SLD doprawdy robi wiele, by zirytować wszystkich swoich sympatyków. Ostatnie dwa tygodnie, pełne żałosnych przepychanek, walki pod dywanami, której nie powstydziłyby się żadne buldogi i pyskówek w mediach, bynajmniej nie lewicowych, słowem wstyd jak beret. Przykro to mówić, ale wszyscy mieli bekę z działaczy tej partii, którzy skoncentrowani są jedynie na tym, kto kogo wypchnie z maty.
Dlatego z pewnym zaskoczeniem odnotowałem dzisiejszy wywiad Tomasza Treli dla „Rzeczypospolitej”, w którym uciął dyskusję o jego konflikcie z Czarzastym. Zakomunikował mianowicie Tomasz Trela: „jesteśmy po cyklu spotkań z panem Włodzimierzem Czarzastym i w piątek wydaliśmy wspólne oświadczenie, by skończyć już tę dyskusję w mediach, ponieważ upublicznianie tej historii i wyciąganie wszystkiego na wierzch nie służy formacji”. Lepiej późno niż wcale. Miłe, że ktoś wykazuje choć ślady instynktu samozachowawczego i samokrytycznego podejścia do siebie. A może po prostu zrozumiał, że przegrał, i próbuje ratować sytuację?
Na szczęście jest jeszcze Leszek Miller. Ten nie zaniedba żadnej okazji, by udowodnić, że wszystkie pomyje wylewane na niego jako człowieka, który zeszmacił lewicowy potencjał SLD (wtedy, kiedy jeszcze istniał) są jak najbardziej zasłużone.
Miller udzielił wywiadu portalowi, nomen omen, wiadomo.co. „Moim zdaniem zresztą Czarzasty założył, że PiS wygra kolejne wybory za 2 lata i że będzie z PiS-em w koalicji, ponieważ bardzo chce zostać ministrem. Teraz boi się, że PiS przegra, bo wrócił Tusk i to psuje mu plany”, powiedział Miller.
W jednym zdaniu wepchnął Czarzastego do koalicji z PiS-em, czyniąc go zdrajcą, a jednocześnie wskazał, że Tusk jest jedynym wartym wsparcia politykiem.
SLD, jako socjalista, nie lubię. Czarzastego… raczej też nie. Millerem gardzę. Czym jest gorsza potencjalna koalicja z autorytarnym PiS-em, od koalicji z neoliberalnym Tuskiem? „Niekwestionowany lider opozycji i wokół Tuska powinno nastąpić to wielkie porozumienie”, zachwala koalicję z neoliberałem Miller. Jeśli szczerze wierzy, że z pomocą Tuska pokona się PiS, a potem dopiero będzie czas na dyskusje o lewicowych wartościach, to jest niemądry. Jeśli Miller w to nie wierzy, a jedynie cynicznie gra, to potwierdza, że jego czas jako polityka się dawno skończył. To kalkulacja skazana na porażkę.
Miller po klęsce, do której SLD doszło pod jego kierownictwem, niczego się nie nauczył. Może tylko tego, że można już otwarcie odżegnywać się od wartości, które niegdyś fałszywie wyznawał.
Czego człowiek lewicy nie usłyszy od parlamentarnej „lewicy”
W gazecie Adama Michnika wiele lat temu padły ze strony red. Ewy Milewicz powszechnie zapa…