad dalszymi losami MZK.
Wobec braku reakcji ze strony władz miasta załoga podjęła spontaniczny strajk (bez spełnienia procedury wymaganej przez Ustawę o rozwiązywaniu sporów zbiorowych). O jego sukcesie przesądziły z pewnością masowy charakter (praktycznie nie zdarzały się przypadki wyłamywania kierowców z protestu) i determinacja: protestujący nie wrócili do pracy nawet po groźbach ze strony prezydenta Bydgoszczy, Rafała Bruskiego, który na konferencji prasowej straszył zawiadomieniem prokuratury o „nielegalnej akcji strajkowej” i starał się skierować na kierowców ogólne niezadowolenie – mówiąc o „strajku zorganizowanym przeciwko mieszkańcom”. Pod tym względem, bydgoski strajk jest jednym z ważniejszych protestów pracowniczych ostatnich lat: zorganizowanym i wygranym bez długotrwałej procedury sporu zbiorowego, która często blokuje pracownicze protesty.
[crp]Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Brawo!