Demokracja to system, w którym różne środowiska spierają się o to, jak poradzić sobie z kluczowymi problemami społecznymi, Niestety okazało się, że epidemia koronawirusa tak pojmowaną demokrację poważnie naruszyła.
Zewsząd słyszymy naciski, aby politycy nie kłócili się o to, jak postępować w sytuacji epidemii, i że naszym zbiorowym obowiązkiem jest kibicowanie rządowi. To podejście szkodliwe i niebezpieczne, które daje władzy zielone światło do podejmowania działań autorytarnych i nieprzemyślanych.
Rząd wraz z prezydentem od kilkunastu dni nieustannie organizują konferencje prasowe, które są prezentowane jako miara kontroli nad rozwijającą się epidemią. Nawet jeżeli nie mają na tych konferencjach nic do powiedzenia, ich organizowanie ma stanowić dowód pracowitości premiera czy, tym bardziej, ministra zdrowia. Czyżby ilość miała zastąpić jakość? Duża część opozycji chwali ministra zdrowia, nie wskazując na żadne jego konkretne zasługi (poza niewyspaniem).
Rząd przyjął mnóstwo kontrowersyjnych rozwiązań, które z bliżej nieznanych przyczyn nie były prawie przez nikogo kontestowane. Zaczęło się od błyskawicznie przeforsowanej spec ustawy, która, jak wskazywała na łamach Portalu Strajk Monika Płatek, w co najmniej kilku miejscach może budzić poważne wątpliwości konstytucyjne. Mimo to opozycja gremialnie poparła ustawę, lekceważąc głosy ekspertów i najwyraźniej uznając argumenty prawne za nieistotne. Konstytucja okazała się podrzędna. Ważniejszy był imperatyw wsparcia władzy, gdy ta postanowiła pokazać społeczeństwu, że jest sprawcza.
Potem już poszło z górki. Rząd prawie codziennie przyjmuje wiele kontrowersyjnych rozwiązań, których prawie nikt nie kwestionuje. Premier postanowił radykalnie ograniczyć funkcjonowanie wielu instytucji życia społecznego, podejmując zresztą decyzje dosyć arbitralnie. Zamykamy trzy czwarte sklepów w galeriach handlowych, a oddziały tych placówek poza galeriami zostawiamy otwarte. Ma to sens? Mniej więcej taki jak ustawa o handlu w niedzielę. 90 proc. klientów i tak przychodzi do galerii, aby zrobić zakupy w sklepach spożywczych, które pozostaną otwarte. Czy naprawdę zamknięcie sklepu z butami sprawi, że pracownicy i klienci będą mniej narażeni na wirusa? Można wątpić. Po prostu klienci, aby kupić buty, będą musieli jechać do innej części miasta.
Mnóstwo instytucji publicznych i samorządowych przestało działać lub działa w bardzo ograniczonym zakresie. Czy to dobrze? Można mieć wątpliwości. Urzędy w wielu sprawach obsługują klientów wyłącznie online, co sprawia, że większość starszych ludzi jest wykluczonych z systemu. Powstaje chaos, który oczywiście bardzo utrudnia życie i może doprowadzić do nieobliczalnych skutków.
Podporządkowanie całej służby zdrowia walce z koronawirusem wydaje się politycznie zrozumiałe, ale może prowadzić do wielu tragedii. Przykładowo już teraz przekładanych jest wiele zabiegów i operacji. W Polsce czas oczekiwania na operację i tak należy do najdłuższych w Unii Europejskiej i w ostatnich latach wydłuża się. Dla wielu osób brak operacji to mniejszy komfort życiowy i wzrost zagrożenia dla ich zdrowia i życia. Rezygnacja z terminowego wykonywania operacji i nieprzyjmowanie wielu pacjentów do lekarza w związku z innymi schorzeniami niż koronawirus może doprowadzić do spadku jakości usług medycznych, w tym przypadków przedwczesnej śmierci na inne choroby.
Otwarta jest więc kwestia, czy daleko posunięta blokada życia społecznego to dobra strategia walki z wirusem, ponieważ skutki przyjętych ograniczeń mogą być dla społeczeństwa opłakane. Ponadto naukowcy szacują, że część osób przechodzi zakażenie bezobjawowo. Ich w zdecydowanej większości nikt nie bada, a mogli oni zarażać swoich bliskich i znajomych już kilka tygodni temu. Gdyby tak było, przyjęte ograniczenia rozkładałyby gospodarkę i rynek pracy, a i tak skala epidemii byłaby olbrzymia.
Ale nawet jeżeli przyjąć, że przyjęte obostrzenia mają sens, rząd przyjął drogę na skróty. Nie ulega wątpliwości, że zamknięcie na pewien czas większości firm i instytucji oznacza daleko posuniętą recesję gospodarczą i wiele osobistych dramatów. Dlatego sprawnie funkcjonujący rząd powinien zrobić wszystko, aby zapewnić ciągłość funkcjonowania państwa i gospodarki, a zarazem zadbać o zdrowie pracowników i klientów. Niestety nic takiego nie występuje. Pracownicy poczty czy pracownicy socjalni skarżą się, że nie otrzymują maseczek czy rękawiczek ochronnych, a władza w ogóle nie interesuje się stanem ich zdrowia ani tym, czy nie roznoszą wirusa.
Na dodatek rząd, również za pośrednictwem mediów, niesie przekaz, który odwołuje się społecznych emocji, natomiast kompletnie ignoruje ekspercką wiedzę. Przykładowo minister rodziny, pracy i polityki społecznej ogłosiła, że zamyka domy seniora, pozbawiając w ten sposób najbardziej zagrożonych wirusem starszych ludzi profesjonalnej opieki. W zamian seniorzy mają znaleźć się pod opieką rodziny i wolontariuszy. Czy to faktycznie dobry pomysł? Skoro nie wiemy póki co, na ile wirus jest zakaźny, powinniśmy zrobić wszystko, aby osoby najbardziej zagrożone epidemią miały jak najbardziej profesjonalną opiekę. Wolontariusze i rodziny mają pewnie wiele dobrej woli, ale zazwyczaj nie posiadają wiedzy, co zrobić, aby ochronić starszą osobę przed zakażeniem.
Trudno też zrozumieć jeden ze sztandarowych programów rządu, jakim jest akcja „Lot do domu”. Skoro władza postanowiła zawiesić połączenia lotnicze i wprowadzić kwarantannę dla wszystkich przyjezdnych, to trudno pojąć, jaki jest sens masowego sprowadzania rodaków do kraju. Sprowadzanie ich z krajów, gdzie wirus jest rozpowszechniony, to groźba zarażenia wszystkich pasażerów lotu i latających załóg; sprowadzanie ich z państw, gdzie epidemia ma charakter śladowy, to narażanie ich na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Na dodatek obejmowanie kwarantanną i opieką medyczną dodatkowych tysięcy ludzi to potężne obciążenie dla systemu i groźba blokady służby zdrowia w czasie, gdy może nastąpić skokowy wzrost liczby osób ciężko chorych. Mimo to w tej sprawie trudno usłyszeć krytykę ze strony opozycji.
Jednym z nielicznych krytycznych komunikatów odnośnie sposobu walki z epidemią jest głos polityków Koalicji Obywatelskiej odnośnie małej liczby wykonywanych testów. Słusznie! Jak można zdiagnozować liczbę chorych bez wykonywania testów? Rząd przekonuje, że robi badania osobom, które kontaktowały się z chorymi, i tym, które mają objawy chorobowe. Doprawdy? W samym lutym na grypę zachorowało ponad 800 tys. osób, a podczas grypy chorzy mają zazwyczaj podobne objawy, co przy koronawirusie. Mimo to przez kilkanaście dni władza robiła śladowe liczby testów, a również teraz przeprowadza ich znacznie mniej niż w większości krajów dotkniętych wirusem. Przeznacza się olbrzymie środki na objęcie kwarantanną ludzi, którzy się dobrze czują, a nie bada się chorych, którzy przychodzą na nocny dyżur z gorączką 39 stopni. Jaki to ma sens? Mimo to mało kto wskazuje na ten brak spójności, a nieliczni sceptycy są krytykowani, że zbijają na sprawie testów „polityczny kapitał”. Przytakiwanie władzy stało się wręcz miarą politycznej odpowiedzialności.
Epidemia koronowirusa to wielkie wyzwanie tak dla rządu, jak i dla opozycji. W wielu przypadkach trzeba działać szybko i stanowczo. Ale to nie znaczy, że wszyscy mamy się zgadzać co do rozwiązań, które mają bezpośredni wpływ na nasze zdrowie i życie. Epidemia nie zawiesza demokracji ani nie znosi podziału na rząd i opozycję. Od opozycji oczekuję, aby patrzyła władzy na ręce i proponowała alternatywy wobec jej polityki, a nie, aby jej przytakiwała w imię bliżej nieokreślonego wspólnego interesu narodowego.
Pamiętajcie o obozach
Czas na szczerość, co w dzisiejszej Polsce raczej szkodzi, niż pomaga. Przyjechał otóż do …
400 posłów ubogaciło nas specustawą. Teraz POKO kombinuje jak przesunąć wybory, ale do macherów z PiS-u są harcerzykami.
Z chwilą, gdy Pinokio powiedział, że oni (rząd! my to my) mają,sytuację pod kontrolą od 9-GO STYCZNIA! (tak, tak to powiedział!), to zasługuje tylko na powieszenie za cochones. Reszta jest milczeniem owiec.
Ale Pinokio już od ponad wielu lat nie reprezentuje rządu… przynajmniej polskiego. Po Pinokiu były jeszcze 2 panie premier i dopiero obecny, więc chyba przeniosłeś się w czasie i to sporo
Kocie, chyba Ty nie jarzysz – tamten to był tylko Kaczor Donald. Pinokiów aż tak dużo nie ma.
Wydaje mi się, że optymalną strategią walki z pandemią w krajach zaawansowanych cywilizacyjnie byłoby koncentrowaniu się wyłącznie na grupach ryzyka (izolacja, opieka lekarska, pomoc w codziennej aktywności) oraz uzyskaniu przez pozostałą część populacji odporności swoistej. Ponieważ objawy są nikłe lub żadne u ok. 80% zarażonych, liczba zgonów w tej części populacji nie byłaby zapewne wysoka, a skuteczna ogólna opieka medyczna mogłaby liczbę tę zmniejszyć znacząco.
Przy takim scenariuszu udałoby się ograniczyć pandemię, przeczekać do czasu opracowania szczepionki (perspektywa do końca roku) – nie obciążając nadmiernie służby zdrowia i nie demolując gospodarki.
Można było polemizować z autorem tekstu bez chamstwa.
Zbyt wiele wymagasz… Tutaj takie komentarze to nie tyle norma, co prawie wyłączny sposób na wyrażanie swoich poglądów. Prawie wszyscy komentujący mają tak marne argumenty, że zaczynają od inwektyw, zdrabniania lub przekręcania imion autorów tekstów, żeby (jak myślą) odebrać im powagę. Zastanawiam się od dawna, dlaczego nadal można komentować, skoro od miesięcy, a może i lat nie było pod żadnym artykułem merytorycznej dyskusji. Ludzie, którym bliskie są ideały prawdziwie lewicowe nie dyskutują pod artykułami, bo trudno im się zniżyć do poziomu tutejszych trolli, a merytorycznie nie ma z kim porozmawiać. Drugą stroną medalu jest drastyczny spadek jakości treści… W zakładce „wiadomości” chciałbym zobaczyć surową treść faktów, a nie mini publicystykę pod clickbaitowym tytułem. Od dawna jednak bardziej przypomina to popularne portale plotkarskie, zarówno poziomem tekstów. Wchodzę tu dla wyjątków. Jednym z nich są teksty pana Piotra Szumlewicza właśnie.
„zarówno poziomem tekstów, jak i komentarzy pod nimi” miało być :)
Raczysz przesadzać, pod prawie każdym tekstem jest w miarę konstruktywna dyskusja, a głupie teksty wali raptem 1-2 komentujących. Znaj proporcję mocium panie: porównaj sobie z codziennymi portalami informacyjnymi – tam to jest bełkot w komentarzach. Odnośnie clickbaitowej publicystyki zamiast newsów – zgadzam się.
„Jednym z nielicznych krytycznych komunikatów odnośnie sposobu walki z epidemią jest głos polityków Koalicji Obywatelskiej odnośnie małej liczby wykonywanych testów. Słusznie!” — toś przysolił Szumlewicz!!! Jeden test to koszt 450 zł., zrobienie go 10 milionom Polaków to CZTERY I PÓŁ MILIARDA złociszy!!!! 4.5 miliarda a to jednorazowy test dla jednego obywatela, pomyśl mędrku Szumlewiczu, że robimy taki test raz w tygodniu 30% populacji — wychodzi miesięcznie ponad 20 miliardów, stać nas?
Ps. Godzinę po wykonaniu testu można coś złapać, pomyśl o tym mądralo…………