Dajr az-Zaur od kwietnia 2014 r. jest oblegane przez fanatyków z Państwa Islamskiego. W styczniu 2015 r. dżihadyści odcięli wszystkie drogi dojazdu. Deską ratunku dla 100- 150 tys. mieszkańców było lotnisko wojskowe, heroicznie bronione przez znacznie mniejsze od wrogich siły. Tam docierało zaopatrzenie i pomoc humanitarna, niewystarczająca, ale jednak. Kilkanaście dni temu lotnisko zostało odcięte od reszty miasta. Los cywilów zawisł na włosku. Dlaczego o Dajr az-Zaur nie mówi cały „wolny świat”, niedawno opłakujący Aleppo?

Obrońcy Dajr az-Zaur / fot. Twitter

Odpowiedź, w swojej prostocie, niestety narzuca się sama – broniący się żołnierze należą do armii syryjskiej. A zatem poza portalami wyspecjalizowanymi w tematyce bliskowschodniej nie przeczytamy o oblężeniu w ogóle. Nawet mimo faktu, że jeśli miasto padnie, może dojść do mordu przekraczającego rozmiarami wszystko to, czym dotąd islamscy fanatycy przerazili podczas tej wojny. Z ok. 150 tys. uwięzionych cywilów znaczącą część stanowią chrześcijanie, szyici i alawici, którym udało się uciec przed IS, gdy jego oddziały pustoszyły wschodnią Syrię, masakrując „niewiernych”. Także miejscowi sunnici nie mogą się czuć bezpieczni – dla IS są tylko poplecznikami „bezbożnego dyktatora”, przecież w przeciwnym razie dawno otworzyliby bramy „wyzwolicielom” spod czarnych sztandarów.

Tymczasem Dajr az-Zaur od początku wojny było podzielone. Latem 2011 r. na jego ulice na przemian wychodziły marsze poparcia dla prezydenta i manifestacje opozycyjne. Z miejscowego garnizonu część oficerów i żołnierzy uciekła do Wolnej Armii Syrii (FSA), która w tym akurat regionie miała od początku wybitnie fundamentalistyczne oblicze, a co najmniej od wiosny 2012 r. walczyła ramię w ramię z otwarcie terrorystycznym Frontem Obrony Ludności Lewantu (Dżabhat an-Nusra). Szczegóły chronologii przebiegu wypadków poprzedzających oblężenie poznamy jednak, jeśli w ogóle, co najwyżej po zakończeniu wojny, każda bowiem ze stron oskarża drugą o eskalację przemocy. Przykładowo opozycja zarzuca wojskom rządowym dokonanie jeszcze w sierpniu 2011 r. zabójstwa 89 osób niechętnych al-Asadowi. Rząd przypomina o kilkudziesięciu przypadkach mordów na żołnierzach, którzy nie chcieli dezerterować i których pozbawili życia niedawni towarzysze broni. Faktem jest, że już w końcu kwietnia 2012 r. antyasadowscy bojownicy bez powodzenia usiłowali zdobyć bazę armii syryjskiej w Dajr az-Zaur, a pod koniec czerwca tego samego roku podawali już w internecie, że są o krok od opanowania całego miasta. Okazało się to mocno na wyrost, jednak Wolnej Armii Syrii udało się odnieść inny sukces – przeciągnąć na swoją stronę szejków miejscowych sunnickich plemion, co okazało się kluczem do zdobycia kontroli nad prowincją, w tym nad całą granicą syryjsko-iracką. Po opanowaniu trzech z czterech przejść granicznych, na oczach stacjonujących po drugiej stronie Irakijczyków, „umiarkowani” bojownicy FSA dokonali pokazowej egzekucji 22 wziętych do niewoli żołnierzy syryjskich. Incydent wstrząsnął rządem irackim, złożonym bądź co bądź z szyitów, na tyle, by ogłosić zamknięcie granicy, co było w tym momencie gestem wyłącznie symbolicznym, w dodatku mało nośnym. W połowie 2012 r. wolny świat przecież Wolną Armię Syrii popierał bez dodatkowych zastrzeżeń. Z zadowoleniem przyjmował więc doniesienia o dalszym rozwoju wypadków w prowincji: zestrzelenie 13 sierpnia syryjskiego MiG-a 23, całkowite opanowanie miasta i obiektów wojskowych w nadgranicznym Abu Kamal na przełomie sierpnia i września, przejęcie bazy Majadin w końcu listopada.

Terroryści z IS wygrali w muhafazie Dajr az-Zaur wojnę z innymi frakcjami antyasadowskimi / fot. flickr.com/Day Donaldson

Być może tylko nieudolność rebelianckich dowódców sprawiła, że rządowa enklawa w stolicy muhafazy w ogóle przetrwała. Ale i sukcesy FSA w muhafazie Dajr az-Zaur okazały się nietrwałe. Zamiast stać się bastionem demokracji, region stał się areną bratobójczych walk rebeliantów z Dżabhat an-Nusra, rebeliantów z Państwem Islamskim i Dżabhat an-Nusra z Państwem Islamskim. To w tej prowincji miała miejsce część głośnych przypadków przechodzenia całych grup rebeliantów, razem z darowanym przez USA uzbrojeniem, na stronę dżihadystów. Tam też zdarzyły się tak drastyczne akty międzyterrorystycznej walki o władzę, jak dokonywane przez Państwo Islamskie pokazowe egzekucje dowódców konkurencyjnych frakcji. W cieniu starć pozostawały takie „wyczyny” antyasadowców jak wymordowanie 60 mieszkańców szyickiej wioski Hatla 11 czerwca 2013 r. w ramach „ataku odwetowego” za zabicie czterech rebeliantów (zbrodnią pochwalił się w internecie oddział FSA, któremu „wolnościowość” nie przeszkadzała mówić o „niewiernych” i eksponować fundamentalistycznej symboliki, pewnie dlatego, że w jego szeregach dominowali zagraniczni ochotnicy do dżihadu) . I tylko w samym Dajr az-Zaur, zażarcie broniąc poszczególnych dzielnic, trwali żołnierze armii syryjskiej, przede wszystkim 104 brygada powietrzno-desantowa elitarnej Gwardii Republikańskiej dowodzona przez gen. Issama Zahr ad-Dina. Jeszcze w listopadzie-grudniu 2014 r. usiłowali kontratakować. Od stycznia 2015 r. głównie się bronią, wspierani przez dowożonych na lotnisko ochotników libańskich oraz irackich, a także rozmaite milicje lokalne, których motywacja do walki wiele mówi o syryjskiej wojnie. Są w szeregach obrońców oddziały sformowane przez lokalne klany i plemiona, czasem ograniczające swoje zainteresowanie do konkretnych dzielnic Dajr az-Zaur. Jedną z takich milicji utworzyło plemię Szajtat, które długo zastanawiało się, po której stronie stanąć w konflikcie – aż do dnia, gdy Państwo Islamskie wymordowało 700 członków tej grupy. Jeszcze inna grupa to szyicka Zajn al-Abidin, formacja złożona z mężczyzn, którzy przeżyli masakrę w Hatli w 2013 r. lub uniknęli jej o włos, bo mieszkali w sąsiedniej Dżufrze.

Nowy zwrot w dziejach oblężonego i zapomnianego przez niemal cały świat miasta przyniosły kampanie przeciwko IS, których celem jest zdobycie Mosulu i Ar-Rakki. Obie prowadzone są pod auspicjami Stanów Zjednoczonych, z udziałem sił uznawanych przez Waszyngton za sojusznicze. W obydwu przypadkach deklarowanym celem walk jest odbicie z rąk Państwa Islamskiego potężnych bastionów o równie ogromnym znaczeniu symbolicznym, a w niewiele dalszej perspektywie całkowite wykorzenienie tej przerażającej organizacji. Najwyraźniej jednak IS warto wykorzeniać tylko tam, gdzie grozi interesom amerykańskim. Dlatego Amerykanie i ich podopieczni nie widzieli nic niewłaściwego w „przepuszczeniu” poważnych sił terrorystów na terytorium Syrii. To umożliwiło im najpierw odbicie Palmiry, a potem, już w styczniu 2017 r., przypuszczenie nowej ofensywy na Dajr az-Zaur. O tym, że udział USA w prawdziwym zwalczaniu terrorystów na Bliskim Wschodzie jest co najmniej wątpliwy obrońcy miasta przekonali się już zresztą, krwawo, we wrześniu, gdy amerykańskie samoloty „pomyłkowo” zbombardowały ich pozycje, zabijając przynajmniej kilkudziesięciu syryjskich żołnierzy i niszcząc sześć moździerzy oraz kilkanaście pojazdów. Gdyby nie ten „tragiczny błąd”, obrona enklawy byłaby choć trochę łatwiejsza.
Przypomnijmy pokrótce chronologię ostatnich wydarzeń: 8 stycznia terroryści ostrzeliwują dzielnice Harabisz, Kusur, Dżurę. Giną cywile, armia syryjska ogłasza zaciąg dodatkowych ochotników (i ochotniczek) do walczących u jej boku milicji. 14 stycznia morderczy atak, w którym główną rolę odegrali samobójcy w pojazdach opancerzonych wypełnionych materiałami wybuchowymi, doprowadził do utraty dzielnicy Dżami’at ar-Ruwwad. Dwa dni później w podobnych okolicznościach IS zdołało przerwać linię obrony, zajmując miejski cmentarz i część dzielnicy Harabisz. Od tego momentu pozostałe kwartały miasta i lotnisko bronią się osobno. Kluczowe znaczenie dla ich przetrwania ma pomoc rosyjska, naloty przeprowadzane przez bombowce strategiczne oraz dostarczenie, przy pomocy helikopterów, dodatkowych syryjskich żołnierzy z jednostek powietrzno-desantowych do obrony lotniska. Według portalu Al Masdar News zrzuty takie miały miejsce kilkakrotnie od 19 stycznia, oddziały obrońców lotniska zasiliło ok. 200 żołnierzy i kilkudziesięciu ochotników z milicji. Jeszcze dwa dni wcześniej do Dajr az-Zaur, również na pokładzie helikoptera, dotarł gen. Muhammad Chaddur, dowódca 17 Brygady Rezerwowej armii syryjskiej, współautor tak znaczącego sukcesu armii syryjskiej w wojnie z Państwem Islamskim jak wyparcie jego ludzi z Al-Hasaki. Ten przedstawiciel damasceńskiej elity ma prawdopodobnie nie tyle zapewnić nową jakość dowodzenia (tu nie można nic zarzucić uwielbianemu przez żołnierzy Issamowi Zahr ad-Dinowi), co porozumieć się z przywódcami miejscowych sunnickich plemion i przeciągnąć wahających się na stronę rządową. Dają nadzieję efekty regularnych nalotów rosyjskich i syryjskich – powracające codziennie od 17 stycznia nad pozycje IS samoloty zabiły setki dżihadystów, rosyjskie Lotnictwo Dalekiego Zasięgu skutecznie bombardowało ich magazyny amunicji i miejsca, gdzie na wyjazd na akcję czekały wozy opancerzone lub też gdzie do kolejnych ostrzałów dzielnic miasta szykowała się artyleria. Od 21 stycznia wojska rządowe nie poniosły dalszych strat terytorialnych, a nawet odzyskały ok. 1/3 straconego cmentarza. Wyrwa w linii obronnej enklawy z trzech kilometrów skróciła się do 26 stycznia do ok. 1300 metrów.

Nadzieja to jednak nadal chwiejna. Efektywność rosyjskich uderzeń (29 stycznia Al Masdar donosi o zabiciu kolejnych kilkudziesięciu bojowników IS) nie zmienia faktu, że to fanatyczni „żołnierze kalifatu” mają o wiele większe możliwości w zakresie kierowania świeżych sił pod Dajr az-Zaur. W ich rękach pozostaje kontrola nad większości prowincji, jak się okazuje – bez problemu mogą przekierowywać na bardziej rokujący syryjski odcinek walk siły z Iraku. Silne zgrupowania idą ponadto w sukurs atakującym Dajr az-Zaur z Ar-Rakki. Mieszkańcy oblężonego miasta nie nagrywają „ostatnich pożegnań” na Twittera. Albo pomagają, jak mogą, obrońcom, albo próbują przetrwać z dnia na dzień, pogodzeni z losem, nie czekając na pomoc żadnych „demokratów”, bo ta i tak nigdy nie przyjdzie. Chociaż nie można powiedzieć, by tzw. cywilizowany świat nie miał wiedzy o tragedii pustynnego miasta. O katastrofie humanitarnej w oblężonych dzielnicach pisał w lutym 2016 portal Middle East Eye. Ba, na stronach jednej z agend ONZ, zajmującej się niesieniem pomocy humanitarnej, znajdziemy zadziwiająco trafny opis ostatnich działań IS pod Dajr az-Zaur, w tym informacje o ostrzeliwaniu przez dżihadystów całych dzielnic miasta, z wiadomym, krwawym skutkiem. Dowiemy się nawet, że ludzie, którzy znaleźli się po przecięciu linii frontu po stronie lotniska są faktycznie pozbawieni dostępu do bardziej zaawansowanej opieki medycznej. Wszystkich zaś mieszkańców dramatycznie dotknęło ograniczenie zrzutów z żywnością, których od 15 stycznia dokonują głównie Rosjanie.
Są też w raporcie ONZ inne historie, które niewątpliwie powtarzałyby wszystkie media, gdyby tylko chodziło o Aleppo albo inne miejsce, gdzie broni się opozycja dowolnego nurtu, a atakują wojska syryjskie. W dzielnicy Harabisz jedyne źródło wody to przepływający przez miasto zanieczyszczony Eufrat, ale dotrzeć do niego mieszkańcy mogą dopiero po zmroku, który daje względną ochronę przed strzelcami IS na przeciwnym brzegu. Gdy studenci uniwersytetu Al-Furat zdawali styczniowe egzaminy, udając mimo wszystko, że Dajr az-Zaur żyje normalnym życiem, budynek uczelni znalazł się pod ogniem artylerii i snajperów IS. Przez braki mąki i energii elektrycznej przestała działać w mieście ostatnia piekarnia. Żaden z tych faktów nie przebił się do powszechnej świadomości tzw. międzynarodowej opinii publicznej. Czy będzie inaczej, jeśli Państwo Islamskie zdławi opór zdziesiątkowanych obrońców miasta i wyrżnie w pień kilkadziesiąt tysięcy osób? Nie chcę się przekonywać.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Jak słyszę określenie „wolne media” to mam ochotę wziąć telewizorem o ścianę zaiebać.
    Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…