Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego zapędził się w swoim „audycie”. Zarzucił szefowi Instytutu im. Adama Mickiewicza, że wydał na swoje wyjazdy służbowe ponad 8 mln zł. Dziś przeprasza.
Żeby jednak Piotr Gliński sprostował nieprawdziwe informacje, jakie polecił umieścić na stronach Ministerstwa Kultury, szef Instytutu im. Adama Mickiewicza Paweł Potoroczyn musiał napisać do niego list otwarty. Potoroczyn zarzucił Glińskiemu, że podczas akcji pt. „sejmowy audyt” wprowadził opinię publiczną w błąd, podając nieprawdziwe informacje i jeszcze publikując je na stronach ministerstwa. Piotrowi Glińskiemu wyszło, że sam szef instytutu wydał 8,6 ml zł na „budzące zastrzeżenia podróże służbowe”.
Paweł Potoroczyn napisał w liście, że „te horrendalne kwoty przeczą rozsądkowi”, ponieważ „według cennika NASA za taką kwotę można wysłać stukilowego dyrektora IAM w kosmos dwa razy”. Odesłał Glińskiego do ministerialnego raportu po kontroli z 2013 r. Wynika z niego, że za 8,6 mln zł Instytut sfinansował podróże służbowe nie dyrektora, ale 3 tysięcy osób. To całkowity koszt, jaki pokrył IAM w związku z podróżami orkiestr, ekip artystów, mecenasów, dziennikarzy. Potoroczyn zarzucił też Glińskiemu niekompetencję – w bardzo zawoalowanej formie. Uświadomił go bowiem, że działalność instytutu na tym właśnie polega – na promocji polskiej kultury poza granicami. Sam na swoje podróże służbowe wydał ok. 200 tys. zł. Poprosił o zdjęcie ze stron ministerstwa nieprawdziwych, oczerniających instytut informacji.
Apel szefa IAM odniósł dziś skutek. Piotr Gliński w programie TVP Info „Minęła dwudziesta”, powiedział wczoraj: – Ja się przejęzyczyłem odnośnie wyjazdów szefa Instytutu Mickiewicza. Chciałbym to wyjaśnić publicznie, bo takie sprawy trzeba wyjaśniać. Te dane, które podałem, dotyczyły oczywiście wyjazdów wszystkich pracowników i instytucji współpracujących z Instytutem Mickiewicza. Więc nie tylko szefa. Natomiast dyrektor tego Instytutu faktycznie w 2013 roku potrafił wydać 200 tys. na same wyjazdy i spędził prawie połowę swojego czasu pracy za granicą. Nawet nie byłbym taki krytyczny wobec tego, gdyby nie fakt, że Instytut Mickiewicza powinien pełnić inne funkcje niż funkcje agencji wyjazdowej. To jest w jakimś sensie sponsorowanie funkcjonowania zachodnich czy zagranicznych instytucji kultury. Bo my wydajemy pieniądze na różnego typu imprezy polskie, czy z polskim akcentem, które tam się odbywają za granicą i to dobrze. Ale to nie może być główna działalność tego typu agencji. To nie jest polityka właściwa promocji polskiej kultury za granicą.
Wygląda na to, że pomimo iż minister kultury przyznał się do „przejęzyczenia” pod naciskiem faktów, nadal nie do końca rozumie ideę promocji kultury. Najchętniej zamknąłby ją w Polsce na cztery spusty.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…