Co oprócz sprawy śmierci Magdaleny Żuk w Egipcie rozgrzewa opinię publiczną? Wczoraj kolejny medialny samograj nakręcił Filip Chajzer, pokazując filmik z gimnazjalistkami z Gdańska Oruni, znęcającymi się na szkolnym dziedzińcu nad koleżanką. Sprawa została nakręcona w słusznej i zbawiennej intencji, ale wnioski, jakie wyciągnął z niej red. Chajzer uważam za błędne.
Autor bulwersującego posta kilka razy zmieniał jego opis. Najpierw wykasował przemycone tam ukradkiem słowo „katoliczki”, po tym, jak internauci słusznie zwrócili mu uwagę, że trudno wyrokować o stopniu religijnego zaangażowania młodych oprawczyń. Natomiast wnioski końcowe pozostały niezmienione: oto pisowska reforma edukacji zmiesza teraz roczniki i te rozwydrzone piętnastki wepchnie do jednego budynku z siedmiolatkami. Od razu odezwały się głosy przerażonych rodziców. Moja Hania ma chodzić do jednej szkoły z taką patologią? Mój Ksawery? Co to będzie?
Wiele można zarzucić „deformie” edukacji, ale nikt, kto pamięta 8-klasową podstawówkę, nie utyskiwał na jakieś systemowe znęcanie „dorosłych” ośmioklasistów nad dzieciuchami z klas 1-3. Takie zjawiska zachodzą w obrębie zbliżonej grupy wiekowej, bo to sprzyja podziałowi na kasty. Siódmo- i ósmoklasiści mają swoje sprawy, dzieciaki swoje. Koegzystując od początku na jednej edukacyjnej przestrzeni uczą się, że nie są pępkami świata, że obok są ludzie o innych potrzebach, które należy respektować. Wbrew pozorom, starsi lubią „opiekować się” młodszymi rocznikami. Lubią czuć się ważni, potrzebni i dojrzali. Zamiast odgradzać ich murem, należy postawić na jeszcze ściślejszą socjalizację – zrobić specjalne programy, w ramach których za opiekę, pomoc, korepetycje dla młodszych podopiecznych, można podwyższyć sobie ocenę z zachowania czy WOS. I przekonać starszych, że dzieciaki nie gryzą, a solidarność ponadpokoleniowa jest po prostu fajna.
W szkole jak najbardziej jest miejsce na mieszanie pokoleń, ale też na mieszanie środowisk, zamiast tworzenia podziałów na placówki elitarne i te „dla plebsu”. Byłam ostatnim rocznikiem 8-klasowego trybu. Chodziłam do zbiorczej, rejonowej podstawówki z podwarszawskiego miasteczka znanego jako „mafijne”, gdzie trafiały się persony naprawdę nieciekawe. Jednak dzięki wysiłkowi nauczycieli i właśnie Błogosławionej Rejonizacji, wielu moich rówieśników z domów biednych, spatologizowanych czy przestępczych – skończyło szkołę, obudziło w sobie ambicje, uwierzyło, że nie są gorszego sortu, nie trzeba ich zamykać w osobnych klatkach z napisem „dzikie zwierzęta”. Dzięki mieszaniu się dzieciaków z różnych środowisk, oni dostali wzorce pozytywne. Getta tylko wzmacniają patologiczne zachowania. Trudniej się ich wyrzec, kiedy wyjście ze strefy społecznej dżungli jest czymś wyjątkowym, rzadkim. Wtedy przeraża.
Często agresja, bicie, nękanie to jedyne sposoby na to, żeby te dzieciaki poczuły się pewnie. To jedyne, czym mogą poszczycić się w towarzystwie, bo nikt im nigdy nie pokazał, że są dobre w czymkolwiek innym i że mogą czuć się akceptowane również w grupie mającej inne priorytety. Przemoc może zdarzyć się w każdej szkole. To zawsze sprawa bardzo indywidualna, wymagające specyficznego podejścia i mobilizacji pedagogów. Z pewnością jednak nie pomaga izolowanie: młodszych od starszych, zdolnych od patologii, grzecznych od „niegrzecznych”, biednych od bogatych. Argumenty red. Chajzera są chybione. Intergracja to najsłabszy punkt gimnazjów i tak naprawdę jest to argument za reformą.
AI – lęk czy nadzieja?
W jednym z programów „Rozmowy Strajku” na kanale strajk.eu na YouTube, w minionym tygodniu…
Szkoła to wylęgarnia patologii bez względu na ustrój!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Tutaj dla odmiany mądry artykuł panny Weroniki. Gimnazja należy zlikwidować, kiedyś zresztą był to postulat lewicy. SLD chyba to proponowała parę lat temu, a teraz tchórzowsko się z tego wycofało.
Problem z reformą jest taki, ze ona niczego nie zmieni. Przez lata infrastruktura była budowana pod kątem 6-letnich podstawówek i 3-letnich gimnazjów. Oba typy szkół zazwyczaj mieszczą się w osobnych budynkach. To oczywiste, że tak będzie nadal. Dzieci do piątej lub szóstej klasy będą umieszczone w jednym budynku natomiast od szóstej lub siódmej w innym, więc izolacja będzie występować tak czy siak, nieważne czy szkoły będą miały inne nazwy. Natomiast poniesione koszty będą olbrzymie. Gimnazja były poronionym pomysłem, ale rzeki kijem się zawrócić nie da.
Niezupełnie się z panią zgodzę.
Przemoc nie tyle, ze może się pojawić – przemoc JEST (a przynajmniej była kiedy ja chodziłem do szkoły i wątpię aby coś się zmieniło) w każdej szkole, a grono nauczycielskie najczęściej kompletnie sobie z nią nie radzi, zupełnie ją ignoruje lub nawet czasem pada jej ofiarą.
Ja również kończyłem szkołę ośmioklasową, ale to nie ma nic do rzeczy bo nie zamierzam się odnosić do reformy.
Chodzi mi o co innego – z każdego poziomu edukacji pamiętam – że kiedy do klasy dołączano tych niegrzecznych zawsze kończyło się to (w najlepszym razie) ewidentnym przeszkadzaniem w lekcji lub (w najgorszym) agresywnymi wybrykami wobec słabszych uczniów a raz nawet wobec nauczyciela.
Nie twierdzę, że należy robić getta bo efekty byłyby pewnie jeszcze gorsze, ale opowiadanie, ze dzieci niegrzeczne jak dostaną pozytywne wzorce zrobią się nagle grzeczne jest naciągane. Poprostu te niegrzeczne będą robiły mniej lub bardziej szkodliwe „psikusy” albo wprost się znęcały nad tymi grzecznymi.
Dokładnie tak!