Prezydent Francji Emmanuel Macron bez problemu zjednał sobie Austrię do pomysłu reformy europejskiej dyrektywy z 1996 r. o pracownikach delegowanych. Kanclerz Christian Kern jest tak samo za ograniczeniem ich liczby, jak Macron: „Stworzyliśmy miejsca pracy, ale bezrobocie nie zmalało proporcjonalnie, z powodu pracowników zagranicznych”.
Macron używał wielkich słów, mówił, że dyrektywa z 1996 r. jest „zdradą ducha europejskiego” i sugerował, że będzie walczył z dumpingiem socjalnym – „Rynek europejski i wolność przemieszczania się pracowników nie mają na celu faworyzować krajów, które promują słabość praw socjalnych.” Macron i Kern rozmawiali w Wiedniu również z premierami Czech i Słowacji, Sobotką i Fico, a w czwartek i piątek prezydent Francji poleci do Rumunii i Bułgarii.
Kwestię pracowników delegowanych poruszali w swych kampaniach prezydenckich kandydat lewicy Jean-Luc Mélenchon i Frontu Narodowego Marine Le Pen, prezentując podobne stanowisko: pracownicy delegowani są „konkurencyjni”, czyli tani, bo zagraniczny pracodawca nie płaci ubezpieczeń zdrowotnych, składek emerytalnych itp. według stawek kraju przyjmującego, lecz delegującego. Tymczasem pracodawcy powinni opłacać je tak samo jak pensję, według stawek miejscowych.
Pracownicy delegowani we Francji (jest ich ok 300 tys., w tym blisko 50 tys. Polaków) byli też obiektem kampanii Macrona, ale problem ich „nieuczciwej konkurencji” kandydat obiecał załatwić inaczej niż „populiści”. Francuskie propozycje zmiany kluczowej dyrektywy ograniczają się do skrócenia czasu delegowania (z 36 do 12 miesięcy) i walki z „firmami-skrzynkami pocztowymi” , tj. pracodawcami, którzy tworzą nieaktywne przedsiębiorstwa w Europie Wschodniej, tylko po to, by korzystać z bardzo korzystnej dla nich dyrektywy. Sama zasada dumpingu zostanie jednak zachowana, ubezpieczenia socjalne pozostaną takie, jak w kraju pochodzenia pracownika.
Macron niezbyt dobrze zaczął swoją prezydenturę. Po pierwszych 100 dniach jego popularność spadła nawet poniżej wyników jego poprzednika Hollande’a w porównywalnym okresie. Podróż do Europy Środkowo-Wschodniej ma być dowodem, że jednak obchodzą go problemy „zwykłych ludzi”, chce pokazać na użytek wewnętrzny, że „coś robi”. Zmiany w dyrektywie nie nastąpią tak szybko, a kiedy w końcu do nich dojdzie, będą raczej kosmetyczne.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…