Mimo upływu 150 lat od wydania pierwszego tomu, „Kapitał” wciąż jest dziełem, które wyposaża nas w cały arsenał krytycznej refleksji na temat kapitalizmu. Dobre rozpoznanie terenu przeciwnika jest zaś pierwszym i koniecznym krokiem do tego, by go rozbroić.
Chyba żadna z prac, napisanych w wieku XIX, nie może równać się z „Kapitałem” Karola Marksa pod względem ilości i różnorodności intelektualnych reakcji, które wywołała. Wielość tych reakcji, przejawiająca się w coraz to nowych książkach i artykułach, wynika ze specyfiki dzieła filozofa z Trewiru. „Kapitał” jest bowiem pracą zanurzoną w swej epoce, ale również oferującą aktualne do dziś analizy systemu, który – mimo sprzeczności, wbudowanych w jego mechanizmy – zachowuje zarazem zdumiewającą żywotność i zdolność do reprodukcji. Innymi słowy, wraz z czasowym oddalaniem się od dnia wydania pierwszego tomu „Kapitału”, kolejne pokolenia czytelników i czytelniczek dokonują swoistego „zdejmowania” kolejnych warstw tekstu, co jest inspirowane zmieniającymi się mechanizmami funkcjonowania gospodarki kapitalistycznej. Dla Marksa wszak materiałem do analizy, ale także modelem, mającym ukazywać przyszłość kolejnych kapitalistycznych gospodarek, była przemysłowa Anglia w połowie XIX w. Im bardziej więc realia kapitalizmu w XXI w. odbiegają od systemu, obserwowanego i studiowanego przez Marksa, w tym większym stopniu czytelniczka może wychwycić w tym dziele sam jego rdzeń, czyli przedstawienie tego systemu jako całości, zdolnej wciąż do ekspansji poprzez eksploatowanie kolejnych obszarów rzeczywistości. Obserwacja tej dynamiki nie powinna jednak prowadzić do fatalistycznych wniosków odnośnie przyszłości śmiałych projektów emancypacyjnych. Dzięki „Kapitałowi” zdolni jesteśmy bowiem do lokalizowania pęknięć i zgrzytów, które w określonych momentach spiętrzenia fali walk klasowych ujawniać mogą nowe wzorce pracy i produkcji, majaczące pod skorupą tego, co stare.
Wspomniana różnorodność i rozległość dotychczasowych interpretacji „Kapitału” powoduje jednak, że obok nowatorskich interpretacji zlokalizować można cały szereg wniosków banalnych, a często i trudnych do przyjęcia. O „Kapitale” dowie się na przykład każdy student historii, który wypożyczy dowolny podręcznik do historii wieku XIX, choć niejednokrotnie wzmianka o tym dziele okraszona będzie irytującym komentarzem, zawierającym wykładnię skrojoną na potrzeby liberalno-konserwatywnej hegemonii. Z uwagi na nawarstwianie się owych banalizacji, nadinterpretacji czy zwykłych przekłamań, chciałbym skupić się przede wszystkim na tym, czym „Kapitał” nie jest.
„Kapitał” nie jest dziełem ukończonym.
Marks pracę nad Kapitałem rozpoczął po roku 1848, a zatem po ostatecznym stłumieniu różnorodnych walk, które przeszły do historii pod całościującą nazwą „Wiosny Ludów”. Oznacza to, że jego refleksje rozwijały się w okresie szczególnym, który marksistowski historyk Eric Hobsbawm określił mianem „wieku kapitału”. Cechą tego wieku, a w istocie okresu od 1848 do 1875 r., był przede wszystkim niemal nieprzerwany wzrost gospodarczy w zachodniej Europie i Stanach Zjednoczonych. W takich właśnie okolicznościach, 14 września 1867 r., ukazał się pierwszy tom „Kapitału. Krytyki ekonomii politycznej”. Dzieło to, jak przypuszczają niektórzy badacze, miało się ostatecznie składać z sześciu tomów, jednak jedynie pierwszy z nich ukazał się za życia autora. Tomy II i III zostały wydane przez Fryderyka Engelsa na podstawie fragmentarycznych notatek Marksa (odpowiednio w roku 1885 i 1894), zaś tom IV – przez Karla Kautsky’ego w latach 1905-1910. Poszczególne tomy „Kapitału” nie tworzą żadnej spójnej całości.
„Kapitał” nie jest dziełem akademickim.
Kontekstem do analizy „Kapitału” jest nie tylko okres kilkudziesięciu lat rzadkiego w historii kapitalizmu, nieprzerwanego wzrostu gospodarczego, ale również rozpoczęcie nowego etapu walk klasowych. Za symboliczny moment można tu uznać powstanie Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników, czyli I Międzynarodówki, utworzonej 28 września 1864 r. Jak wynika z listów Marksa i Engelsa z tego okresu, obaj filozofowie byli przekonani, że „Kapitał” odegra dużą rolę w kształtowaniu profilu ideowego tej organizacji. Zabiegali oni więc o to, by obszernym dziełem zainteresować prasę oraz robotników (poprzez dyskutowanie zawartych w nim tez podczas zebrań). Co więcej, w samej treści tego dzieła niektórzy interpretatorzy doszukują się pogłosów dyskusji i doświadczeń I Międzynarodówki. Jak wskazuje amerykański ekonomista Harry Cleaver, Marks napisał „Kapitał” po to, aby umieścić groźną broń w rękach klasy robotniczej, grupującej się za życia filozofa właśnie pod sztandarem Międzynarodówki.
„Kapitał” nie jest dziełem jedynie ekonomicznym.
Jednym z najważniejszych odkryć Marksa było dostrzeżenie nierozerwalnego splotu polityki z ekonomią. Filozof z Trewiru argumentował, że wszelki ład instytucjonalny czy porządek prawny ma swój wymiar klasowy, to znaczy jest podporządkowany interesom tej klasy, która panuje w określonym społeczeństwie. Z tego też powodu robotnicy, by wyrwać się z niszczącej, eksploatatorskiej logiki kapitalizmu, muszą – obok doraźnych żądań płacowych – formułować także postulaty o bardziej ogólnym charakterze.
„Kapitał” nie jest dziełem utopijnym.
Utopijność lewicowych projektów i analiz, rozumiana w kategoriach „oderwania od rzeczywistości”, to od dekad ulubiony argument środowisk konserwatywno-liberalnych. Jednak, wbrew prawicowym krytykom, najważniejsze z dzieł Marksa zawiera stosunkowo niewiele odniesień do tego, czym można byłoby zastąpić kapitalizm. Wynika to z faktu krytycyzmu niemieckiego filozofa wobec większości współczesnych mu socjalistów, których już w swym sporo wcześniejszym, acz chyba równie ważnym tekście, czyli w „Manifeście Partii Komunistycznej”, określił mianem „krytyczno-utopijnych”. W przeciwieństwie do całej plejady myślicieli lewicowych, którzy wzorców dla organizacji przyszłego społeczeństwa szukali w odległych modelach historycznych, w świecie natury czy w tekstach religijnych, Marks skupił się przede wszystkim na poznaniu praw, rządzących kapitalistycznymi procesami produkcji, wyzysku i akumulacji. W „Kapitale” Marks tłumaczy, czym jest kapitalizm, skupiając się na takich sferach, jak produkcja, cyrkulacja i reprodukcja, szkicując tym samym obraz pełnego sprzeczności systemu ekonomicznego. Jego teoria dotyczy zatem przede wszystkim stosunków produkcji, a nie określonych wizji przyszłości.
Tytułowy kapitał to nie zasoby, ziemia czy czas.
Obiekty te mogą się stać kapitałem tylko wówczas, gdy ktoś postanowi je utowarowić, to znaczy włączyć w obieg kapitalistycznej gospodarki poprzez ich przekształcenie w towar za pomocą pracy, poddanej reżimowi kontroli. Kapitał w rozumieniu Marksa to stosunki ekonomiczne. Filozof z Trewiru dla zilustrowania tytułowego „Kapitału” przywołuje obrazową metaforę wampira, który pasożytuje na pracy. Im dłużej i wydajniej pracownik pracuje, tym dłużej wampir może pić jego krew, czyli – w efekcie niedopłacenia pracy – wyciskać z każdej roboczogodziny wartość dodatkową. Praca w kapitalizmie staje się towarem, zaś wartość wytwarza się nie tyle w momencie zetknięcia się sprzedawcy z nabywcą, ale na zupełnie innym poziomie – na poziomie produkcji, pomiędzy takimi aktorami, jak pracownik i kapitalista.
Co więcej, historyczne przejście od manufaktury do produkcji fabrycznej spowodowało, że kapitał stopniowo uzyskał wyłączne kierownictwo nad kooperacją pracy, a w dalszej pespektywie jego despotyczna władza została rozciągnięta nad całym społeczeństwem, a także nad naturą. Oznacza to, że w ramach kapitalizmu funkcjonują struktury, które po podporządkowaniu się relacjom kapitału nie są już w stanie dłużej odtwarzać się osobno. Kapitał zatem modyfikuje nie tylko stosunki pracy, ale także samo społeczeństwo. Nie oznacza to jednak, że kapitał nie napotyka na bariery. Wręcz przeciwnie – opór pracowników, próbujących wyrwać się z totalizującej logiki działania kapitału, jak również etapy nieudanych akumulacji (np. współczesny kryzys finansowy) dowodzą, że kapitalizm to nie perpetuum mobile, tylko zepsuta maszyna, której koła z każdym obrotem wytwarzają nowe bariery i opór.
„Kapitał” nie jest dziełem poświęconym robotnikom, związkom zawodowym i ich oporowi.
Kwestie te interesują autora jedynie w trojakim zakresie. Po pierwsze, Marks pyta o sposoby, jakimi kapitał oddziałuje na robotników i o skutki tego oddziaływania. Po drugie, wskazuje on, że interesy kapitalistów różnią się od interesów robotniczych, traktując zarazem tę kwestię jako immanentną sprzeczność, wbudowaną w logikę kapitalizmu. Po trzecie wreszcie, Marksa interesuje mechanizm robotniczej odpowiedzi na ofensywę kapitału. Aby ta odpowiedź mogła przybrać formę politycznej walki o transformację systemu, niezbędne jest właściwe rozumienie podstawowych pojęć ekonomicznych oraz mechanizmów działania kapitalizmu. Niektórzy badacze przypisują jednak Marksowi zamiar napisania odrębnego tomu „Kapitału”, w którym walki klasowe zostałyby obszernie zanalizowane jako odrębny fenomen.
Sprawczość pracowników jest zatem w „Kapitale” ukazana przez pryzmat walki klasowej, w ramach której prawo i istniejące instytucje są reprezentantami interesów klasy panującej. Wynika to z faktu, że akumulacja kapitału (czyli zwiększanie środków obrotowych i inwestycji) zależy od coraz ściślejszej kontroli nad pracą, aplikacji nowych technologii i narzędzi produkcji w celu uzyskiwania większej wartości dodatkowej. W dziele Marksa nie ma natomiast bezrobotnych, nie ma jasno wskazanych sposobów i dróg organizowania się robotników, nie ma wreszcie tych robotników, którzy w wieku XIX w różnych częściach świata poddawani byli przedkapitalistycznym formom wyzysku. To ostatnie zresztą, czyli brak wystarczającej analizy przedkapitalistycznej produkcji, z której wyrósł kapitalizm, było jednym z zarzutów Róży Luksemburg wobec „Kapitału”.
„Kapitał” nie jest dziełem, które rozchodziło się w tempie błyskawicznym.
Za życia autora, poza niemieckim oryginałem, „Kapitał” ukazał się jedynie w wersji rosyjskiej i francuskiej (do tej ostatniej sam autor nanosił poprawki). Przeszkodą w tłumaczeniu i cyrkulacji dzieła był m.in. brak wystarczających środków finansowych – I Międzynarodówka nie była bowiem tak silną i masową organizacją, jak jej następczyni. Co interesujące, rosyjska cenzura nieszczególnie przeszkadzała w dystrybucji dzieła w przekonaniu, że dotyczy ono stosunków ekonomicznych, które nie występują w Rosji, a z powodu hermetycznego języka będzie ono mogło dotrzeć jedynie do bardzo wąskiego kręgu czytelników. W pozostałych językach europejskich „Kapitał” pojawił się dopiero po śmierci autora. Tłumaczenie polskie postępowało sukcesywnie w latach 1884-1890, duńskie było gotowe w roku 1885, hiszpańskie i włoskie – 1886, angielskie zaś dopiero w 1887 r.
„Kapitał” nie jest dziełem, które legło u podstaw systemu, wdrożonego w Związku Radzieckim.
150. rocznica opublikowania pierwszego tomu „Kapitału” niemal zbiega się w czasie z setną rocznicą rewolucyjnych przemian w Rosji, co prowokuje do czytania dzieła Marksa w kontekście wydarzeń z lutego i października 1917 r. W tym sensie część interpretatorów z dużą dozą słuszności podkreśla, że bolszewicy, sięgając po władzę, rozpoczęli wędrówkę pod wiatry historii, uchwycone i opisane przez filozofa z Trewiru. W 1916 r., w swej znanej pracy „Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu”, Lenin uznał Rosję za najsłabsze ogniwo imperialistycznego łańcucha, który spętał robotników na całym świecie i pchnął ich do wojny. Rozpoczęcie rewolucji właśnie w zacofanej i rolniczej Rosji, a następnie powstanie masowych ruchów antykapitalistycznych w krajach III świata, zostało przez włoskiego filozofa Antonio Gramsciego uznane za „rewolucję przeciw Kapitałowi”. Marks był bowiem przekonany, że koniec kapitalizmu nastąpi najpierw w tych krajach, które stoją na najwyższym poziomie rozwoju ekonomicznego.
„Kapitał” nie jest dziełem martwym.
Część propagandystów i polityków polskiej prawicy, w tym odchodzący już powoli do politycznego lamusa ultrakonserwatywny mizogin, europoseł Janusz Korwin-Mikke, przyznaje otwarcie, że nigdy nie było w stanie przebrnąć przez „Kapitał” w całości. Tego rodzaju deklaracja dowodzić ma nie tyle stosunkowo skromnych możliwości poznawczych prawicowych krytyków Marksa i marksizmu, ile raczej rzekomej przestarzałości czy absurdalności dzieła niemieckiego filozofa. Tymczasem praca ta, od wybuchu kryzysu finansowego w 2008 r., cieszy się sporą popularnością i prowokuje do nowych pytań i komentarzy. Za znamienny można uznać fakt, że krótkie studium na temat „Kapitału” ukazało się nawet na łamach prestiżowego czasopisma „Nature” w 2017 r.
„Kapitał” nie zawiera gotowego zestawu recept i odpowiedzi dla lewicy.
Dla szeregu XX-wiecznych interpretatorów trudny do rozwiązania problem stanowił np. fakt, że kapitalizm, mimo istnienia strukturalnych sprzeczności wbudowanych w ten system, zachowuje niebywałą żywotność i zdolność do reprodukcji. Różne szkoły dla wyjaśnienia tego fenomenu sięgały po odmienne typy argumentacji. Zwracano zatem uwagę na istnienie hegemonii ideologicznej, która utrudnia lub niemal uniemożliwia tworzenie się ognisk oporu w kapitalizmie. Oprócz tego, podkreślano rolę ideologicznych i represyjnych aparatów państwa, tłumiących wszelkie ruchy protestu. Inni z kolei wskazywali, że współczesny kapitalizm znacznie różni się od tego, który obserwował Marks, z uwagi na olbrzymi rozrost sektora finansowego i na możliwość akumulacji kapitału poprzez obrót „produktami bankowymi”.
Co jednak istotne, twórcza krytyka „Kapitału” z pozycji lewicowych wciąż odbywa się przy użyciu metod, wypracowanych przez Marksa, i służy w istocie aktualizacji jego tez. Dzięki rozpoznaniu przeciwnika jesteśmy zatem w stanie lokalizować jego słabe punkty po to, by wciąż z tą samą nadzieją upatrywać możliwości dokonania skoku poza system pasożytujący od wieków na tym, co żywe i twórcze.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…
Marks w opisie i analizie kapitalizmu miał wiele racji. Jego ekonomizm i analiza klasowa – choć były pewnym redukcjonizmem w opisie rzeczywistości – były jednak bardzo przenikliwe i realistyczne. Do dziś w dużej mierze aktualne. Jednakże w swoich wizjach przyszłości Marks „odleciał” od rzeczywistości i stworzył utopijny (choć sam się od tego odżegnywał), nigdy niespełniony projekt społeczeństwa bezklasowego. Wprowadzenie społeczeństwa bez klas miała, wg Marksa i Engelsa, poprzedzać tzw. dyktatura proletariatu, która z założenia miała mieć charakter przejściowy. I na tym wyobrażonym – później wcielanym w życie, oczywiście nieudolnie – etapie dyktatury proletariatu widać w myśli Marksa naleciałości tak poniekąd despotyczne (państwo oparte na przemocy klasowej i centralnym zarządzaniu), jak i anarchistyczne (oddziaływanie z drugiej strony oddolnych zrzeszeń robotniczych, zapewne te elementy anarchistyczne w pismach Marksa wynikały z licznych dyskusji m.in. z Bakuninem i innymi anarchistami, a także z doświadczeń Komuny Paryskiej). Jeszcze więcej naleciałości i wpływów anarchistycznych widać na etapie (utopistycznym) społeczeństwa bezklasowego w myśli Marksa, ale – jak już wspomniano – nigdy takowego nie wprowadzono i „jakoś” się na to nie zanosi. Pod zasłoną frazeologii m.in. marksowskiej (i innych ideologii) wprowadzono często systemy społeczno-polityczne wręcz przeciwne wobec składanych deklaracji.
Nie znaczy to jednak, że żaden pomysł czy postulat formułowany przez Marksa – jak np. centralizacja kolei – jest całkowicie pozbawiony sensu w realnym świecie.
* że każdy pomysł ;) (miało być)
Janusz Koran-Mekka nie jest żadnym ”ultrakonserwatystą”, to zdeklarowany liberał a w sferze obyczajowej wręcz libertyn czego nigdy specjalnie nie ukrywał, jak sam wyznawał w jednym z ”wywiadów-rzek” gdyby żył w XIX w. byłby ”postępowcem” oczywiście na modłę wolnorynkowego burżuja, jednak wg niego dziś nastąpiło takie przegięcie na lewo, że siłą rzeczy zepchnęło go to na konserwatywne pozycje, i tylko w tym znaczeniu można tak o nim mówić, jeśli ktoś tego nie dostrzega dowodzi jedynie własnej ignorancji i nie powinien wypowiadać się na jego temat. Zresztą Qrwę tak naprawdę g… się zna na Marksie a najlepszym dowodem iż utożsamia socjalizm z ruchem ”ludzi pracy” [ on zaś ma reprezentować w kontrze fetyszyzowanych ”konsumentów” ] i li tylko działalnością związków zawodowych, powinien więc poczytać sobie ”Co robić” Lenina i tegoż pomstowania na ”tradeunionizm” robotników to może przeczyści to mu mózgownicę jak i reszcie kucerii.
muszę przeczytać to się przekonam z czym to się je