Od wczoraj ubezpieczeni i nieubezpieczeni mają teoretycznie bezpłatny dostęp do wizyty u lekarza pierwszego kontaktu. Jednak żeby nie płacić za wizytę, trzeba mówić, że jest się ubezpieczonym.
Od 1 stycznia wszyscy Polacy uzyskali darmowy dostęp do lekarza rodzinnego. Ubezpieczenia zdrowotnego nie mają dziś głównie zatrudnieni na umowach o dzieło i na czarno. Minister Radziwiłł szacuje ich liczbę na ponad 2 mln osób – 6 proc wszystkich. W systemie eWUŚ, czyli bazie danych o ubezpieczonych, osoby te wyświetlają się wciąż na czerwono jako nieposiadające prawa do darmowego leczenia. Taki sam kolor mają w ewidencji ci, którzy są uprawnieni do świadczeń, a których dane nie są zaktualizowane w systemie. Czyli kilkaset tysięcy osób. W takim przypadku, żeby za darmo odwiedzić lekarza rodzinnego, trzeba złożyć oświadczenie o posiadaniu ubezpieczenia. Bo jeśli nie, to trzeba iść do przychodni z kartą lub gotówką.
Mimo zmiany przepisów, kosztujący wiele miliardów system eWUŚ nie znika, tak jak oświadczenia o posiadaniu ubezpieczenia. Dlatego aby nie płacić, należy skłamać, że jest się ubezpieczonym.
– Zmiana w ustawie zdrowotnej nie znosi obowiązku potwierdzenia prawa do świadczeń – stwierdziła w rozmowie z „GW” rzeczniczka MZ Milena Kruszewska.
Bezpłatny dostęp do świadczenia miał umożliwić korzystanie z opieki medycznej dla wszystkich. Oprócz tego miał zminimalizować koszty obsługi medycznej przez eliminację tysięcy etatów w przychodniach, które istnieją tylko po to, by kontrolować, kto może, a kto nie może być chorym bez konieczności płacenia. Koszty systemu eWUŚ i wynagrodzenia tych, którzy go obsługują, są znacząco wyższe niż leczenie tych paru procent nieubezpieczonych.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…